Polska - Ukraina. Apel do debiutantów: Jeśli nie teraz, to kiedy?!
Mecz z Ukrainą potrzebny jest przede wszystkim piłkarzom, którzy nie grają na co dzień w klubach, oraz debiutantom, którzy wiosną będą mieli już niewielką szansę, by zapracować na wyjazd na Euro.
W najtrudniejszej sytuacji, przynajmniej do zimy, kiedy po raz kolejny otworzy się okno transferowe, są Kamil Grosicki i Arkadiusz Milik. Pierwszy z nich nie zdążył odejść z West Bromwich Albion, a u trenera Slavena Bilicia jego szanse na grę są bliskie zeru, dostał w tym sezonie jedynie 55 minut w meczu Pucharu Ligi Angielskiej przeciwko drużynie z czwartego poziomu rozgrywek na Wyspach. Przelicytował swoją sytuację także napastnik Napoli i choć trener Gennaro Gattuso może nawet chciałby skorzystać z Polaka, koszulki klubu z Kampanii nie pozwala mu założyć charyzmatyczny prezydent Aurelio de Laurentiis.
Podczas konferencji prasowej przed meczem z Ukrainą selekcjoner reprezentacji Polski Jerzy Brzęczek ostrzegł wprawdzie, że zawodnicy, którzy nie grają, mogą mieć problem z wyjazdem na Euro, ale zaraz dodał, że przecież do lata zostało jeszcze dużo czasu i sytuacja obu może się znacząco zmienić. Nie dostaliśmy zatem jednoznacznej opinii, jak wielki kredyt zaufania będą mieli u niego w kadrze obaj niegrający piłkarze, ale sygnał ostrzegawczy poszedł w świat.
Sytuacja obu w kwestii ich przydatności do reprezentacji jest jednak znacząco inna. Choć Milik był kluczowym piłkarzem na ostatnich dwóch wielkich imprezach, odegrał istotną rolę zwłaszcza w kwalifikacjach Euro 2016, u Brzęczka zawsze pozostanie drugim wyborem. I nie wynika to z niechęci selekcjonera lub też braku zaufania, a z taktyki, w której wariant z jednym napastnikiem jest najczęściej stosowanym w obecnej drużynie narodowej. Odkąd Brzęczek wziął kadrę po mundialu w Rosji, Milik w meczach o punkty tylko cztery razy wyszedł w podstawowym składzie.
Jest zatem niekwestionowany w pierwszym wyborze Robert Lewandowski, a o miejsce zmiennika lub też partnera dla kapitana w meczach ze słabszymi rywalami będą walczyć Milik z Krzysztofem Piątkiem. I to tyle, bo trudno przypuszczać, że do szerokiej kadry na Euro może wskoczyć np. Kamil Wilczek czy inny piłkarz, który błyśnie w barwach klubowych. Trzeba sobie jednak odpowiedzieć na pytanie, czy w ogóle ktoś taki jest. Na ten moment nie ma…
Z Grosickim, którego występ w meczu z Ukrainą - z powodu urazu - stoi pod dużym znakiem zapytania, jest zupełnie inaczej. Niezależnie od tego, jak układają się jego klubowe losy, w reprezentacji broni się od wielu lat swoją skutecznością (17 goli w 78 meczach) i wkładem w ofensywny styl gry drużyny narodowej. Zyskuje na tym sam Grosicki, zyskują i partnerzy z linii ofensywnych, których wychowanek Pogoni Szczecin obdziela podaniami na gola. Tych asyst w kadrze Grosicki ma aż 23, by osiągnąć taki wynik w klubie (czy to Hull, czy Sivaspor) potrzebował na to ponad 100 meczów.
Mamy więc czarno na białym odpowiedź na pytanie, komu taki mecz, jak dzisiejszy z Ukrainą jest potrzebny. Jeśli nie w reprezentacji, to nigdzie indziej Milik z Grosickim nie będą doświadczać choćby namiastki rywalizacji. Wprawdzie za kadencji poprzednich selekcjonerów bywało, że zawodnicy odbudowywali się poprzez grę w kadrze, ale nie były to czasy, które wspominalibyśmy z nostalgią. Były to z reguły lata, kiedy drużynie narodowej trudno było o awans na wielką imprezę. Wyjątkiem był jednak Milik u trenera Adama Nawałki. Napastnik nie grał w Ajaksie Amsterdam, szefów klubu przekonał golami z Niemcami (historyczne 2:0) i ze Szkocją.
ZOBACZ TAKŻE: Polska ogra Włochy i Holandię i powalczy o awans?
Dziś sytuacja jest inna, bo inna jest sytuacja polskich piłkarzy zagranicą. Coraz częściej są oni filarami swoich drużyn, od nich trener rozpoczyna ustalanie składu, przez co zwiększa się także rywalizacja w reprezentacji. Jeśli spojrzymy choćby na środek pola, okaże się, że potencjalnych kandydatów na trzy miejsca jest aż siedmiu i to bez straty dla jakości zespołu. Na skrzydłach konkurencji aż takiej nie ma, stąd o Grosickiego selekcjoner powinien szczególnie dbać. Ma za rywali Sebastiana Szymańskiego (w klubie gra w środku), Damiana Kądziora (nie przyjechał na to zgrupowanie z powodu pandemii) i Kamila Jóźwiaka, który w kadrze jest świeżakiem, ale wejście miał na tyle mocne, by bić się o pierwszy skład. Na tym koniec, bo powołanie Przemysława Płachety należy traktować jako sygnał i zainteresowanie selekcjonera tym graczem, ale w dalekiej przyszłości.
Właśnie dla graczy drugiego planu mecz z Ukrainą jest bardzo istotny, bowiem na wiosnę rozpoczynają się eliminacje do mistrzostw świata i miejsca na eksperymenty nie będzie. Aż żal, że kontuzji doznał Jakub Kamiński z Lecha Poznań, bo w ważnych dla Kolejorza meczach bardzo przekonująco zdradził swój potencjał. Podobnie jak Płacheta, tak i Robert Gumny ma szansę na debiut i pewnie się go doczeka. W tym wypadku także chodzi o sygnał wysłany piłkarzowi, bo przecież na prawej stronie defensywy mocnych kandydatów jest aż dwóch – Tomasz Kędziora i Bartosz Bereszyński.
Z drugiej strony bezpardonowe wejście do kadry wspomnianego Jóźwiaka czy Jakub Modera pokazało wyraźnie: jesteś dobry, grasz. Bez względu na metrykę i niewielkie doświadczenie. Październikowe zgrupowanie reprezentacji pokazało również, że Brzęczek nawet przy licznych powołaniach potrafi zarządzać grupą tak, by wszyscy dostali swoją szansę.
Transmisja meczu Polska - Ukraina w środę 11 listopada o godz. 20:35 w Polsacie Sport. Przedmeczowe studio rozpocznie się o godz. 18:00.
Przejdź na Polsatsport.pl