Srebro, które dało złoty czas polskiej siatkówce...
W środę mija 14 lat od wywalczenia przez reprezentację Polski siatkarzy srebrnego medalu na mistrzostwach świata w Japonii. 3 grudnia 2006 roku Polacy stanęli na drugim stopniu podium ubrani w granatowe koszulki z numerem 16. Tylko kapitan Piotr Gruszka miał koszulkę w białym kolorze z czerwonymi wstawkami. W ten sposób drużyna oddała hołd i uczciła pamięć swojego kolegi Arkadiusza Gołasia, który rok wcześniej zginął w wypadku samochodowym.
Na ten pomysł wpadł trener Raul Lozano podczas pierwszego wspólnego zgrupowania kadry w 2006 roku. Wtedy też zaczął być wdrażany w życie plan pod tytułem „wracamy z Japonii z medalem” i wtedy też Lozano kazał przygotować wspomniane na wstępie koszulki. Argentyński szkoleniowiec doskonale wiedział, że dysponuje grupą świetnych siatkarzy, wiedział też dzięki ogromnemu doświadczeniu, że cały czas musi szukać bodźców, które mogą mieć wpływ na wynik sportowy, ale już niekoniecznie muszą być częścią procesu treningowego.
Przyjście Raula
Lozano podpisał kontrakt w styczniu 2005 roku, ale rozmowy na temat objęcia posady selekcjonera rozpoczęły się kilka miesięcy wcześniej, bo na przełomie października i listopada, kilka tygodni po wyborze na prezesa PZPS Mirosława Przedpełskiego. Wcześniej z funkcji trenera zrezygnował Stanisław Gościniak, który wspólnie z Igorem Prielożnym po raz ostatni poprowadził narodową drużynę w przegranym ćwierćfinale igrzysk olimpijskich w Atenach. Związek myślał o przeprowadzeniu konkursu i mniej więcej na takich zasadach odbyła się procedura wyboru nowego trenera reprezentacji.
Co takiego w sobie miał Lozano czego nie mieli inni? Nie da się na to pytanie jednoznacznie odpowiedzieć, bo stwierdzenie, że miał szczęście - choć prawdziwe - zupełnie niezasłużenie zminimalizowałoby jego zasługi w rozwój polskiej siatkówki i danie jej pozytywnego kopa, który doprowadził nas do wymarzonego medalu imprezy mistrzowskiej, w tym przypadku wspomnianych mistrzostw świata 2006.
Lozano nie tylko miał szczęście, że trafił na wyjątkowo utalentowaną grupę siatkarzy, ale przede wszystkim potrafił wykorzystać jej potencjał. Potrafił wydobyć z nich w procesie treningowym wszystko, co mieli najlepszego do zaprezentowania. Potrafił też bezprzykładnie i bez żadnych skrupułów ukarać wszystkich tych, którzy okazali się niesubordynowani względem niego oraz przede wszystkim drużyny. Ale potrafił też wybaczyć i dać drugą szansę.
Wydarzenie epokowe
Mistrzostwa świata w Japonii, całe moje pokolenie wychowane na złotych juniorach trenera Ireneusza Mazura i naszych początkach w Lidze Światowej, wspomina z ogromnym sentymentem i nie ma tutaj znaczenia fakt, że później dwa razy zostaliśmy mistrzami świata, zdobyliśmy mistrzostwo Europy i wygraliśmy Ligę Światową, po drodze zdobywając „worek medali” we wszystkich możliwych kategoriach wiekowych. Tak jak dla pokolenia mojego ojca zawsze najlepszą i niezapomnianą drużyną w historii będzie drużyna naszych wielkich mistrzów z lat 70-tych prowadzona przez Huberta Jerzego Wagnera, tak dla mnie będzie to drużyna mistrzów, choć zajęli drugie miejsce na turnieju, prowadzona przez Lozano.
