Kowalski: Brak powołania dla Puchacza poważnym niedopatrzeniem trenera Brzęczka
Nie opadły jeszcze emocje po fantastycznym meczu Lecha Poznań ze Standardem Liege w Lidze Europy, a już nasz eksportowy zespół zmierzy się w ligowym szlagierze z Legią Warszawa. Czyli największe polskie oczarowanie na arenie międzynarodowej z największym rozczarowaniem.
Smaczków, podtekstów i około meczowych dodatków podgrzewających atmosferę jest mnóstwo (m.in. drwiny poznaniaków z tzw. afery wirusowej w drużynie Michniewicza). I konia z rzędem temu, kto trafi wynik. Legia gra przeciętnie, ale jest wypoczęta i zmotywowana przed walką z prestiżowym, wychwalanym rywalem. Lech za to wymęczony Ligą Europy, ewidentnie odpuścił początek zmagań ligowych, ale porażka akurat z tym przeciwnikiem traktowana jest w Poznaniu jak potwarz. Emocje zatem gwarantowane, ale będą one preludium do meczów rozpędzającej się i coraz bardziej kochanej drużyny Jerzego Brzęczka.
I w tym kontekście warto zadać pytanie, czy selekcjoner wyciągnął z Lecha do kadry już wszystkich, którzy na to zasługują (powołania dostali Jakub Kamiński i Jakub Moder)? Wydaje się, że brak nominacji dla Tymoteusza Puchacza jest błędem. Zresztą pierwszym rzucającym się w oczy od wielu miesięcy w wyborach personalnych selekcjonera.
Puchacz, grając na od lat najsłabiej obsadzonej pozycji reprezentacyjnej, czyli lewej obronie, w Lechu jest maszyną nie do zatrzymania. Podczas meczu ze Standardem nie zatrzymywał się od pierwszej do dziewięćdziesiątej minuty, biegając i harując intensywnie od pola karnego do pola karnego. Nie dość, że nie dawał się ogrywać w defensywie bardzo przyzwoitym rywalom z ósmej ligi europejskiej (według rankingu UEFA), to jeszcze napędzał akcje ofensywne. Zanotował dwie piękne asysty przy golach Mikaela Ishaka, a kilkukrotnie dogrywał tak, że koledzy powinni jego akcje także zakończyć golami. I to nie jest żaden wyjątkowy przypadek, ale kolejny znakomity mecz 21-letniego gracza, także na arenie międzynarodowej. Kiedy ma zatem trafić do kadry, jeśli nie teraz (zagramy towarzysko z Ukrainą oraz w Lidze Narodów z Włochami i Holandią)?
ZOBACZ TAKŻE: Trener Mancini wysłał powołania na mecz z Polską
Wiele można powiedzieć o manewrach selekcjonera, ale nie to, że nie potrafi dostrzec młodych. Dawał szansę Bielikowi, powołuje Szymańskiego, Jóźwiaka, Walukiewicza, Gumnego czy Kamińskiego. I bardzo dobrze. Po to zmienił Nawałkę, aby odświeżyć reprezentację. Jak jednak można nie dostrzec Puchacza, skoro gołym okiem widać, że to obecnie jeden z najlepszych polskich piłkarzy, nie tylko na swojej pozycji? Najprawdopodobniej Brzęczek wciąż po prostu wyżej w hierarchii ustawia Arkadiusza Recę i Macieja Rybusa. I teoretycznie te decyzje się bronią. Rybus gra w Lidze Mistrzów, Reca w Crotone w lidze włoskiej, jednak dużo lepszej niż nasza Ekstraklasa. W razie czego na lewą obronę może przestawić też prawego obrońcę Bereszyńskiego.
Tyle, że ani jeden ani drugi ani trzeci nie zagrali na tej pozycji w kadrze meczu, po którym moglibyśmy powiedzieć, że selekcja powinna zostać zakończona. Rybus, jak mawia jeden z trenerów, to piłkarz awaria. Ciągle jest z nim jakiś problem natury zdrowotnej. W Lokomotivie Moskwa, owszem występuje systematycznie, ale w zwłaszcza jak przychodzi do gry obronnej, nie ma za co go pochwalić. Reca, jeden z ulubieńców i odkryć selekcjonera, też nie przekonuje właśnie przede wszystkim w tym elemencie gry. Bereszyński na lewej stronie traci natomiast z pięćdziesiąt procent wartości w grze ofensywnej.
Po prostu aż się prosi, aby właśnie teraz dać szansę Puchaczowi, co - jestem przekonany, na długi czas zamknęłoby dyskusję o tym, kto ma być numerem jeden na lewej stronie. A splendor za kolejne „odkrycie” też przecież spadłby na Jerzego Brzęczka. Jeśli w niedzielę podczas hitu w Warszawie, Puchacz znów zaprezentuje się tak jak kilka dni temu na tle Belgów, trener naszej drużyny narodowej nie będzie miał żadnego argumentu przeciw. Uzupełnić skład zawsze można...
Przejdź na Polsatsport.pl