Odwołanie Brzęczka nie zaskakuje. Nie po to Lewandowski milczał...
Nie tylko ludzie ze środowiska piłkarskiego zabierają głos w sprawie zwolnienia Jerzego Brzęczka z funkcji selekcjonera. – Spodziewałem się tej decyzji już po meczach w Lidze Narodów. A już po wysłuchaniu wywiadu, w którym Robert Lewandowski milczał przez kilka sekund, byłem tego pewien – mówi Artur Partyka, wicemistrz olimpijski w skoku wzwyż, wielki fan futbolu.
Przemysław Iwańczyk: Zbierasz szczękę z podłogi po sensacyjnym zwolnieniu Jerzego Brzęczka?
Artur Partyka: Do emocji piłkarskich w Polsce jesteśmy przyzwyczajenie raczej w okresie wiosennym, kiedy liga wkracza w fazę decydującą o mistrzostwie i zaczynają się mecze eliminacyjne do imprez mistrzowskich. A tu proszę, wielkie poruszenie w połowie stycznia za sprawą prezesa PZPN i jego zaskakującej decyzji o zwolnieniu Jerzego Brzęczka z posady selekcjonera. Szczerze powiem, że spodziewałem się tego już po ostatnich meczach w Lidze Narodów. Argumentem przesądzającym było spotkanie z Włochami i w ogóle styl, jaki prezentowała kadra w zeszłym roku. A już po obejrzeniu i wysłuchaniu rozmowy z Robertem Lewandowskim, który wymownie milczał przez kilka sekund, byłem pewny, że dojdzie do dymisji.
Naprawdę uważasz, że za zwolnieniem stali piłkarze reprezentacji?
Przecież piłka nożna to sport zespołowy i jeśli nie ma wiary oraz motywacji wśród samych zawodników, nic się nie wygra. Pomijając te słynne sekundy milczenia, w wypowiedzi Roberta było widać brak wiary w pomysł i - co najistotniejsze - brak akceptacji dla rozwiązań taktycznych proponowanych przez selekcjonera. Piłkarz, który pracuje bądź pracował z największymi tuzami tego zawodu, w moment wyczuje, że coś jest nie tak. Pozostali zawodnicy też musieli to widzieć. Potencjał Roberta nie był wykorzystywany, Mateusz Klich grał zupełnie inaczej niż u Marcelo Bielsy, Piotr Zieliński podobnie.
Ze zdaniem zawodników należy się liczyć, ale czy to nie przesada, by ich głos był decydujący? Oczywiście wszystko przy założeniu, że rzeczywiście tak było.
Wydaje mi się, że zdanie najważniejszych zawodników w kadrze miało wpływ na decyzję prezesa Bońka. Trenerzy powinni rozmawiać z piłkarzami, zwłaszcza tymi doświadczonymi, i powinno im zależeć na ich zdaniu. Są rady drużyny, jest kapitan, ale dialog ten powinien mieć miejsce nie tylko w chwilach sukcesu lub przy dzieleniu kasy za nagrody, a przede wszystkim w momentach, kiedy dzieje się źle. To najzwyklejsza w świecie forma komunikacji, tym bardziej że w zespole narodowym mamy kilku gości ze światowego topu.
Tutaj tego zabrakło, relacja między Brzęczkiem a Lewandowskim psuła się od jakiegoś czasu i widać to było również na boisku. Pamiętam ze swojej kariery, kiedy osiągnąłem dojrzałość jako sportowiec, że trener zauważył to od razu, stałem się dla niego partnerem, oczywiście przy zachowaniu należnej hierarchii. Nie sądzę, by Brzęczek wsłuchiwał się w głos Lewandowskiego. Robert szukał gry, błądził po boisku. Jego zachowanie na murawie również było swego rodzaju wotum nieufności wobec selekcjonera i jego pomysłów.
Gracze o takiej klasie od razu zauważają, że idzie coś nie tak. Nie dziwię się Lewandowskiemu, jego reprezentacyjna kariera może się niebawem skończyć, wiecznie na topie nie będzie. Może tak bardzo chce osiągnąć sukces z kadrą, że jest w stanie posunąć się do wszystkiego? Rozumiem jego i kolegów determinację. Mogliby leżeć na plaży zamiast poświęcać się kadrze. A tak zasuwają w interesie naszych emocji.
Takich wyrzutów można uczynić selekcjonerowi kilka. Choćby sprawa z bramkarzami, którzy nie znali jasnej hierarchii w drużynie. Przecież to jest na tyle odpowiedzialna pozycja, że występujący na niej sportowiec powinien mieć spokój psychiczny, pewność siebie, wypracowane nawyki na gruncie reprezentacji. Nie można poddawać dodatkowej presji ludzi, którzy nie mogą w swoim fachu pozwolić sobie na błąd.
Ktoś powie, że wypowiadam się jako przedstawiciel sportu indywidualnego. Ale tak naprawdę pracowałem w zespole i wiem doskonale, jakie zasady taką współpraca rządzą.
Twoim zdaniem to dobry moment, kiedy do pierwszego meczu eliminacji mundialu zostało 65 dni, a do Euro zaledwie kilka miesięcy?
Oczywiście, spotykam się z opiniami, że to za późno. Można było przeprowadzić tę operację miesiąc wcześniej, ale czas, który pozostał do eliminacji i Euro, to dla profesjonalisty żaden problem. Od razu przychodzą mi do głowy przypadki Roberto di Matteo, który od razu sięgnął z Chelsea po Ligę Mistrzów, czy też najświeższy Hansiego Flicka, który z Bayernem Monachium zrobił to samo zastępując pierwszego trenera. Obaj dostali szansę w listopadzie kilka miesięcy wystarczyło, żeby uporządkować zespoły i wygrać najcenniejsze trofeum. Czyli się da...
