PKO BP Ekstraklasa: Pokaźne zwycięstwo Lecha
Dwa i pół miesiąca piłkarze Lecha czekali na ligowe zwycięstwo na własnym stadionie. Po raz ostatni komplet punktów zanotowali 20 września wygrywając w derbach z Wartą 1:0. W niedzielny wieczór nie dali szans beniaminkowi z Bielska-Białej wygrywając 4:0. Bielszczanie nie po raz pierwszy w tym sezonie pokazali, że gra w defensywie pozostawia wiele do życzenia.
Goście przez pierwsze pół godziny prezentowali się dość solidnie i przez długie momenty byli równorzędnym rywalem dla faworyzowanych gospodarzy. Sytuacji strzeleckich więcej mieli jednak wicemistrzowie Polski, m.in. dwukrotnie dyspozycję Michala Peskovica sprawdził Jakub Moder, a uderzenie Pedro Tiby minęło światło bramki.
Podbeskidzie atakowało trochę chaotycznie, ale w 27. minucie miało swoją chwilę radości. Obrońcy "Kolejorza" przysnęli i pozwolili Gergo Kocsisowi zagrać w pole karne, a tam z bliska do siatki trafił Marko Roginic. Sędzia Wojciech Myć pokazał na środek boiska, ale po chwili otrzymał sygnał z wozu VAR, że Węgier podawał piłkę zza końcowej linii.
To zdarzenie okazało się przestrogą dla lechitów, że grając na pół gwizdka, mogą nie wygrać z beniaminkiem. W odpowiedzi indywidualną akcję przeprowadził Jakub Moder, mocno uderzył z dystansu, lecz Peskovic popisał się efektowną paradą. Kilkadziesiąt sekund później Słowak był już bezradny, gdy Thomas Rogne wygrał pojedynek powietrzny i głową z czterech metrów dał swojej drużynie prowadzenie. Peskovic, który wcześniej bronił praktycznie bezbłędnie, mógł w tej sytuacji lepiej się zachować.
ZOBACZ TAKŻE: Podział punktów w meczu Piasta z Zagłębiem
Stracony gol podciął skrzydła bielszczanom, a Lech poczuł się pewniej i uspokoił grę. Nie forsował tempa, ale też potrafił skorzystać z prezentów przeciwnika. Tuż przed końcem pierwszej połowy nieodpowiedzialnie zachował się Milan Rundic, który przed boczną linią swojego pola karnego dał się ograć Mikaelowi Ishakowi, a Szwed takich okazji nie zwykł marnować.
Początek drugiej odsłony pozbawił podopiecznych Krzysztofa Brede resztki nadziei. Minutę po wznowieniu gry niemal cała drużyna przyjezdnych zagościła pod polem karnym gospodarzy, a po chwili Dani Ramirez idealnie zagrał do Pedro Tiby, który swój rajd rozpoczął jeszcze na własnej połowie. Obrońcy Podbeskidzia nie mieli szans dogonić Portugalczyka, który w sytuacji sam na sam podwyższył wynik.
Lech grał z rozmachem, a kolejne gole wisiały w powietrzu. Inna sprawa, że rywale pozwalali im na zbyt wiele. Kolejna strata piłki na własnej połowie zakończyła się czwartym golem autorstwa Dani Ramireza, który dobił obroniony strzał Jana Sykory.
Lech w tym miesiącu ma jeszcze cztery mecze do rozegrania, dlatego też trener Dariusz Żuraw mógł swobodnie wpuszczać zmienników na boisko. Poznaniakom jednak zabrakło determinacji w ataku i zdobywaniu kolejnych bramek. Tempo spotkania spadło, a lepsze sytuacje mieli bielszczanie. Filip Bednarek nie bez trudu obronił główkę Aleksandra Komora, groźnie strzelał też inny rezerwowy Jakub Bieroński, ale bramkarz poznańskiego zespołu znów był na posterunku.
Lech Poznań - Podbeskidzie Bielsko-Biała 4:0 (2:0)
Bramki: Thomas Rogne 30', Mikael Ishak 44', Pedro Tiba 46', Dani Ramirez 53'
Lech Poznań: Filip Bednarek - Alan Czerwiński, Thomas Rogne, Dorde Crnomarkovic, Wasyl Krawec - Jan Sykora (58. Michał Skóraś), Pedro Tiba, Dani Ramirez (71. Filip Marchwiński), Jakub Moder (81. Karlo Muhar), Jakub Kamiński (58. Tymoteusz Puchacz) - Mikael Ishak (58. Mohammad Awwad).
Podbeskidzie Bielsko-Biała: Michal Peskovic - Konrad Gutowski (75. Filip Modelski), Dmytro Baszłaj, Milan Rundic (51. Aleksander Komor), Kacper Gach - Serhij Miakuszko (62. Maksymilian Sitek), Michał Rzuchowski, Desley Ubbink, Gergo Kocsis (75. Jakub Bieroński), Mateusz Marzec (62. Łukasz Sierpina) - Marko Roginic.
Żółte kartki: Dmytro Baszłaj, Mateusz Marzec
Sędzia: Wojciech Myć (Lublin)
Mecz bez udziału publiczności.
Przejdź na Polsatsport.pl