Cezary Kowalski: Nie oszukujmy się, to zawodnicy zwolnili Brzęczka
Kurz po zwolnieniu Jerzego Brzęczka i zatrudnieniu Paulo Sousy na stanowisku selekcjonera reprezentacji Polski jeszcze nie opadł. I wciąż trwają poszukiwania rzeczywistego powodu tej zmiany. Zbigniew Boniek tłumaczył, że widział wśród piłkarzy marazm. Być może nieświadomie wskazał w ten sposób prawdziwych sprawców tego zamieszania. Nie oszukujmy się, tak naprawdę to zawodnicy zwolnili Brzęczka.
Gwoździem do jego selekcjonerskiej trumny były jednak wydarzenia po ostatnich meczach Ligi Narodów z Holandią i zwłaszcza z Włochami. Boniek nieco odłożył to w czasie, bo szukał następcy. Poddał się operacji oczu, później był okres świąteczno-noworoczny, a odpowiedź od Portugalczyka otrzymał na początku stycznia. Nawet gdyby akurat z tym trenerem się nie dogadał, podpisano by kontrakt z innym.
Los Brzęczka był przesądzony. Dlaczego? W normalnej prawdziwej drużynie po blamażu mężczyźni siadają ze sobą w szatni, wołają trenera i wyjaśniają co nie zagrało. Za zamkniętymi drzwiami wylewają swoje żale, kłócą się, może nawet obarczają odpowiedzialnością, żądają od trenera zmian, ale na końcu ustalają, jakiego chcą przekazu do mediów, czyli publiczności.
Wychodzą na zewnątrz, jak twardzi faceci i biorą winę na klatę. Bo w końcu to oni biegają po boisku i przede wszystkim odpowiadają za wynik. Jeśli wiedzą, że ich trener może stracić posadę, podkreślają nawet, że to nie na niego powinny lecieć największe gromy. Taki zespół ma swoją duszę i można zakładać, że nie jest wypalony, że pomimo porażki czy też nawet całej ich serii, jest szansa, że podniesie głowę.
ZOBACZ TAKŻE: Ile zarobi nowy selekcjoner reprezentacji Polski Paulo Sousa?
W tym przypadku było dokładnie odwrotnie. I Boniek zdawał sobie z tego sprawę. Po prostu to widział. Nie ma sensu literalnie po raz kolejny przywoływać wypowiedzi i gestów poszczególnych zawodników z minionej jesieni. Z tą słynną ciszą kapitana na pytanie o taktykę na czele. Chodzi o całokształt zdarzeń, także tych, które nie były publicznie artykułowane.
Upraszczając: nasi chętnie wystawiali pierś do orderów po zwycięstwach, a w chwili próby chowali się jeden za drugiego. "To nie ja, to oni, albo on" - tak to mniej więcej wyglądało. Pochłonięci swoimi sprawami w klubach, w których zarabiają pieniądze, szli po na łatwiznę, nie robiąc nic, albo bardzo niewiele, co wystawałoby poza czubek ich własnego nosa.
Zaznaczam, że nie mówię tu o wszystkich, zdarzały się chlubne wyjątki, ale ginęły w masie. I jak prześledzimy najnowszą historię, to podobnie było we wcześniejszych przypadkach, kiedy wylewano Waldemara Fornalika, Franciszka Smudę, czy nawet Adama Nawałkę (po przegranym mundialu też zaczęli wychylać głowę piłkarze, którzy twierdzili, że nie rozumieli o co trenerowi chodziło).
Także i tym razem czegoś naszym asom zabrakło, aby pokazać jedność, zagrać w myśl zasady jeden za wszystkich, wszyscy za jednego, wykazać się jakąś solidarnością, zrobić coś niestandardowego. No właśnie, jak państwo uważają, czego?...
Przejdź na Polsatsport.pl