Iwanow: Piłkarze na odpoczynek, działacze do roboty!
W Poznaniu trzeba brać się solidnie do roboty. Układać plan nie tylko do najbliższego lata. W innym razie to, co było tak piękne – choć potem i przykre – tego lata i tej jesieni – będzie tylko wspomnieniem, do którego zamiast cieszyć się teraźniejszością będziemy z łezką oku wracać. Kiedy do Warszawy zawita Real Madryt? Kiedy polski klub znów zobaczy blask „Stadionu Światła”? Piłkarze niech odpoczywają. Właściciele: zacznijcie działać!
Lech Poznań, promyk nadziei polskiego futbolu klubowego zakończył rok w kiepskich nastrojach. Nasz międzynarodowy „jedynak” mimo przeciętnych wyników w Ekstraklasie, zbierał pochwały za grę w Europie od sierpnia do pierwszych dni listopad. Na finiszu jesieni totalnie się jednak rozsypał. Przez cały grudzień rozegrał sześć spotkań. Stracił w nich 12 goli. Zdobył 5. Ale 4 w rywalizacji z najsłabszym zespołem ligi Podbeskidziem Bielsko-Biała, który taką samą liczbę goli dostał od walczącej o utrzymanie Wisły Płock, a jednego więcej od niebędącego przez długą część jesieni w lepszej sytuacji Piasta Gliwice.
Koncepcja z wystawieniem rezerwowego składu na Europę i mocnego na ligę okazała się chybiona. Z pucharami, mimo świetnego w nich startu i niezłego początku w grupie, żegnano się w minorowych nastrojach. Gonienie czołówki w Ekstraklasie miało zatrzeć to nieprzyjemne wrażenie, zniwelować ten brzydki zapach. Stało się jednak inaczej. Wykonane ruchy nie pomogły na obu frontach. Operacja się nie udała. Pacjent co prawda jeszcze się trzyma, ale ledwo doczołgał się do jesiennego końca.
Ściśnięty do granic możliwości sezon wyciskał soki z zespołów zdecydowanie mocniejszych od Lecha. Kontuzje, gorsze wyniki w lidze, niespodziewane wpadki, to dotykało nie tylko „Kolejorza” ale i Barcelonę, Manchester City, Borussię M’Gladbach czy Lazio – zespoły, które grają w Champions League, a na swoim podwórku też daleko im do czołowych lokat.
Do tego w Anglii, w Hiszpanii czy we Włoszech przerwa, jeżeli w ogóle będzie, to naprawdę bardzo krótka. Wyżej wymienione drużyny są jednak tak sformatowane, że prędzej czy później i tak znajdą się na takich miejscach, dzięki którym na ich stadionach jesienią puszczany będzie hymn Ligi Mistrzów, w najgorszym razie Ligi Europy. Co poza „kasą”, dała „Kolejorzowi” tegoroczna europejska przygoda, jeżeli nie będą jej kontynuować, nawet jeśli ma być to „tylko” Conference League?
ZOBACZ TAKŻE: Milik w końcu zmieni klub? Jest decyzja dyrektora Napoli
Legia Warszawa po awansie do Ligi Mistrzów w sezonie 2016/2017 miała zostać hegemonem Ekstraklasy i spokojnie co rok grać w fazach grupowych europejskich pucharów. Skupiać najlepszych polskich piłkarzy plus dobrych obcokrajowców, być kimś na miarę będących w naszej części Europy Dynamem Zagrzeb czy Ludogorcem Razgrad, choć pojawiały się i głosy o „Bayernie Wschodu”, w końcu przewaga Polski nad Bułgarią czy Chorwacją to nie tylko kwota za telewizyjne prawa.
Od tamtego czasu stołeczny klub do Europy nie dostał się ani razu, a w Polsce niedawno musiał uznać wyższość skromnego Piasta. Dziś z Bayernem łączy go tylko to, że … na zimowy obóz jedzie do jednego z krajów Zatoki Perskiej.
Przy Bułgarskiej „spięto” budżet, wypromowano kolejnych młodych, po Jóźwiaku, Gumnym i Moderze. Za chwilę pojawią się chętni na Puchacza, Kamińskiego, Skórasia, pewnie i Marchwińskiego. Jeżeli nie będzie pucharów, trzeba będzie znowu sprzedawać. Zamiast się zastanawiać jak tych chłopaków zatrzymać, by znów na Europę nie czekać pięć kolejnych lat. Koło się zamyka. Szkoda tylko, że to błędne koło.
Legia ostatni mecz w grupie Ligi Mistrzów zagrała cztery lata temu. Dziś z tamtego wyjściowego składu, licząc ze zmiennikami nikogo w Warszawie już nie ma. Wiosną w Poznaniu nie będzie już Modera, jesienią kibice mogą nie zobaczyć kilku z wyżej wymienionych piłkarzy reprezentacji do lat 21.
Akademia nie w każdym roczniku produkować będzie odpowiedniej jakości zawodników. To przecież nie fabryka. Z rynkami zagranicznymi wiadomo jak jest: łatwiej trafić na Sykorę niż Ishaka. Dlatego w Poznaniu trzeba brać się solidnie do roboty. Układać plan nie tylko do najbliższego lata. W innym razie to, co było tak piękne – choć potem i przykre – tego lata i tej jesieni – będzie tylko wspomnieniem, do którego zamiast cieszyć się teraźniejszością będziemy z łezką oku wracać. Kiedy do Warszawy zawita Real Madryt? Kiedy polski klub znów zobaczy blask „Stadionu Światła”? Piłkarze niech odpoczywają. Właściciele: zacznijcie działać!
Przejdź na Polsatsport.pl