Jerzy Brzęczek zdradził, co musi się stać, żeby Jakub Błaszczykowski wrócił do reprezentacji
Selekcjoner polskich piłkarzy Jerzy Brzęczek przyznał, że wytykane są mu negatywne rzeczy, natomiast media nie piszą i nie mówią o tych pozytywnych. - Dlatego będę przypominał, czego dokonaliśmy - zaznaczył. Jak dodał, spotyka się z życzliwym odbiorem ze strony kibiców.
Biało-Czerwoni w 2020 roku grali tylko jesienią, wcześniejsze mecze oraz mistrzostwa Europy zostały przełożone z powodu pandemii koronawirusa. Zdołali utrzymać się w najwyższej dywizji Ligi Narodów - zajęli w grupie trzecie miejsce, za Włochami i Holandią, a przed Bośnią i Hercegowiną.
- To, co wydarzyło się w mijającym roku, było nie do przewidzenia. Przez 10 miesięcy drużyny narodowe nie grały meczów międzypaństwowych. Nie był to więc łatwy okres. We wrześniu piłkarze przyjeżdżali w różnym stanie fizycznym, będąc na innych etapach przygotowań - powiedział Brzęczek podczas spotkania w formie wideo z dziennikarzami.
Jesień w wykonaniu reprezentacji podzielił na trzy etapy. - Wrześniowe mecze i nasze obserwacje treningów powodowały obawy o kwestie fizyczne. Październik był najlepszy pod względem sportowym i jakościowym, jeżeli chodzi o naszą grę. Piłkarze pokazali prawie optymalną dyspozycję fizyczną. W listopadzie natomiast znów było widać pewne różnice u poszczególnych graczy. U części zaczynało się zmęczenie - przyznał.
- Patrząc pod względem oceny – zrealizowaliśmy cel, czyli utrzymanie się w najwyższej dywizji Ligi Narodów. Oczywiście mam świadomość, że podczas tych trzech jesiennych zgrupowań zagraliśmy dobre i bardzo dobre mecze, ale na pewno też katastrofalny we Włoszech - dodał.
ZOBACZ TAKŻE: Zbigniew Boniek ocenił losowanie grup el. MŚ 2022
Wspomniany mecz z Italią, przegrany w listopadzie 0:2, odbił się szerokim echem w mediach. Sporo krytyki było również po dwóch porażkach z Holandią, zwłaszcza wyjazdowej 0:1 we wrześniu.
Brzęczek wskazał, że krytykują go dziennikarze, natomiast kibice są innego zdania. - Bycie selekcjonerem to zawsze duża presja i trzeba być przygotowanym na krytykę. Wokół mnie ta krytyczna atmosfera jest może większa niż wokół innych, ale nie mam z tym problemu. Nie spotykam się z oznakami wrogości ze strony kibiców. Przeciwnie. Podróżując po Polsce i Europie, mogę powiedzieć, że te spotkania z kibicami są najwspanialsze. Mówią, że mi gratulują i żebym dalej wykonywał swoją pracę. To pokazuje, jak kibice reagują na to, co piszą media - powiedział.
Podkreślił, że zawsze uznaje krytykę, ale konstruktywną. - Na zasadzie argumentów, faktów i wymiany opinii. Każdy popełnia błędy, ale dla mnie zasadnicza kwestia to realizacja podstawowych zadań. I my je realizujemy. Awansowaliśmy na Euro dwie kolejki przed końcem eliminacji. Będę to przypominał, ponieważ ciągle powtarza się wiele negatywnych rzeczy na mój temat, natomiast o tych pozytywnych media nie piszą i nie mówią - zaznaczył.
- Oczywiście, mecz z Włochami nie wyszedł, ale ja nie uważam, że jest aż tak ogromna różnica między nami i światową czołówką - dodał.
