Selekcjoner Holandii – trener, bez którego nie byłoby międzynarodowej kariery Milika
W środowy wieczór Arkadiusz Milik spotka się z jednym z trenerów, którzy najmocniej odcisnęli piętno na jego seniorskiej karierze. Pierwszym był z pewnością Adam Nawałka. I to zarówno w Górniku Zabrze jak i reprezentacji. Drugim - obecny selekcjoner Holandii, Frank De Boer, który w towarzystwie swoich współpracowników w Ajaksie Amsterdam rozwinął go na tyle, by po dwóch latach w Eredivisie Napoli wyłożyło na niego aż 32 miliony euro.
„Arek” – jak od początku mówiono o polskim napastniku w kraju naszych środowych rywali – trafił do Amsterdamu z Bayeru Leverkusen. Najpierw na zasadzie wypożyczenia ale z opcją pierwokupu. Rozsądne rozwiązanie, które nie wiązało się z żadnym ryzykiem, tym bardziej, że przez swój pobyt w Bundeslidze Polak za dużo sportowo nie zyskał.
Jego konkurentem do gry w ataku był Kolbeinn Sigthorsson, który co prawda w pierwszym spotkaniu sezonu usiadł na ławce, ale Milik nie oddał wtedy nawet żadnego strzału, więc De Boer z Dennisem Bergkampem i innymi asystentami wzięli go do „obróbki” i na szpicy znów zaczął grać reprezentant Islandii. Miał tę przewagę nad Polakiem, że występował w tym klubie już czwarty sezon, ale – tak po prawdzie – wybitnym napastnikiem nigdy nie był, podobnie jak „okazem zdrowia”. Milik dość szybko „wygryzł” go ze składu, we wszystkich rozgrywkach zaliczył w sumie 33 mecze, zdobył 23 gole i miał 9 asyst. Sigthorsson po 7 golach i 3 decydujących zagraniach mógł się pakować. Jego dalsze losy – FC Nantes i AIK Sztokholm - pokazują, że nie był to rozmiar pasujący nawet do klubu takiego jak Ajax. Zapisane w umowie z Leverkusen 2,8 miliona euro przelano więc do Niemiec i czekano na dalszą ewolucję Polaka.
ZOBACZ TAKŻE: Wichniarek: Będę klęczał na grochu i przepraszał, jeśli to był tylko wypadek przy pracy
Jego nowym konkurentem miał być wypożyczony z Arsenalu Yaya Sanogo. Wysoki Francuz okazał się niewypałem klubu. 82 minuty w 6 meczach i 1 asysta wystarczy za cały komentarz. Milik rozegrał 42 spotkania, zdobył 24 gole, miał 12 asyst. Do pełni szczęścia zabrakło jedynie gola w ostatniej kolejce z De Grafschaap, bo to dałoby Polakowi mistrzowski tytuł, którego na razie w swojej karierze nie ma. Podobnie jak korony najlepszego snajpera – w tej klasyfikacji wyprzedzili go Luuk De Jong – wtedy PSV, dziś reprezentacyjna „dziewiątka” i gwiazda Sevilli oraz Vincent Janssen z AZ, który o kadrę tylko się otarł, nie dał rady w Tottenhamie, a dziś podziwia go publika … meksykańska, bo tam w tej chwili przebywa.
Po tym sezonie De Boer zakończył pracę w Amsterdamie i patrząc na jego dalsze losy – Crystal Palace, Inter Mediolan, Atlanta United i obecnie „Oranje” trudno powiedzieć, że gdzieś wiodło mu się lepiej niż a Amsterdamie. 32 miliony euro uzyskane za Arka to jednak na pewno i jego zasługa. Ale tak naprawdę i Polak ma za co selekcjonerowi „Pomarańczowych” podziękować. To pod jego wodzą tak naprawdę zaczęła się jego międzynarodowa klubowa kariera, której dalszy ciąg to – niestety - wielka niewiadoma.
Przejdź na Polsatsport.pl