Zbigniew Boniek zdradza kulisy swojej kariery. Poznajcie „Mecze mojego życia”!
Rozegrał wiele niesamowitych meczów, został legendą polskiej piłki, zaliczył przygodę z reprezentacją Polski w roli selekcjonera, a teraz stoi na czele PZPN. Zbigniew Boniek od lat ma wielki wpływ na historię futbolu w naszym kraju. Które spotkania były dla niego tymi kluczowymi? Które zapamiętał najlepiej? Odpowiedź na te i inne pytania znaleźć można w oficjalnej książce szefa polskiej piłki – „Mecze mojego życia”.
Zbigniew Boniek zabiera czytelnika za kulisy najważniejszych spotkań w swoim życiu. Prezes PZPN opisuje m.in. nerwową atmosferę mundialu w 1982 roku oraz mecz o trzecie miejsce, na który w jego odczuciu piłkarzom trudno było się zmobilizować. Ponadto opowiada o młodzieńczych czasach, “urywaniu się” z lekcji, zatargu z majorem Wojska Polskiego oraz talonie na Malucha, który otrzymał za transfer do Widzewa.
Jak wyglądały kulisy legendarnego meczu z Niemcami z 2014 roku? Co działo się wewnątrz prowadzonej przez Bońka kadry i dlaczego jego przygoda w roli selekcjonera zakończyła się tak szybko? Co zadecydowało, że powierzył funkcję selekcjonera Adamowi Nawałce? Na te wszystkie pytania można znaleźć w książce “Mecze mojego życia”.
Książka obrazuje drogę od chłopaka z bydgoskich ulic, nieśmiało stawiającego pierwsze kroki w świecie dorosłej piłki, przez “Bello di Note”, do selekcjonera kadry i prezesa PZPN.
Fragment książki:
Z Francją nie mógł grać Smolarek (zawieszony za kartki), ja wracałem do składu po jednomeczowej przerwie. W takich sytuacjach zawsze docenia się kolegę, który nie może wystąpić. Ze Smolarem grało mi się znakomicie; był szybki, silny, walczył o każdą piłkę, przy korzystnym wyniku potrafił wziąć na siebie nawet dwóch rywali i „odholować” ich do narożnika boiska – wszystko po to, by zarobić cenne sekundy, tak jak to się stało w starciu z ZSRR. Ale nie mogliśmy go bez końca żałować, trener musiał coś wymyślić.
Przy kolacji dzień przed meczem spokojnie wypiliśmy po dwa piwka – to zawsze pomagało zbudować nam atmosferę, która zaczynała być luźna, swobodna. W drużynie nie było zresztą ani śladu tak dobrze nam znanego napięcia przedmeczowego.
Po kolacji Piechniczek zawołał mnie do siebie. Zaczął bez owijania w bawełnę:
– Widzę, że zaczyna się to trochę rozłazić, coraz trudniej mi was zmobilizować… Rozmawiałem dziś z Marianem Renke, przewodniczącym Głównego Komitetu Kultury Fizycznej i Sportu [odpowiednik dzisiejszego Ministerstwa Sportu]. I pan minister mówi: „Jeśli jutro nie wygracie, to nikt w Polsce nie będzie pamiętał o tych mistrzostwach świata. Musicie wygrać, jeśli chcecie przejść do historii”. Wchodzicie do historii czy nie? – Pytanie naszego trenera było raczej retoryczne.
„Dlaczego trener rozmawia o tym ze mną? Przecież kapitanem jest Władek Żmuda” – pomyślałem. Mieszkałem z Władziem w jednym pokoju, graliśmy razem w Widzewie i mieliśmy świetne relacje. Ale wiadomo, że moja pozycja w drużynie była mocna. A trener chciał przeze mnie i najstarszych zawodników przekazać pozostałym konkretne przesłanie: „Panowie, mistrzostwa jeszcze się nie skończyły, został nam ostatni, najważniejszy mecz – o medal!”. Piechniczek wiedział, że wyjaśnię to kolegom. Trafił do mnie, bez dwóch zdań.
Rzeczywiście – spotkanie pocieszenia mogło okazać się najważniejszym meczem w naszym życiu. Już w pokoju zacząłem się niepokoić. Renke i Piechniczek mieli rację! Stan wojenny w Polsce, tyle trudności z przygotowaniem do mundialu, tyle poświęceń i mamy wrócić bez medalu? Zostało nam tylko 90 minut, by zdziałać coś konkretnego. Jeśli wrócimy bez trzeciego miejsca, kibice powiedzą: „No tak, grali w Hiszpanii, zajęli czwarte miejsce. Boniek strzelił trzy bramki w meczu z Belgią… i to wszystko”. Tyle ma zostać po tym niezwykłym turnieju? Czwarte miejsce? Ta najgorsza dla każdego sportowca lokata? A rywal był piekielnie mocny. Reprezentację Francji tworzyli klasowi, doświadczeni piłkarze, do tego była to wybiegana drużyna, która potrafiła grać niezależnie od klasy rywala.
Chodząc po pokojach, zauważyłem, że jedni grają w karty, inni piją piwko, a atmosfera nie jest specjalnie bojowa. Żadnej myśli, żeby przejść do historii. Zaczęliśmy gadać z Władkiem, Pawłem Janasem, ze Stefanem Majewskim i powoli dochodziliśmy do wniosku, że trzeba tę Francję ograć. Jechaliśmy „na rezerwie”, czuliśmy się potwornie zmęczeni, goniliśmy resztkami sił. Ale chcieliśmy zagrać głową, chęciami i poświęceniem.
Zostały nam 24 godziny. Koncentracja i wychodzimy na Francuzów!
Zbigniew Boniek
„Zbigniew Boniek. Mecze mojego życia”
Autor: Zbigniew Boniek, Janusz Basałaj
Premiera: 28.10.2020
Cena okładkowa: 44,99 zł
Liczba stron: 320
Przejdź na Polsatsport.pl