Jednym z najgłośniejszych tematów ostatnich tygodni była wymowna cisza Roberta Lewandowskiego w rozmowie z TVP Sport po porażce z Italią, gdy został zapytany o plan i założenia przedmeczowe. Selekcjoner odparł później, że zachowanie kapitana było trochę niefortunne. - Rozmawialiśmy z Robertem na ten temat. Wyjaśniliśmy sobie te kwestie, wytłumaczyliśmy. Dla nas sprawa jest zakończona. Robert, ja i każdy członek tej reprezentacji chce sukcesów. Jeżeli ktoś jest najlepszym napastnikiem świata i ma wiele sytuacji, a w meczu Włochami nie oddajemy żadnego strzału na bramkę, to pojawia się pewna frustracja. I to jest zrozumiałe w sytuacji Roberta - przyznał Brzęczek.
Selekcjoner odniósł się też do liczby goli strzelanych przez Lewandowskiego za jego kadencji w roli selekcjonera i wcześniej. - To ja podam inne statystyki – najwięcej asyst wcześniej mieli Kamil Grosicki, Arek Milik, Kuba Błaszczykowski i Łukasz Piszczek. Dwóch z nich nie występuje już w reprezentacji, zaś Arek i "Grosik" mają problemy w klubach i czasami nie byli u nas podstawowymi piłkarzami. Teraz wchodzi liczna grupa młodych zawodników, którzy wystąpili w kilku spotkaniach. Ale żeby ci piłkarze zrozumieli Roberta, a on ich, to nie jest tylko kwestia treningów, lecz także pewnej liczby rozegranych meczów. Wzajemnego czucia się, intuicji boiskowej - zauważył trener kadry.
Brzęczek zapewnił, że w reprezentacji nie ma konfliktu. - Absolutnie nie potraktowałem tego (wypowiedzi Lewandowskiego) jako sygnału ostrzegawczego ze strony Roberta. Wiem, jak ta kadra funkcjonuje w środku i jaki jest klimat. W przypadku porażek zawsze są sytuacje stresowe, krytyczne. One również są potrzebne, żeby pewne sprawy wyjaśnić, wyczyścić. Od kiedy jestem selekcjonerem, zdarzało się wiele trudnych momentów. Byłem już zwalniany przed meczem z Portugalią w pierwszej edycji Ligi Narodów. W tych trudnych chwilach nasza drużyna zawsze pokazywała charakter, a nie zrobiłaby tego, gdyby nie było wzajemnego szacunku. Mojego do piłkarzy, a piłkarzy do mnie - podkreślił 49-letni szkoleniowiec.
Brzęczek przypomniał, że przejmował kadrę w momencie, gdy miała za sobą nieudany mundial 2018 w Rosji. - Popełniam błędy, jasne. Ale widzę, jak ta drużyna się rozwija. Gdzie byliśmy, gdy przychodziłem? Jak była atmosfera po mundialu w Rosji? Oczywiście, ja też jako były środkowy pomocnik chciałbym, żebyśmy kreowali sytuacje. Ale mam świadomość, że to nie jest takie proste na podstawie jednego, dwóch treningów w miesiącu. I druga sprawa – mistrzostwa Europy mieliśmy rozgrywać kilka miesięcy temu. Zostały przełożone. Teraz znów wprowadzamy do reprezentacji młodych piłkarzy, o których nawet nie myśleliśmy w marcu czy kwietniu - przyznał Brzęczek.
Selekcjoner wymienił kilka przykładów. - Nie myśleliśmy wtedy o Jakubie Moderze, Przemysławie Płachecie. A na pewno nie w perspektywie tak szybkiej gry w kadrze. To pokazuje, jak to wszystko się zmienia. Podobnie jak cztery miesiące temu chyba nikt nie myślał, że Arek Milik będzie w Napoli na trybunach. A Kamil Grosicki przez ostatnie pół roku rozegrał więcej meczów w reprezentacji niż w drużynie ligowej (West Bromwich Albion ) - przypomniał.
