Kto po Jerzym Brzęczku? Jeśli Holender, to na pewno nie Van Basten
Choć w tej chwili to Paulo Sousa wydaje się kandydatem numer jeden na objęcie reprezentacji Polski to od poniedziałku w przestrzeni publicznej pojawiło się mnóstwo innych nazwisk. W tym także byłego selekcjonera Holendrów i niegdyś wybitnego napastnika Marco Van Bastena. Ten temat zbadał dokładnie znawca futbolu w tym kraju Mariusz Moński z „RetroFutbol.pl. „Nie ma absolutnie żadnej informacji na ten temat” – mówi. I wskazuje na dwa inne nazwiska, które – w teorii – prezes PZPN mógłby rozważać.
Bożydar Iwanow: Jak zareagowałeś, gdy pojawiła się pogłoska, że Marco van Basten może być rozpatrywany jako selekcjoner reprezentacji Polski?
Mariusz Moński z „RetroFutbol.pl.: Z niedowierzaniem. Od kilku lat nie ma on nic wspólnego z trenowaniem. I tak naprawdę nic wielkiego z zawodzie nie osiągnął. Pracuje jako ekspert w mediach i jako ambasador różnych projektów, ale jego przerwa w pracy szkoleniowej jest już bardzo długa. Miał też problemy zdrowotne, z powodu których zrezygnował ze stanowiska szkoleniowca Heerenveen, bo do wszystkiego podchodził za bardzo emocjonalnie. Oczywiście, był selekcjonerem „Oranje” podczas EURO 2008, i drużyna grała wtedy fantastyczny futbol.
Ale tylko w grupie, gdzie ograła wysoko zarówno ówczesnych mistrzów świata jak i Europy, czyli Włochów oraz Francuzów. Uznano ją za głównego faworyta do tytułu, a w ćwierćfinale zatrzymała ich Rosja prowadzona przez … Holendra, Guusa Hiddinka. Van Basten miał wtedy z pewnością lepszych piłkarzy i mocniejszą drużynę niż później Bert Van Marwijk, który zdobył srebro mundialu w RPA. Czy Louis Van Gaal cztery lata później, gdy Holandia zostawała trzecią ekipą globu. Nie mówiąc o obecnej drużynie, zarówno tej Ronalda Koeamana jak i Franka De Boera.
Sukcesu, mimo olbrzymiego potencjału tamtego zespołu Van Basten jednak więc osiągnął. Poza tym uważam, że naszej drużynie potrzebny jest szkoleniowiec ostatnio aktywny, a nie w stanie spoczynku. Futbol ewoluuje, jest dużo nowych aspektów, z którymi trzeba być na bieżąco i to w praktyce, a nie jedynie w teorii.
A kierunek holenderski mógłby być w ogóle interesujący dla nas?
Przychodzą mi do głowy tylko dwa nazwiska: Philip Cocu i Mark Van Bommel. Obaj wielcy piłkarze z olbrzymim doświadczeniem i pracą szkoleniową w PSV Eindhoven. Tylko, że tylko ten pierwszy miał z tym klubem dobre wyniki i zdobywał tytuły – sięgnął po trzy mistrzostwa. Cocu był zresztą przymierzany do posady selekcjonera Holendrów po Koemanie.
Za Van Bommelem przemawiałby natomiast jego dłuższy czas w roli asystenta Van Marwijka w reprezentacji, Cocu zresztą też przy kadrze pracował. I to on posiada ten zwycięski gen i lista jego sukcesów jest dłuższa. Trudno jednak wyrokować, czy byłby pracą z naszą kadrą w ogóle zainteresowany. Dziś wiele reprezentacji prowadzonych jest przez trenerów bez większego „nazwiska” i doświadczenia.
Czy Gareth Southgate pracował z wielkim angielskim klubem? Roberto Martinez też przed pracą dla federacji belgijskiej był „tylko” w Wigan i Evertonie, a nie żadnym z topowych klubów na Wyspach. Ale pracując z „Czerwonymi Diabłami” może obcować z wieloma znakomitymi zawodnikami, ma rezultaty i o następną bardzo dobrą ofertę nie musi się obawiać. A wiadomo, że w najmocniejszych klubach i zarobki są duże wyższe niż w przypadku zespołów narodowych z nie najwyższego szczebla. Julen Lopetegui opuścił nawet reprezentację Hiszpanii dla Realu Madryt. Wydaje mi się, że praca selekcjonera nie jest już dla niektórych trenerów czymś w rodzaju „Świętego Grala”.
Przejdź na Polsatsport.pl