Zadecydowało „parę Euro”
Kiedyś zastanawiałem się wspólnie z kilkoma siatkarzami srebrnej drużyny z Japonii, co by było, gdyby federacja i prezes Mirosław Przedpełski nie postawili wtedy na Raula Lozano. Wydawało się, że pierwszą opcją wyboru będzie Serb Zoran Gajić, który ostatecznie przejął stery reprezentacji Rosji, którą Polacy w wielkim stylu pokonali w Japonii w drodze do wielkiego finału. Wtedy też po raz kolejny w sportowym światku okazało się, że najdroższy wcale nie oznacza najlepszy.
Nie wiem, czy wszyscy kibice to pamiętają, ale oprócz Gajića i Lozano był wtedy jeszcze jeden pretendent do objęcia posady selekcjonera siatkarskiej reprezentacji. Tym trenerem był Łotysz Boris Kolczins od wielu lat pracujący wówczas w Rosji, który swoją pracę w Polsce wycenił na 120 tysięcy Euro rocznie. Gajić był o 30 tysięcy Euro droższy. Lozano miał najmniej wygórowane warunki z całej trójki, podobno swoją pracę wycenił wtedy na 100 tysięcy Euro rocznie. Czy tak było w rzeczywistości tego pewnie się nie dowiemy, no chyba, że prezes Przedpełski zdecyduje się na wydanie jakiejś wspominkowej książki. W każdym razie, co by wtedy nie decydowało o wyborze selekcjonera, ten ostatecznie okazał się strzałem w dziesiątkę.
Gato za Igłę...
Lozano potrafił zaskakiwać. Tak było w przypadku ogłoszenia dwunastki, która pojechała do Japonii. Nikt, absolutnie nikt się nie spodziewał, że na mistrzostwa pojedzie Piotr Gacek, a nie Krzysztof Ignaczak. Tutaj dodajmy - nikt z kibiców i dziennikarzy, zawodnicy też raczej o tym dowiedzieli się dopiero przed ogłoszeniem ostatecznego składu, wtajemniczeni byli jedynie członkowie sztabu - menadżer ekipy Witold Roman, drugi trener Alojzy Świderek i ówczesny statystyk kadry Maciej Kosmol. Opinia publiczna o decyzji Lozano dowiedziała się na konferencji prasowej po zakończeniu towarzyskiego meczu z Kubą w katowickim Spodku. Pierwotnie plan był taki, aby trener w świetle jupiterów zrobił to w hali przy udziale publiczności, ale ostatecznie na szczęście z tego pomysłu zrezygnowano.
Historyczny triumf
Na mundialu w Japonii Polacy byli w znakomitej formie. Przez eliminacje grupowe przeszli bez żadnych strat. Tak naprawdę pierwszym poważnym wyzwaniem było starcie z Rosją, które przeszło do historii polskiej siatkówki. To ten mecz miał decydujący wpływ na wywalczenie medalu.
Biało-czerwoni odwrócili losy rywalizacji w niewiarygodny sposób. Po dwóch gładko przegranych setach stało się coś absolutnie niewyobrażalnego. To był prawdziwy koncert zwieńczony wygraniem tie-breaka. Jest wiele obrazków, które utkwiły kibicom w pamięci, jest też jeden bardzo charakterystyczny, kiedy Łukasz Kadziewicz ściska się z Lozano, a później podnosi go na rękach. Tak, tak. Ten sam Kadziewicz, którego rok wcześniej Lozano wyrzucił z drużyny - razem z Andrzejem Stelmachem i Krzysztofem Ignaczakiem.
Później był wygrany półfinał z Bułgarią i finał z Brazylią przegrany 0:3. Finał w którym naszym siatkarzom wyraźnie zabrakło sił. Z drugiej strony uczciwie trzeba przyznać, że z tak grającą Brazylią jak wtedy, nikt nie miał szans.
Wstań, unieś głowę...
Polacy wracali do kraju w roli bohaterów narodowych. Na warszawskim lotnisku witały ich nieprzebrane tłumy kibiców, którzy zjechali na „Okęcie” z całego kraju. Pierwsi fani w hali przylotów zaczęli się pojawiać w okolicach południa. Samolot z Tokio via Monachium wylądował około 19.00. Siatkarze pojawili się na specjalnie przygotowanej scenie, z której padło wiele ciekawych słów.
