Był polskim bohaterem Bundesligi. Poprosił o skrócenie kontraktu, gdy uznał, że nie da już rady!
Zanim Robert Lewandowski zaczął śrubować strzeleckie rekordy w Bundeslidze, mieliśmy tam Jana Furtoka. Hamburger SV kupił go w końcówce lat 80. z GKS-u Katowice za 1,6 miliona marek. Furtok przez kilka sezonów był postrachem bramkarzy, a w rozgrywkach 1990/91 omal nie został królem strzelców. – Siedem lat żyliśmy tam, jak w bajce. Tylko samotność nam dokuczała. Zwłaszcza wtedy, gdy kompletnie nie znaliśmy języka – mówi nam Anna Furtok, żona piłkarza.
Jan Furtok pięć lat temu zniknął z życia publicznego. Choruje. Może jednak liczyć na bliskich, na żonę Annę. To z nią rozmawiamy o tym, jak 26-letni wówczas piłkarz ruszał na podbój Bundesligi. – Pamiętam, jak po jednym ze zgrupowań kadry przyjechał do domu. W środku siedział już menadżer i trener Hamburgera SV. Od razu go zabrali do Niemiec. Ja dołączyłam po miesiącu. Musiałam czekać, aż pan prezes Marian Dziurowicz załatwi mi paszport – wspomina pani Anna.
Było pięknie, dopóki ktoś nie krzyknął „raus”
Trafili do Norderstedt, nieopodal Hamburga. – U nas było straszne dziadostwo wtedy, bo to był jeszcze schyłkowy okres komuny. Jednego dnia widziałam Polaków ubranych w dresy i białe skarpety, a następnego ktoś nas przeprowadził do czegoś, co przypominało bajkę. Tam wszystko wydawało się piękne. Mieliśmy ładny dom, sąsiedztwo, cała okolica była taka czysta. Tylko samotność nam dokuczała. Zwłaszcza mnie, bo kiedy Janek jechał na zgrupowania i mecze, to ja siedziałam sama z dziećmi w czterech ścianach. Nikogo nie znaliśmy, początkowo był kłopot z językiem. Jak mąż był w niedziele w domu, to szliśmy do polskiego kościoła. To było takie miejsce, gdzie czuliśmy się raźniej, gdzie mieliśmy do kogo się odezwać – opowiada żona piłkarza.
ZOBACZ TAKŻE: Euro 2021 także w Polsce? Boniek zabrał głos
Kiedy Furtok po pięciu sezonach w Hamburgerze SV przenosił się za 1,1 miliona euro do Eintrachtu Frankfurt, wylądowali w Hanau. – Dalej było pięknie, ale tam wytrzymaliśmy tylko dwa lata – mówi Anna Furtok. – Mąż już jako tako znał język, a lubił czytać gazety. Nawet jeśli nie rozumiał wszystkiego, to nagłówki robiły na nim wrażenie. A było tak, że w tym drugim sezonie w Eintrachcie coraz więcej było negatywnych opinii na temat jego gry. On sam czuł, że forma już nie ta, że z kondycją coraz gorzej. Uznał, że lepiej z tym skończyć, żeby go dobrze zapamiętali – dodaje pani Anna, a my uzupełnijmy, że nie chodziło tylko o to, co pisały media, ale o to, co mówili kibice. Nawet jak strzelał Juventusowi Turyn gola w meczu pucharowym, to słyszał „Furtok raus” (wynocha).
Przegrał w Wohlfarthem, ale to jego wybrał Kicker
W Eintrachcie mieli z decyzją Furtoka problem, bo nigdy wcześniej żaden zawodnik nie przyszedł do władz z prośbą, żeby skrócić umowę. – Dla nich to była czarna magia – stwierdza żona, ale w końcu we Frankfurcie dali sobie radę i skrócili 3-letnią umowę bez żadnych roszczeń. – Chciał całkiem skończyć z graniem, ale jeszcze poszedł na chwilę do GKS-u Katowice, bo Piotr Dziurowicz, syn pana Mariana, o to poprosił. Długo jednak nie wytrzymał.
Furtok dla kibiców GKS-u Katowice jest legendą i prawdopodobnie najlepszym piłkarzem, jaki grał w tym klubie. Jednak najlepszym okresem w jego karierze była wiosna 1990 roku, kiedy ścigał się z Rolandem Wohlfarthem o tytuł króla strzelców. W kwietniu kapitanowie drużyn wybrali go na piłkarza miesiąca. W dwóch meczach ustrzelił hat-tricka, w dwóch innych zaliczył po dwa trafienia. W sumie, w sezonie 1989/90 zdobył 20 goli. O jednego mniej niż Wohlfarth, który grał w mocniejszym Bayernie Monachium. Pewnie dlatego Kicker wybrał wtedy Furtoka najlepszym napastnikiem Bundesligi. Dla HSV strzelił w sumie 60 bramek w 135 meczach, co daje średnią 0,44 na spotkanie. Kibice z Hamburga do dziś są dumni z tego, że Polak u nich grał.
Wrócił, bo stracił szybkość
Furtok wyjeżdżał z Katowic z małego mieszkania (pokój z kuchnią), wracał do wybudowanego przez siebie domu. Można by jeszcze dodać, że przed wyjazdem on sam o sobie mówił, że grając w GKS-ie, lubił poszaleć poza boiskiem, znał wszystkie dyskoteki. W Niemczach się zmienił, stał się stuprocentowym profesjonalistą i jako taki wracał do kraju. Mógł jedynie żałować, że nie wyjechał prędzej, bo z upływem czasu stracił swój największy atut, czyli szybkość. W Eintrachcie to było już widoczne.
Po powrocie do Polski o Niemczech przypominali mu kibice Hamburgera SV, którzy przysyłali mu sympatyczne listy i prośbę o wysłanie autografu. O Niemczech przypominał mu też syn. – Jak wyjeżdżaliśmy do Hamburga, to on miał 3 lata, chodził do przedszkola. Zakorzenił się w tych Niemczach. Po powrocie do Polski wciąż tylko powtarzał: komm zuruck nach Deutschland (chodź, wracajmy do Niemiec – tłum. aut.) – przyznaje pani Anna.
– Dodawał, że tu, czyli w Polsce, jest brudno. Dziś syn kończy 35 lat (rozmawialiśmy 9 stycznia – przyp. aut.). Pamiętam, że jak się urodził, to Janek był na zgrupowaniu kadry w Wiśle. Wtedy trener Antoni Piechniczek przygotowywał ich na mistrzostwa świata w Meksyku. Miałem kłopot, żeby dodzwonić się do męża i powiedzieć, że dziecko mu się urodziło. Trzy lata temu syn wyjechał do Niemiec. Mieszka blisko Stuttgartu, tam ma pracę.
Furtok po zakończeniu kariery piłkarskiej był prezesem GKS-u Katowice, dyrektorem kadry (powołał go trener Fanciszek Smuda). Siedem lat temu nasz znakomity napastnik cieszył się z tego, że Robert Lewandowski pobił jego strzelecki rekord w Bundeslidze. – Dobrze, że chcecie rozmawiać o tym, a nie o golu ręką, który strzeliłem San Marino. Tej ręki mam już serdecznie dość, a Lewandowski jest boski. Gdyby w kadrze miał takich kolegów, jak w Borussi, to strzelałby bramki, jak karabin maszynowy – mówił we wrześniu 2013 roku w rozmowie z Przeglądem Sportowym.
Przejdź na Polsatsport.pl