Kowalski: Wyraźnie widać, jak wielkim błędem było odejście Piątka z Milanu
Pierwszy raz od dziewięciu lat dwa zespoły z Mediolanu AC Milan i Inter są na czele włoskiej Seria A. Inter zaczął swoje odrodzenie już jakiś czas temu, Milan, który jest liderem, ewidentnie wchodzi na tę ścieżkę. I tylko żal, że już bez Krzysztofa Piątka, który był tam jeszcze rok temu. Dziś śmiało można powiedzieć, że jego decyzja o odejściu była ogromnym błędem.
Po okresie euforii związanej z golami zdobywanymi jak na zawołanie w Genoi (13 bramek w lidze i 6 w pucharze w jednej rundzie) Polak za 36 mln euro trafił do wielkiego Milanu i wciąż nie przestawał strzelać i prezentować swojej słynnej cieszynki rewolwerowca. Te gole (9 w lidze i 2 w pucharze w pół sezonu) i otoczka podbijana jeszcze przez szalonego dziennikarza Tiziano Crudelego, który wykrzykiwał w lokalnej telewizji swoje słynne „Pio, Pio, Pio”, sprawiły, że chłopak z Niemczy stał się we Włoszech autentyczną gwiazdą.
Nie dość, że bardzo dobrze grał w piłkę, to jeszcze błyskawicznie zbudował sobie rozpoznawalną markę, co wcale nie zawsze idzie od razu w parze. Zachwytów i porównań z najbardziej cenionym obecnie Polakiem Robertem Lewandowskim, nie było końca. I nagle, pół roku później, wszystko się skończyło. „Pio” strzelił tylko cztery gole w pierwszej części ligowego sezonu 2019/2020 dla Milanu. Coraz częściej grał słabo, coraz częściej niezadowolony wymachiwał rękoma, miał pretensje do kolegów, a gdy w końcu po długim czasie przełamał się i strzelił gola, ostentacyjnie uciszał publiczność. To się w wymagającym Mediolanie nie podobało. Bo Krzysztof nie był już skromnym chłopakiem, świadomym swoich braków i gotowym do ciężkiej pracy. Stał się gwiazdą także z jej wszystkimi wadami, upodobnił się do wielu wcześniejszych napastników Milanu, którzy przez klub się przewinęli, nie osiągając wielkiego sukcesu. W Milanie to czuli.
ZOBACZ TAKŻE: Lewandowski wygrał kolejny plebiscyt kosztem Ronaldo i Messiego
Dlatego nikt go na siłę nie trzymał, kiedy pojawiła się oferta Herthy Berlin, aby odstąpić go za 25 mln euro minionej zimy. Ale też nikt byłego napastnika Zagłębia Lubin i Cracovii do odejścia z Mediolanu nie zmuszał. Owszem, wiadomo było, że przychodzi Zlatan Ibrahimovic i pewnie trzeba będzie częściej siadać na ławce rezerwowych. Z drugiej strony być zmiennikiem, pograć albo nawet trenować z jednym z najlepszych piłkarzy w historii futbolu to też była gratka. Coś co mogło pociągnąć Piątka w górę w nieco dłuższym dystansie. Wiadomo przecież, że Zlatan powoli już będzie kończyć karierę.
Reprezentant Polski nie podjął jednak wyzwania. Gdy okazało się, że te same pieniądze będzie mógł zarobić w bliższym rodzinnego domu Berlinie (około 2 mln euro netto), spakował się i błyskawicznie zostawił Italię. Wywrócił wszystko do góry nogami, sądząc pewnie, że dobry napastnik wszędzie się sprawdzi. Ale nie jest to jednak takie oczywiste.
O kłopotach i zawirowaniach w Hercie w ostatnich miesiącach sporo już napisano i pewnie jest to bardzo istotne także w kontekście naszego zawodnika (choćby zmiana trenera). Ten najbardziej widoczny fakt jest jednak taki, że przez rok w Bundeslidze strzelił ledwie siedem goli.
Nikt w Berlinie nie jest z niego zadowolony (mimo dwóch goli w roli jokera w derbach z Unionem) i nie można mówić, że jest napastnikiem numer jeden. Cunha, Cordoba czy Lukebakio mają tyle samo goli albo więcej, a Polaka rozlicza się nie jak gracza, który właśnie przyjechał z polskiej Ekstraklasy i musi mieć czas na aklimatyzację, ale świetnego napastnika Milanu, za którego zapłacono rekordową w Berlinie kwotę 25 mln euro. Powinien strzelać, jak na zawołanie i ciągnąć Herthę w górę tabeli.
A nie robi tego. Klub ze stolicy Niemiec jest na 14 miejscu w Bundeslidze i tak naprawdę broni się przed spadkiem. Milan szykuje się do powrotu do Ligi Mistrzów...
Przejdź na Polsatsport.pl