Jak przyznał, dalszy brak gry Milika i Grosickiego w klubach może oznaczać zmniejszenie ich szans wyjazdu na Euro. - Na pewno to nie jest dla nas komfortowa sytuacja, jeżeli – odpukać – historia z Kamilem i Arkiem powtórzy się na wiosnę. Wówczas będą mieć mniejsze szanse wyjazdu na mistrzostwa Europy. To może być dla nas problem, ale nie chcę dzisiaj wypowiadać się personalnie, ponieważ wszystko jest dynamiczne. Trudno coś teraz planować. Na przykład Łukasz Skorupski doznał na treningu kontuzji i będzie pauzować prawdopodobnie co najmniej miesiąc - poinformował Brzęczek.
Zanim piłkarski świat został sparaliżowany przez pandemię, biało-czerwoni wywalczyli w 2019 roku awans na mistrzostwa Europy. Na co ich stać w tej imprezie? - Celem jest zagrać więcej niż trzy mecze. Na pewno nie jesteśmy faworytem, ale futbol pisze swoje scenariusze. Mam nadzieję, iż cel minimum, czyli rozegranie więcej niż trzech spotkań sprawi, że później powiemy: "fajnie, zrobiliśmy coś ponad stan". Ale nie mam zamiaru niczego obiecywać. Futbol nie polega na obiecywaniu sukcesu. To są pewne realia, troszkę szczęścia, dyspozycja - odparł selekcjoner.
Brzęczek odpowiedział również na pytanie, jakie warunki musiałby spełnić Jakub Błaszczykowski, aby znów grać w reprezentacji: - Powrót do takiej dyspozycji jak na Euro 2016.
Po zakończeniu zmagań w Lidze Narodów trener spotkał się z prezesem PZPN Zbigniewem Bońkiem, który wcześniej w rozmowie z PAP zapowiadał, że chce mu zadać kilka pytań i uzyskać kilka odpowiedzi. - Prezes jak zawsze miał obiektywne oceny, patrzy na to, co zrealizowaliśmy, a czego nie. W sensie sportowym utrzymaliśmy się w najwyższej dywizji LN. Oczywiście mówiliśmy też o tym, że nie ze wszystkich tych meczów byliśmy zadowoleni. Prezes i ja także. Ale koncentrujemy się na tym, co przed nami - powiedział Brzęczek.
- Przygotowujemy się do trzech marcowych meczów eliminacji MŚ. Celem jest awans na mundial, co na pewno nie będzie łatwym zadaniem. Ale po drodze jest drugi etap, czyli mistrzostwa Europy. Oczywiście mamy świadomość, że pod względem potencjału nie jesteśmy na poziomie Hiszpanów czy Włochów. Wiemy, że aby walczyć z tymi drużynami o zwycięstwa, muszą być spełnione dwa elementy. Pierwszy dotyczy kwestii fizycznej i optymalnej formy poszczególnych piłkarzy, a drugi maksymalnego zaangażowania w meczu - podkreślił Brzęczek, dodając, że nigdy nie mógł drużynie zarzucić braku zaangażowania, chęci i podejścia do treningu.
Przypomniał, że w feralnym meczu z Włochami jego piłkarze przebiegli więcej kilometrów niż rywale. - Ale trzeba spojrzeć obiektywnie, o czym dziennikarze na pewno wiedzą. Chodzi o to, aby – pomijając Roberta Lewandowskiego i naszych bramkarzy – porównać inne pozycje na boisku ze światową czołówką. Czy już jesteśmy na ich poziomie? Wyższym, niższym? I wtedy będziemy mogli rozmawiać merytorycznie, tak sądzę - stwierdził.
Selekcjoner przyznał też, iż jest spora grupa piłkarzy mogących stanowić w przyszłości o sile reprezentacji. Zastrzegł jednak, że potrzeba na to czasu. - Zdaję sobie sprawę, ilu mamy ciekawych, utalentowanych chłopaków. Ale żeby ci zawodnicy, z których wielu dostało szansę w reprezentacji i ją wykorzystało, mogli co mecz walczyć z najlepszymi, muszą zagrać 20-30 spotkań w reprezentacji. Proszę sobie przypomnieć drużynę z Euro 2016. Większość tych zawodników zaczynała karierę w kadrze mniej więcej jakieś 10 lat wcześniej, u trenera Leo Beenhakkera. Oni swoją najwyższą formę, co perfekcyjnie wykorzystał Adam Nawałka, pokazali w ME 2016. Ale po drodze były mistrzostwa Europy 2012 w Polsce, gdzie nic nie ugrali. Zebrali tam jednak doświadczenie. I o to właśnie mi chodzi - wskazał Brzęczek.