ZOBACZ TAKŻE: Siedem powodów zwolnienia Brzęczka
Nie jest za późno, powtórzę, wręcz może to być atut w postaci dodatkowej mobilizacji zarówno u selekcjonera jak i zawodników. Nawet skompletowanie sztabu nie jest nie wiadomo jak trudnym procesem. Byłaby to odpowiedzialność nie tylko samego selekcjonera, ale także związku, który ma zapewne doskonałe rozeznanie.
Cała Polska, a przynajmniej większość, zwalniała Brzęczka bez odpowiedzialności za tę decyzję, teraz cała Polska wybiera trenera kadry. A Ty?
Dla mnie z Polski najpoważniejszymi kandydatami są Michał Probierz, Marek Papszun i Czesław Michniewicz, choć ten ostatni ze względu na początek współpracy z Legią i trochę dziwne pożegnanie z kadrą do lat 21, nie ma zapewne szans. Probierz ma doświadczenie, liczne udane i nieudane epizody w klubach, ale wydaje mi się, że praca z kadrą jest zupełnie inna praca niż w klubie i tu jego mocny charakter oraz waleczność, z jakiej słynie, byłaby wręcz pożądana.
Dlaczego Papszun? Bo jest kimś nowym, ale już pokazał, że potrafi budować zespół, jest zwolennikiem silnej dyscypliny i ma wyniki w lidze, Jego drużyna może powalczyć o pierwszą trójkę w tym sezonie. A że nie ma takiego doświadczenia? Adam Nawałka czy Waldemar Fornalik też nie mieli za dużo sukcesów zanim zostali selekcjonerami.
Jeśli chodzi o trenerów z zagranicy, to spodziewałem się, że prezes PZPN pójdzie w tę stronę już po zakończeniu misji trenera Nawałki. Teraz też wydaje mi się to najbardziej realnym rozwiązaniem. Jestem przekonany, że kandydat na to stanowisko już jest, bo inaczej nie byłoby decyzji o dymisji Brzęczka.
Masz swojego faworyta?
Moim wymarzonym byłby Maurizio Sarri, pracujący w Napoli, Chelsea czy Juventusie. Wiem, że jest bardzo drogi, ale w naszym przypadku mogłoby zadziałać to, jak patrzy na futbol. Styl, który prezentowały jego zespoły, najbardziej współgra z tym, co chcielibyśmy grać. Zna on polskich zawodników z klubów – czy Piotra Zielińskiego, który zaczyna najlepszy okres swojej kariery, czy Wojciecha Szczęsnego, którego Sari prowadził w Turynie. Jest też szansa, że odzyskalibyśmy Arkadiusza Milka, jakiego znamy sprzed lat. Czy to marzenia? Może właśnie nie tylko, bo i dla Sarriego prowadzenie reprezentacji Polski z najlepszym piłkarzem świata i kontraktem na rok, byłoby ciekawą opcją i zszedłby nieco z wartości kontraktu.
Drugie nazwisko to Marco Giampaolo. Również zna kilku polskich zawodników, ale ma według mnie jedną bardzo dużą wadę - dwie nieudane misje w poważnych klubach i to bardzo świeża historia .Zwłaszcza totalne fiasko przygody z AC Torino nie napawa optymizmem. Dlatego na niego raczej bym nie stawiał. Gianni De Biasi, który był poważnie brany pod uwagę trzy lata temu, ma obecnie świetnie płatną posadę w Azerbejdżanie i nie sądzę, żeby zdecydował się na nagłą zmianę. Luciano Spaletti, o którym sam Boniek mówił, że jest za drogi, też jakoś mnie nie przekonuje. Jest bezbarwny i od czasów pracy z AS Roma niczym się specjalnie nie wyróżnił.
A może prezes Boniek znów wszystkich totalnie zaskoczy?
Prezes PZPN ma świadomość, że ryzykuje dużo swoim wizerunkiem prezesa i tym, jak zapamiętamy jego dwie kadencje. Tu przychodzi na myśl słynne piłkarskie powiedzenie: jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz .W przypadku prezesa Bońka będzie to ostatni turniej. Ale powiedzmy sobie szczerze, czy spodziewaliśmy się, że kolejnymi selekcjonerami będą Nawałka i Brzęczek? Myślę, że 99,99 proc. z nas na pewno nie. Więc zaufałbym pomysłowi Bońka, bo on już na pewno wie, komu powierzy tę odpowiedzialną misję.
Leo Beenhakker był takim zaskoczeniem, a wiemy, jak to się skończyło. Zrozumieć specyfikę naszej piłki, uwarunkowania mentalne, to wszystko nie jest prostą sprawą.
Nie obawiam się tego, skończmy z tekstami typu „znać polskie realia”. Piłka to język międzynarodowy. Selekcjoner ma przygotować do gry reprezentację z gotowych, uznanych piłkarzy, a nie budować system od nowa. Bank informacji jest zapełniony danymi, przecież nowy selekcjoner nie będzie zastanawiał się, kto w Polsce umie grać w piłkę.
A może wróci Nawałka?
Nie wchodźmy już w to, potrzebny jest nowy impuls. Polscy piłkarze potrzebują tego, większość z nich zna Nawałkę, oni już to znają. Poza tym nie przypuszczam, by sam trener chciał w to wchodzić ponownie.
Przejdź na Polsatsport.pl