KSW 57. Wstrząsające wyznanie Phila De Friesa. "Przeszedłem przez piekło"
Od dzieciństwa miałem lęki. Długo myślałem, że tak musi być, że tak wygląda życie. W trakcie kariery w UFC bałem się przed każdą walką. Byłem wręcz przerażony – mówi bohater sobotniej gali KSW 57, mistrz wagi ciężkiej, Phil de Fries. – Jak mnie wyrzucili, wpadłem w depresję, miałem urojenia, stałem się alkoholikiem – opowiadał podczas spotkania z dziennikarzami przed sobotnią galą, podczas której zmierzy się z Michałem Kitą. Jak teraz się czuje, jak chce wygrać? Czy będzie lepszy niż ostatnio?
Gdy patrzy się na Phila De Friesa (18-6, 2 KO, 12 Sub) aż trudno uwierzyć, że mógł mieć tak ogromne problemy. Uśmiechnięty od ucha do ucha, wyluzowany. Widać, że jest w dobrej formie fizycznej. Na czwartkowe spotkanie z dziennikarzami przed sobotnią galą KSW 57 przyszedł w fikuśnej koszulce, którą sam sobie wybrał.
- Czuję się świetnie, nie mogę doczekać się sobotniego wieczora. Dam dobrą walkę, wygram przed czasem – zapowiada De Fries. Jego starcie z Michałem Kitą będzie walką wieczoru KSW 57, którego karta zawiera aż trzy walki mistrzowskie.
- Mój rywal to świetny fighter. Bardzo doświadczony, inteligentny, bardzo dobry pięściarz. Ale to ja jestem lepszy, większy, silniejszy – uważa mistrz KSW, który pas największej, europejskiej organizacji zdobył w kwietniu 2018, wygrywając we Wrocławiu w pierwszej rundzie z Michałem Andryszakiem. Potem pokonał przed czasem Karola Bedorfa oraz przez decyzję Tomasza Narkuna. W swej ostatniej walce nie zebrał jednych dobrych recenzji. We wrześniu 2019, podczas gali KSW 50 Londynie, pokonał niejednogłośnie Brazylijczyka Luisa Henrique de Oliveirę. Po walce nawet szefowie KSW publicznie zapowiadali, że będą musieli przeprowadzić poważną rozmowę ze swoim zawodnikiem.
- Fakt, ta walka była straszna w moim wykonaniu. Przyznaję, nie byłem w dobrej formie, wziąłem ją, bo potrzebowałem pieniędzy. Zdaję sobie sprawę, jakie były komentarze kibiców po tym starciu, dlatego teraz obiecuję, że pokażę świetną formę i wygram efektowanie. Mogłem walczyć już miesiąc temu na KSW 56, ale poprosiłem szefów organizacji o jeszcze cztery tygodnie, bo nie byłem w odpowiedniej formie – przyznaje De Fries.
- Teraz mam za sobą świetny okres przygotowawczy. Wreszcie mogłem wejść do gymu, zgubić tłuszczyk, który nagromadził się przez ten rok – mówi z uśmiechem od ucha do ucha.
- Walkę oczywiście będę chciał rozstrzygnąć w parterze. To mój świat. Zawsze staram się zdusić rywala, rzucić go na matę i tam wygrać. Tak będzie i teraz – obiecuje De Fries, który wspomnianego starcia w Londynie nie miał okazji do wyjścia do klatki.
- Na szczęście koronawirus mnie ominął, ale długo nie mogłem trenować. Sale były zamknięte. Starałem się utrzymać formę, dużo jeździłem na rowerze, wspinałem się. To nie było złe, pozwoliło mi odpocząć, poruszać się trochę inaczej. Miałem nawet kwarantannę, gdy moja córka dostała temperatury i miała kaszel. Ale po teście okazało się, że nie miała koronawirusa. Szczepionka? Ja na pewno z własnej woli się nie zaszczepię. Wierzę w mój system odpornościowy – dodaje, De Fries wciąż się uśmiechając.
Z uśmiechem odpowiedział też na najtrudniejsze pytania – o depresję, alkoholizm i leczenie u psychologa, jakie przeszedł kilka lat temu.
- Lęki miałem od dziecka. Długo myślałem, że to normalne, że tak wygląda prawdziwe życie. W czasach, gdy biłem się dla UFC bałem się cały czas. Gdy wychodziłem do oktagonu byłem wręcz przerażony, podobnie było w trakcie walk. Gdy mnie wyrzucili z tej organizacji zostałem regularnym alkoholikiem. Zamknąłem się w domu i sobie. Lęki i fobie były coraz większe. Do granicy szaleństwa – opowiada.
- Cały czas wydawało mi się, że ktoś będzie chciał mi zrobić krzywdę, zaatakować mnie. Bałem się np. że zostanę okradziony. Do obłędu doprowadzała mnie myśl, że ktoś może ukraść mojego psa. Doszło do tego, że zamontowałem w domu kamerę. Gdy byłem wewnątrz, śledziłem co dzieje się na ulicy. Gdy wychodziłem do pracy, kamera śledziła to, co dzieje się w domu. Miałem podgląd. Sprawdzałem co chwilę, czy wszystko w porządku. Wiele razy wracałem do domu, bo wydawało mi się, że ktoś się włamuje, że chce mi ukraść tego, mojego psa – Phil mówił to bez żadnego zahamowania.
- W końcu pomyślałem sobie, że to nie może być normalne, że coś jednak ze mną nie tak. Poszedłem do lekarza, dostałem pastylki. Terapia zadziałała od razu. Z dnia na dzień przestałem się bać. Walki zaczęły mi sprawiać przyjemność. Dziś cieszę się na każdy kolejny pojedynek – mówi De Fries.
Jak to się stało, że mimo takiego lęku w ogóle zaczął uprawiać MMA? Czy jest już gotów na święta? Jakie kupił prezenty dla bliskich? Czy w przyszłym roku zamierza walczyć częściej i z kim? Czy przyjmie propozycję walki na gołe pięści z Joshem Barnettem? Czy dojdzie do rewanżu z Tomaszem Narkunem? Na te inne pytania odpowiedzi w załączonym materiale wideo.
Przejdź na Polsatsport.pl