Selekcjoner zdradził, że wie już, kto będzie pierwszym bramkarzem na mistrzostwa Europy, ale "ze zrozumiałych względów nie przekaże tej decyzji publicznie". - Najpierw powiem zawodnikom, w odpowiednim momencie. To nie są łatwe decyzje, ale Wojtek Szczęsny i Łukasz Fabiański są bramkarzami światowej klasy i bez względu na to, który z nich zagra, mamy na tej pozycji pełne bezpieczeństwo - podkreślił Brzęczek.
Zapowiedział, że selekcja pod kątem eliminacji MŚ 2022 oraz turnieju ME 2021 została praktycznie zakończona, choć nikogo nie skreśla. - Nie zamierzamy powoływać dużej liczby nowych piłkarzy. Będziemy poruszać się w kręgu zawodników, którzy byli z nami jesienią. Pamiętam, że nie grał wówczas Przemek Frankowski, co nie oznacza, że nas nie interesuje. Cieszę się również, że po ciężkiej kontuzji wrócił Krystian Bielik i zbiera bardzo dobre recenzje. Oczywiście, jeżeli ktoś wyskoczy wiosną z niesamowitą formą, na pewno nie zamkniemy przed nim drzwi - zapewnił.
Przy okazji Brzęczek odniósł się do tematu ewentualnej współpracy w sztabie podczas mistrzostw Europy z Łukaszem Piszczkiem, obecnie zawodnikiem Borussii Dortmund. - Jeżeli chodzi o rolę Łukasza, to rozmawiałem z nim już rok temu, w perspektywie Euro, które miało być w 2020 roku. Łukasz wciąż jest czynnym piłkarzem, ale ma taką wiedzę i potencjał, że – jeśli tylko będzie chciał – powinien być wykorzystany w PZPN czy reprezentacji. Czy będzie taka możliwość podczas ME 2021? Dzisiaj nie jestem w stanie odpowiedzieć. Na pewno Łukasz nie byłby odpowiedzialny za treningi. Przede wszystkim patrzę, że ma doświadczenie piłkarskie, swoje przemyślenia i bardzo dużą wiedzę taktyczną - przyznał Brzęczek.
W miniony poniedziałek w Zurychu odbyło się losowanie grup eliminacji MŚ 2022 w strefie europejskiej. Biało-czerwoni rozpoczną kwalifikacje od wyjazdowego meczu z Węgrami 25 marca. Trzy dni później podejmą Andorę, a 31 marca zagrają w Londynie z Anglią. W grupie I rywalami będą także Albania i San Marino.
- Gramy od razu dwa wyjazdowe mecze z najgroźniejszymi rywalami, oczywiście pamiętamy o Albanii. W tej szalonej obecnie rzeczywistości podstawowe są dwie sprawy – brak kontuzji zawodników oraz to, co ewentualnie może wydarzyć się w związku z pandemią. Ale to dotyczy wszystkich. Na pewno nie jest to łatwy terminarz, ale czeka nas ciekawe, interesujące rozpoczęcie kwalifikacji - powiedział Brzęczek.
Zdecydowanym faworytem w opinii ekspertów jest Anglia. Dla Polski niektórzy już "zarezerwowali" drugie miejsce, choć Brzęczek przestrzega przed takim stawianiem sprawy. - Wiedzieliśmy od razu po losowaniu, że Węgry i Albania to bardzo nieprzyjemne drużyny. Mecze - szczególnie z takimi rywalami na wyjeździe - są trudne, gorące. Reprezentacja Węgier zrobiła niesamowity postęp w ostatnich latach. Albania? Popatrzmy, w jakich ligach grają jej reprezentanci, wielu we włoskiej. I to też jest drużyna, która zrobiła postęp - podsumował selekcjoner.