20 rund z Przemkiem Saletą: Tylko za sześć walk dostałem więcej niż 50 tysięcy dolarów
To było dwadzieścia pięściarsko-komentatorskich rund, ponad godzina spędzona z Przemkiem Saletą: o pierwszej sportowej przegranej w życiu w Chicago, legendarnym Angelo Dundee, walczeniu za darmo o pas WBC International, konfliktach zabijających polski boks i co musi się zmienić, boksie przez wielkie B a przede wszystkim o jednym, co zawsze pozostaje - pasji do boksu i komentowania. Zapraszam na obszerne fragmenty rozmowy z Przemkiem, całość w załączonym linku.
Przemek w ringu:
Pierwsza porażka w życiu, Chicago: "Ja też się tym zagotowałem, w zupełności zdawałem sobie sprawę, że to moja wina. Tim Martin miał wtedy chyba rekord 3 przegrane 4 wygrane ale był bez wielkich umiejętności. Zgubiła mnie pewność siebie i nonszalancja w podejściu do walki. Wydawało mi się, że nie będzie żadnych problemów, żeby ją wygrać. Rozgrzewałem się, ale tak naprawdę to jednym okiem obserwowałem walki, które były przede mną, nie byłem skoncentrowany. I za to zapłaciłem - przyjąłem bombę w pierwszej rundzie, na zimno, był nokdaun i cała reszta była tego konsekwencją. Ta walka była dużą lekcją pokory i podejścia do kolejnych, bo to była moja pierwsza przegrana - kiedykolwiek. I w kickboxingu i w boksie. Wtedy w Polsce była taka cicha rywalizacja pomiędzy środowiskiem pięściarskim i kickbokserskim. Wszyscy z boksu skazywali mnie na porażkę. Po tej przegranej sam zacząłem się zastanawiać czy to był dobra decyzja.
Angelo Dundee: Był bardzo old-schoolowy. Na siłownię chodziłem nielegalnie, bo zabraniał. Zabraniał korzystania z odżywek proteinowych - i jakichkolwiek innych. Dobre odżywianie miało wystarczyć. Ale ja cały czas trenuje jakby w ramach jego szkoły, bo tam trening codziennie był taki sam: krótka rozgrzewka, walka z cieniem, sparing, skakanka, brzuszki - zawsze obok stał trener i poprawiał. W czasie sparingu Dundee zostawiał cię samego, rady tylko podczas przerwy. Każdy trening był nauką. Biegaliśmy od poniedziałku do piątku: trzy mile we własnym tempie, a wytrzymałość potrzebną w boksie nabierało się przez sparingi, czy walki cztero i sześciorundowe.
ZOBACZ TAKŻE: Kownacki potwierdził rewanż z Heleniusem
Przemek za mikrofonem:
Przegrana z Zeljko Mavrovicem bolała, ale też nabawiłem się kontuzji, wiedziałem, że przez trzy miesiące nie będę mógł trenować. Ponieważ miałem kilka delikatnych problemów ze swoim managerem - wynikały z tego, że ja lubię sam za siebie podejmować decyzje - chciałem przeczekać aż kontrakt mi się skończy. W grudniu 1995 roku zostałem zaproszony do studia Canal+, gdzie walką wieczoru był pojedynek Mike Tysona z Busterem Mathisem jr. Ewidentnie na tyle z sercem mówiłem, że zostałem zapytany czy chcę boks komentować. Trafiłem wtedy z Januszem Pinderą na komentatorskie złote lata boksu zawodowego, bo dziś to się nie da, żeby ktoś latał na walki do Las Vegas, Atlantic City czy gdziekolwiek indziej. To było dużą przygodą i przeżyciem. Kickboxing był zawsze moją pierwszą miłością poprzez Bruce Lee i film 'Wejście Smoka", a boks był i jest moją największą miłością. Ale wiedziałem, że to nie jest coś, co mogę robić całe życie. Komentowanie stało się moja pasją, pozostałem przy sporcie.
Często, wśród kiedyś zawodników, a teraz komentatorów problem jest taki, że nie są sobą: chcesz powiedzieć coś mądrego, a z tego wychodzi klops. Zresztą jeśli chodzi o komentatorów, czy to polityka czy sport: ludzie, którzy oglądają cię w telewizji uważają, że jesteś autorytetem, wyrabiają sobie opinie na temat danego sportu czy danej walki na podstawie tego, co słyszą. Jeśli słyszą głupoty, to później je łykają, nawet powtarzają wśród znajomych .
Komentator kontra pięściarz: Nie mam na pieńku z żadnym pięściarzem - pięściarzem, zaznaczam - jeśli coś mówię, to obiektywnie. Mogę się mylić, ale mówię szczerze to, co myślę, bez żadnych złośliwości, nawet jak to nie są przyjemne rzeczy. Walki Artura Szpilki z Sierhiejem Radczenko nie można było dobrze ocenić, nie powinien jej wygrać. Parę dni później spotkaliśmy się w studio "Etoto", a Artur nie miał do mnie żadnych pretensji, zgodził się z moja opinią. Nie uważam, że jestem jedyny i nieomylny. Pamiętam jedną taką sytuację. Wracając po gali do hotelu dostałem telefon od promotora z pytaniem, jak ja mogłem na temat walki wypowiedzieć się w taki, a nie inny sposób. Ale grzecznie wytłumaczyłem, że chcę być obiektywny i podpieram to swoim nazwiskiem - że mówię to, co widzę i co myślę. Dyskusja na tym się zakończyła.
Przemek o polskim boksie
Nie widzę tego dobrze. Ciężko zobaczyć jakieś światełko w tym tunelu. Być może, ale to sam początek, jest nim stworzenie Queensberry Polska. Mówię to w tym sensie, że będą ze sobą strony polska i angielska współpracować, że chłopcy z Polski zobaczą, jakie jest podejście do pracy, jakie są oczekiwania pięściarzy angielskich. Tych gdzieś na początku drogi, którzy nie są gwiazdami, ale sa bardzo dobrzy.
Byłem na gali w Gniewie, boksowało tam trzech Polaków, którzy mieszkają w Anglii… i to są zupełnie inni ludzie. To skromni chłopcy - jeśli mówisz im, czego brakowało w ich boksie, a masz te kilkadziesiąt walk zawodowych więcej, to oni słuchają i dziękują. Nie bronią swojego zdania. U nas nie ma tradycji boksu zawodowego - pierwsza gala po wojnie była w 1991 roku, miałem tam walkę wieczoru. Na hasło boks zawodowy, w Polsce każdy ma od razu w głowie miliony dolarów Mike Tysona.
Większość na pewno nie wie, jakie grosze zawodnicy zarabiają na początku, albo tego, że z ponad 50 walk, ponad połowę stoczyłem za darmo. Przepaść w boksie pomiędzy tymi, którzy są na dole, a tymi, którzy są na szczycie jest tak wielka, jak w żadnym innym sporcie.
Miałem ponad pięćdziesiąt walk, a tych, w których zarobiłem ponad 50 tysięcy dolarów było raptem sześć, ale ja o to w żaden sposób nie mam pretensji. To była pasja: za walkę o pas WBC International, z Dennisem Andriesem, dwunastorundową, która wywindowała mnie na czwarte miejsce w rankingu... dostałem pięć tysięcy dolarów, których nigdy nie zobaczyłem, bo poszło całe na koszty. Mam pasję boksu i taka już zostanie.
Przejdź na Polsatsport.pl