Mój Lech: Deyna w Kolejorzu, 60 tysięcy na drugiej lidze i radość Cruyffa
Co może napisać o Lechu Poznań rodowity poznaniak, który ponad trzydzieści lat mieszka w Chicago? Taki, który najbardziej pamięta "Kolejorza" z czasów, kiedy na mecze chodziło 50 tysięcy kibiców, a fabryka “u Ceglorza” pracowała w poniedziałki lepiej albo gorzej - wszystko zależało od tego czy Lech wygrał czy przegrał?
Trudno było nie być fanem sportu (każdego), jak ojciec Stanisław jest przez kilkadziesiąt lat szefem działu sportowego w “Gazecie Poznańskiej”, a samemu zostajesz chyba najmłodszym etatowym pracownikiem “Gazety” (po znajomości) w Polsce. Za chwilę o Bilbao, Borussi Moenchangladbach i Barcelonie, ale najpierw parę zdań dla tych, którzy mają mniej niż czterdzieści lat i nie są z Poznania - nie możecie sobie wyobrazić, czym był dla miasta Lech w latach siedemdziesiątych, kiedy klub wchodził do ekstraklasy. Na stadion imienia 22 lipca kilkadziesiąt tysięcy kibiców (60 tysięcy na decydującym awansie z ŁKS-em!) przychodziło na mecze piłkarzy w drugiej lidze, tyle samo w rundzie wiosennej 1973 roku. No właśnie: można sobie sobie dziś wyobrazić?
ZOBACZ TAKŻE: Lech z Benficą przy prawie pustych trybunach
Pierwsze wspomnienie związane z Lechem jest nie do końca piłkarskie. Nie do końca, bo byli kibice i piłkarze Lecha, ale nie na stadionie, tylko w domu kultury “Raszyn”. Nie pamiętam czy ktoś robił to wcześniej, ale pomysł spotkania kibiców z piłkarzami Lecha, jesienią 1972 roku, wyszedł chyba od ojca. Pierwsze spotkanie z kibicami w historii klubu, więc nikt nie był pewien czy pomysł wypali. Wypalił - i to jak! Zakochani w Lechu fani stali w kolejce, żeby wejść do sali na dwie godziny przed rozpoczęciem spotkania, a godzinę przed sala już pękała w szwach.
Staszek, który przez wiele godzin prowadził to spotkanie, był moderatorem pomiędzy reprezentantami piłkarzy, kapitanem drużyny Januszem Stepczakiem, czołowym strzelcem Włodzimierzem Wojciechowskim i kibicami, bo tematów nie brakowało.
- Pierwsze pytanie dotyczyło palącej Poznań plotki, iż Lech ma zamiar pozyskać z Legii Warszawa mistrza olimpijskiego Kazimierza Deynę. Kibice chcieli wiedzieć, czy to prawda. Lech odpowiadał: - Nic nam nie wiadomo o zmianach w drużynie, a ludzie lubią plotkować - wspomina w opracowaniu Radek Nawrot.
ZOBACZ TAKŻE: Portugalczycy szykują na Lecha najmocniejszy skład
Lech w europejskich pucharach to z moich wspomnień mecze z Athletic Bilbao, Borussią Moenchengladbach i Barceloną. Ten ostatni był najbardziej dramatyczny, ale najlepiej pamiętam dwa pierwsze. Szczególnie 45 minut z Bilbao w Pucharze Europy (dzisiejsza Liga Mistrzów), z pierwszego występu w Europie po mistrzowskim tytule Lecha w 1983 roku. 2:0 do przerwy z mistrzem Hiszpanii, niezliczone sytuacje bramkowe w drugiej połowie. Trudno dziś uwierzyć, ale jakby Lech wygrał wtedy nie 2:0, lecz dwa razy wyżej, to byłby i tak najmniejszy wymiar kary dla Hiszpanów. Przydałoby się, bo w Bilbao było 0:4.
Mecz z Borussią z jesieni 1985 roku pamiętam dlatego, że to miała być miazga. Poznaniacy zawsze mieli mocny szacunek do niemieckiej piłki, więc przed wyjazdem na mecz do Niemiec opinie były takie, że jak skończy tylko na 0:3 “to będzie dobrze”, choć nie brakowało takich, którzy przepowiadali pogrom. Było 1:1, ekstaza, mamy ich, konsternacja w Niemczech i ten fatalny gol samobójczy Niewiadomskiego w rewanżu przy Bułgarskiej. Gol, który ustawił mecz i ostatecznie wyeliminował Lecha z Pucharu UEFA po przegranej 0:2. Lech odpadł, ale jestem pewien, że wielu obrońcom Borussii Mirek Okoński do dziś śni się po nocach.
I wreszcie Barcelona w 1988 roku. W klubie nie było już “Okonia”, zespół niczym nie wyróżniał się rozgrywkach ligowych, a tutaj ekipa Henryka Apostela miała grać z klubem prowadzonym przez Johana Cruyffa, gdzie w drużynie byli Zubizarreta, Eusebio, Roberto czy Lineker? Jak?!
ZOBACZ TAKŻE: Portugalska prasa pewna swego. Lech Benfiki nie zatrzyma
Kiedy Heniek trenował chicagowskie “Orły”, rozmawialiśmy na ten temat wiele razy, a trener zawsze mówił, że brak oczekiwań bardzo im pomógł, zezłościł piłkarzy skazanych na porażkę. - Najbardziej wkurzało chłopaków, że po szoku w Barcelonie, gdzie było 1:1, wszyscy w Polsce zapowiadali, że w rewanżu w Poznaniu wrzucą nam piątkę na luzie - wspominał Apostel.
Piłkarze Barcelony przyjechali do Poznania 48 godzin przed meczem, na mieście się nie pokazywali, ale ich oficjalny trening był takim szlagierem dla fanów, że sprzedawano na niego bilety. Ceny wejściówek na mecz (nominalna wynosiła 1500 złotych) u koników były dziesięć razy wyższe niż te, których dawno w normalnej sprzedaży nie było. Nie było też “piątki” - był mecz, w którym to Lech atakował, szczególnie w pierwszej połowie, a skończyło się na remisie 1:1 i dramatycznych przegranych rzutach karnych, o których mój dziadek z ulicy Grunwaldzkiej opowiadał jeszcze dekadę później. Cruyff na konferencji prasowej był szczęśliwy, Barcelona wyjechała z Poznania i wygrała Puchar Zdobywców Pucharów nie mając w drodze po tytuł już takich problemów jak w Poznaniu. Ale... to było wtedy, dziś tylko “w górę serca, niech zwycięża Lech Kolejorz!
Transmisja meczu Ligi Europy Lech Poznań - Benfica Lizbona w czwartek od godziny 18:45 w Polsacie Sport Premium 1. Przedmeczowe studio rozpocznie się już o 17:00.
Przejdź na Polsatsport.pl