Białoński: Wędrówka przez piłkarskie piekło wybrańców Brzęczka
Sen o wygraniu Grupy 1 Ligi Narodów zakończył się lodowatym prysznicem w Reggio Emilia. Italii wystarczy pokonać zdegradowaną już do Dywizji B Bośnię i Hercegowinę, by była pewna organizacji Final Four. „Biało-Czerwoni” postarają się pokonać Holandię, by zająć drugie miejsce w grupie. Tylko tak mogą zatrzeć fatalne wrażenia, jakie przywożą z ziemi włoskiej do Polski – specjalnie dla Polsatsport.pl pisze szef Sportu w Interii Michał Białoński.
P.o. selekcjonera Włoch Alberico Evani dzień przed meczem nazwał nas mocnym zespołem i nie było w tym żadnej kurtuazji. Szkoda tylko, że sami podopieczni Jerzego Brzęczka pokazali – król jest nagi! Nie byliśmy rywalem nawet ze zbliżonej półki. Przestraszeni, schowani za podwójną gardą, bez pomysłu, uciekający w podania do bramkarza – tak wyglądali „Biało-Czerwoni”.
Jerzy Brzęczek beznadziejną grę próbował wytłumaczyć m.in. niedawną kontuzją Kamila Grosickiego, czy przejściami związanymi z koronawirusem Piotra Zielińskiego (obaj nie byli w stanie zagrać więcej niż jedną połowę). Tymczasem Włosi mieli znacznie większe straty, zwłaszcza w obronie, musieli sobie też radzić bez chorego na koronawirusa selekcjonera Roberto Manciniego, ale i tak poszło im z „Biało-Czerwonymi” jak z płatka.
We wrześniu 2018 roku, gdy zaczynały się selekcjonerskie misje Manciniego i Brzęczka, w Bolonii zremisowaliśmy z Włochami 1-1 i to oni musieli gonić wynik. W niedzielny wieczór zostaliśmy zdeklasowani, różnica między ekipami była znacznie większa niż wskazuje na to wynik. Trener Brzęczek i jego sztab muszą znaleźć odpowiedź na pytanie, co się stało, że wypadliśmy aż tak źle. Wydawało się, że dna sięgnęliśmy dwa miesiące temu, gdy w Amsterdamie wyszliśmy w roli chłopca do bicia w spotkaniu z Holandią (0-1). W Reggio Emilia wypadliśmy jeszcze gorzej.
Italia pokazała, że liczy się zmotywowany zespół, zaopatrzony w jasny plan. My nie mieliśmy ani jednego, ani drugiego.
- Hołdujemy zasadzie Roberto Manciniego: dobra gra i dominacja nad przeciwnikiem. Jeśli każdy da z siebie wszystko, to zwycięstwo samo przyjdzie – zapowiadał Evani, a jego wybrańcy plan zrealizowali. Zawężali pole gry, agresywnym doskokiem zmuszali Polaków do wybijania piłki, co przynosiło straty.
Skrzydła „Biało-Czerwonych” były poblokowane, a na środku brakowało lidera, który byłby w stanie przetransportować piłkę do przodu. Na pewno nie był nim Karol Linetty, który w I połowie grał na „dziesiątce”, operował najbliżej Roberta Lewandowskiego. I nic z tego nie wynikało.
„Lewy” wytrzymywał w walce fizycznej z rywalami, ale był zupełnie odcięty od podań. Swą obecnością absorbował dwóch-trzech przeciwników, ale na ogół i tak musiał bezradnie obserwować bieganinę kolegów za piłką. Przypominał przez to nieuzbrojone F-16: najlepszy snajper świata, ale bez broni.
Smutne jest to, że w Reggio Emilia nie zagroziliśmy bramce rywala ani razu! Zamiast Gianluigiego Donnarummy mógłby we włoskiej bramce wisieć ręcznik. Golkiper Milanu nie musiał się w ogóle wysilić.
