Kołtoń: Maradona, „z jakiej planety przybyłeś?!?” - historia dwóch goli...
„Zakochany w Maradonie był nie tylko stadion San Paolo – zakochało się w nim całe miasto...” - czytam w najlepszej, jaka kiedykolwiek wpadła mi w ręce, książce o piłce nożnej, autorstwa Jimmy'ego Burnsa. Myślę, że pokochali Go ludzie zwariowani na punkcie futbolu na całym świecie. Należę do tego, jakże różnorodnego towarzystwa – pasjonatów piłki nożnej.
Najpiękniejszą bramkę Diego Armando Maradona strzelił w ćwierćfinale Mundialu 86. W pamiętnym meczu Argentyna – Anglia. Kilka lat od konfliktu zbrojnego o Falklandy, po którym Argentyńczycy jeszcze bardziej nienawidzili Anglików. Nie waham się napisać słowa „nienawiść”, ponieważ w Ameryce Południowej emocje są autentyczne – albo się kogoś nienawidzi albo się kogoś kocha. Wiem, polityczna poprawność dziś dominuje, ale... Argentyńczycy nie cierpieli Anglików. I wyrazicielem ich emocji była piłkarska reprezentacja, która grała w finałach mundialu. A na jej czele stał 26-letni Maradona...
„Połączenie genialności z małością”
Dodajmy jednak, że piłka potrafi także łączyć. „Łączy nas piłka” to nie tylko slogan PZPN-u. To hasło, którego dobrzy ludzie doświadczają na co dzień. Przy różnicach poglądów, ras, narodów, wieku, religii... Dziś Anglicy – na czele z Gary'm Linekerem – celerbują Maradonę. A Lineker stał wtedy na tej murawie Stadionu Azteków w Mexico City i widział Maradonę nie tylko strzelającego bramkę genialną, ale i tę drugą – ręką (pierwszą w kolejności).
ZOBACZ TAKŻE: Cały Neapol w żałobie. Szok po śmierci Diego
Wszyscy widzieli na stadionie piłkarskie przestępstwo Maradony. Nie zauważył tylko arbiter... Burns w swojej książce pisze: „Bramka Maradony (przeciwko Anglii) ma w sobie coś symbolicznego. Gdyby przytrafiła się komuś innemu, najpewniej dawno by już o niej zapomniano. W jego przypadku chodziło o połączenie genialności z małością. Ani podczas meczu, ani zaraz po nim, ani kiedykolwiek później Maradona nie przyznał się do wykroczenia. Powiedział, że była to Ręka Boga”.
Poza murawą często był okropny. Błądził i grzeszył na potęgę. I to jest ludzka strona, jaką objawiał ten piłkarski Bóg. Bo kim jesteśmy tu - na tej planecie? „Kto bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamieniem”. To z Biblii. To reakcja Jezusa na Faryzeuszy, którzy przyprowadzili Mu cudzołożnicę, aby ją osądził...
„Dzięki ci Boże za futbol, za Maradonę – za te łzy”
Po tym golu - „ręką Boga” strzelonym – Maradona zaprezentował coś, co już zawsze będzie celebrowane, a nie potępiane. Ograł 5, czy 6 Anglików, zaczynając rajd na własnej połowie. To był popis techniki, sprytu, szybkości, piłkarskiej inteligencji, która pozwoliła w ułamkach sekund defilować z futbolówką przy nodze wśród postawnych rywali.
Urugwajczyk, Victor Hugo Morales – radiowiec, który komentował ten mecz w argentyńskiej rozgłośni – tak opisywał na żywo te kilka, kilkanaście sekund z życia Diego: „Ma ją Maradoną”. Tak zaczął – ją, czyli piłkę. „Ma ją Maradona”. A do bramki rywala jest z 70 metrów. „Jest przy nim dwóch. Maradona prowadzi piłkę. Rusza prawą stroną ten geniusz futbolu. Zostawia trzeciego i zagrywa do Burruchagi...”. W rzeczywistości nie zagrywa. A biegnie z nią dalej. Więc Morales krzyczy do mikrofonu: „Dalej Maradona. Geniusz! Geniusz! Geniusz! Tatatatata... I goooooool! I goooooool! Nieprawdopodobne! Boże święty, niech żyje futbol! Golaaaaazoooooo! Diego Maradona! Jestem wzruszony – wybaczcie mi państwo... Maradona w niezapomnianej akcji – akcji wszech czasów. Kosmiczny latawcu! Z jakiej planety przybyłeś?!?!? Żeby po drodze zostawić tylu Anglików. Żeby cały kraj był, jak zaciśnięta pięść, krzycząc za Argentyną! Argentyna dwa! Anglia zero! Diegol! Diegol! Diego Armando Maradona! Dzięki ci Boże za futbol, za Maradonę – za te łzy...”.
Za tę boskość, którą objawiał w takich akcjach – jak wtedy na Stadonie Azteków – kochają Go tacy fanatycy futbolu, jak ja.
Przejdź na Polsatsport.pl