Do historii przeszło przemówienie Lozano, który swoją wypowiedź rozpoczął od zdania, że „czuje się dzisiaj wysokim blondynem o niebieskich oczach”. Wiwatom i śpiewom nie było końca, a „Pieśń o Małym Rycerzu” słychać było chyba w całej stolicy. Jedynym nieobecnym w Warszawie z dwunastki zawodników był Michał Winiarski, który bezpośrednio z Japonii poleciał do Włoch, gdzie w dniu zwycięskiego meczu z Rosją - już po jego zakończeniu -przyszedł na świat jego pierwszy syn Oliwier.
Gdzie są chłopcy z tamtych lat
Na koniec przypomnijmy sobie nazwiska bohaterów japońskiego mundialu i sprawdźmy co porabiają dzisiaj.
Paweł Zagumny - najlepszy rozgrywający mistrzostw świata w Japonii po zakończeniu kariery pozostał przy siatkówce, najpierw pracował w klubie z Warszawy, a przez ostatnie dwa lata był prezesem PLS. Jego kadencja wygasła kilkanaście dni temu i decyzją Rady Nadzorczej PLS nie została przedłużona.
Łukasz Żygadło - jeden z dwóch siatkarzy srebrnej drużyny, który cały czas kontynuuje swoją bogatą karierę. Kilka lat temu wyjechał na Bliski Wschód. W trwającym sezonie jest zawodnikiem klubu Al Arabi Dauha.
Piotr Gacek - po zakończeniu kariery zameldował się w Warszawie, gdzie związał się z klubem ze stolicy. Dzisiaj jest dyrektorem sportowym Vervy Warszawa Orlen Paliwa.
Michał Winiarski - ze względu na przewlekłe kontuzje musiał zakończyć karierę i poszedł w trenerkę. Po dwóch sezonach asystentury w Skrze Bełchatów został pierwszym trenerem Trefla Gdańsk, gdzie pracuje z sukcesami drugi sezon.
Sebastian Świderski - po zawieszeniu butów na kołku próbował swoich sił w zawodzie trenera, dzisiaj z sukcesami zarządza klubem Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn Koźle.
Piotr Gruszka - kapitan drużyny z Japonii został trenerem. Ostatnio prowadził Asseco Resovię Rzeszów. Prowadzi także własną akademię siatkówki dla najmłodszych.
Michał Bąkiewicz - od czterech lat jest członkiem sztabu szkoleniowego SMS-u PZPS Spała i trenerem reprezentacji Polski juniorów z którą w tym roku we wrześniu wywalczył brązowy medal mistrzostw Europy.
Daniel Pliński - prowadzi siatkarską akademię oraz jest felietonistą i komentatorem siatkówki. Od tego sezonu występuje w drużynie Polsatu Sport.
Łukasz Kadziewicz - od kilku kat jest komentatorem Polsatu Sport. Ponadto prowadzi siatkarską akademię, ostatnio realizuje się w biznesie i jest współwłaścicielem restauracji specjalizującej się w kuchni tajskiej.
Wojciech Grzyb - zakończył karierę w poprzednim sezonie. Współpracuje ze swoim ostatnim klubem Treflem Gdańsk oraz prowadzi zajęcia na uczelni - gdańskiej AWF.
Mariusz Wlazły - nominowany do tytułu MVP mistrzostw świata w Japonii (ostatecznie nagrodę otrzymał Giba, Mariusz swoją otrzymał w 2014 roku) wciąż jest czynnym zawodnikiem. Po 17 latach reprezentowania Skry Bełchatów przeniósł się do Gdańska i występuje w barwach Trefla.
Grzegorz Szymański - był jednym z koordynatorów Siatkarskich Ośrodków Szkolnych, dzisiaj prowadzi w Częstochowie własną działalność gospodarczą.