Nie jestem zwolennikiem odbierania futbolu przez pryzmat statystyk, ale te za pierwszą połowę były nokautujące:
Posiadanie piłki: 60-40 proc. (po drugiej połowie ta przewaga jeszcze wzrosła 62-38)
Strzały: 8-0
Z pola karnego: 5-0
Celne: 2-0
Szanse bramkowe: 5-0
Podania celne: 269-172
Faule: 4-5
Rzuty rożne: 6-0
Tylko w kopaniu po nogach byliśmy lepsi od Squadra Azzurra. Po przerwie ratunkiem miały być wślizgi Jacka Góralskiego, rozgrywanie Piotra Zielińskiego i rajdy skrzydłem Kamila Grosickiego. Starczyło na krótkie przejście do ofensywy, ale już nie na stworzenie sytuacji, nie wspominając o zdobyciu bramki.
Atuty „Górala” – czyste wślizgi na tle szybszych i lepszych technicznie Włochów okazały się być przekleństwami. Już po ścięciu z nóg Belottiego mógł wylecieć z boiska. Gdy w końcu dopiął swego, straciliśmy nadzieję, że w tym meczu może stać się jeszcze cud i uda nam się wyrównać.
ZOBACZ TAKŻE: Wyniki i skróty niedzielnych meczów Ligi Narodów
Włosi zabrali nam piłkę, schowali pod pazuchę szybkim rozgrywaniem, które przypieczętowali zdobyciem drugiej bramki.
Pięć minut przebłysku z początku II połowy nie zmieniło faktu, że dla polskiego kibica mecz ten przypominał wędrówka przez wszystkie kręgi piłkarskiego piekła. Z tą różnicą, że jego reżyserem nie był Dante Alighieri, tylko Robeto Mancini.
Krąg I: gdy rywal przyciśnie, potrafimy tylko wybijać, bądź bezradnie biegać za piłką.
Krąg II: Włosi nie musieli wiele się napocić, by nam strzelić gola. Wystarczył pomysłowo rozegrany rzut rożny, wrzutka, błąd w kryciu Grzegorza Krychowiaka, który ratował się faulem i rzut karny gotowy.
Krąg III: jak ognia baliśmy się gry do przodu, podejmowania pojedynków (ledwie 14 prób całego zespołu), z głównego rozgrywającego uczyniliśmy Wojciecha Szczęsnego.
Krąg IV: wyszła nam tylko jedna próba wysokiego pressingu, po której odebraliśmy piłkę. Poza tym wysokie wyjścia do przeciwnika były chaotyczne i spóźnione.
Krąg V: ustępowaliśmy Italii piłkarsko, ale też szybkościowo i fizycznie.
Krąg VI: szwankowało porozumienie na bokach obrońców z pomocnikami. Czy nie warto było na prawej stronie defensywy ustawić Tomasza Kędziorę, a na lewej Bartosza Bereszyńskiego?
Krąg VII: nie stworzyliśmy ani jednego stałego fragmentu gry – żadnego rzutu rożnego, czy wolnego z okolic pola karnego. W nowoczesnej piłce to niewybaczalne.
Krąg VIII: Wice-kapitan Kamil Glik wskazuje na niedostatki w podejściu mentalnym („Tylko przy właściwym podejściu mentalnym jesteśmy w stanie zagrozić silnym zespołom”). W zawodowej piłce ono zawsze musi być stuprocentowe.
Krąg IX: Kapitan Robert Lewandowski publicznie krytykuje trenera za złą taktykę zarówno w defensywie, jak i ofensywie („Prawie nic nie wychodziło”). Czy to aby nie sygnał, że „Lewy” z selekcjonerem powinni sobie szczerze porozmawiać. Być może później w obecności prezesa Zbigniewa Bońka?
Zanim od ściany „jest nieźle, mamy odmłodzoną kadrę, która gra coraz lepiej”, jaka powstała w odbiorze kadry po październikowych meczach, dobijemy w te pędy do tej drugiej: „jest fatalnie, trzeba ściąć głowę selekcjonera”, warto poczekać aż opadnie pobitewny kurz. Pamiętajmy, że Włosi w dwumeczu ograli nie tylko nas, ale też Holandię, z którą na Stadionie Śląskim zmierzymy się już w środę. Każdy w drużynie narodowej będzie mógł się zrehabilitować po koszmarze z Reggio Emilia.
Przejdź na Polsatsport.pl