Kowalski: Pochwała przegranych, czyli porażka, która nie podcina skrzydeł piłkarzy Żurawia
Lech Poznań nie dał rady Benfice Lizbona, ale zewsząd słychać głosy, że wstydu nie przyniósł. Można nawet wyczuć nutkę zachwytu. Po porażce dwoma bramkami na własnym stadionie? Czy nie ma w tym przesady? Jak można zachwycać się przegranym meczem? Okazuje się, że można i nie ma w tym grama przesady. Jeśli Lech dalej będzie grać w obecnym stylu, zwycięstwa przyjdą. I to bardzo szybko.
Po fantastycznych meczach, wygrywanych w wielkim stylu ze Szwedami, Cypryjczykami i Belgami w eliminacjach Ligi Mistrzów, można było spodziewać się, że Lech... spuści nieco z tonu w fazie grupowej. Bo zawsze tak to w polskiej piłce działało. Nie potrafiliśmy pójść za ciosem po jakimś wzlocie, przełożyć tego co dobre z nieco słabszymi rywalami w starciach z lepszymi. Najczęściej pojawiało się jakieś rozluźnienie, efekt nasycenia, świadomość, że i tak już dużo osiągnęliśmy, że sam awans to jest coś. Dodajmy, że zawodnicy byli rozpieszczani przez media, a także musiało urosnąć ich ego po tym, jak oferty z zagranicznych klubów zaczęły sypać się jak z rękawa (Moder nawet podpisał już kontrakt w Anglii). Obawy podsycał przegrany kolejny mecz w Ekstraklasie z Jagiellonią i to już po grze, która nie przypominała tego elektryzującego Lecha nawet w procencie.
ZOBACZ TAKŻE: MŚ 2022: Poznaliśmy termin losowania europejskich eliminacji
Szybko zostały one jednak rozwiane. Lech od początku ruszył na Benfikę bez żadnych kompleksów. Owszem, szybko stracił bramkę, ale też błyskawicznie straty odrobił. Z rywalem, który na transfery wydał 100 mln euro normalnie grał w piłkę, śmiało atakując, oddając mnóstwo strzałów, dokładnie tak samo w ofensywie, jak w tych wcześniejszych grach. Wystawiając w pierwszym składzie siedmiu młodych albo bardzo młodych Polaków. To przez długi czas była znakomita reklama polskiej piłki nożnej. Przy stanie 2:3, były dwie idealne okazje, aby doprowadzić do remisu. W zamian Benfica skarciła drużynę Żurawia po raz czwarty i wynik przekłamał nieco wydarzenia boiskowe. O co oczywiście nie ma co się obrażać. Tak naprawdę o zwycięstwie gości zdecydowały detale. W największym stopniu fakt, że na środku defensywy musiał wystąpić duet, który wcześniej ze sobą nie grał Dejewski – Crnomarkovic oraz fantastyczny dzień zdobywcy trzech holi dla drużyny z Lizbony – Nuneza. Urugwajczyk po meczu zdobył się nawet na pochwałę wicemistrzów Polski. - Przyznaję, ładnie nas atakowali, ale my potrafimy się bronić - powiedział.
Mimo porażki, mecz w Poznaniu nie miał prawa podciąć skrzydeł piłkarzy Żurawia. Jeśli nie zejdą z obecnej ścieżki, a do defensywy wróci Satka, awans z grupy będzie całkiem realny.
Przejdź na Polsatsport.pl