Kostyra: Żegnaj Ryszardzie Wielki
Odszedł Ryszard Szurkowski. 12 stycznia obchodził 75. urodziny. Młodym kibicom sportu to nazwisko niewiele mówi, dla mojego pokolenia to był bohater, wielki idol, który spełniał nasze marzenia o światowych triumfach polskich sportowców. Pół wieku temu był dla nas jak teraz Robert Lewandowski.
Pochodził z małej wioski Świebodowo koło Milicza (rodzice Marian i Maria Dinwebel). Jak opowiadał „był ciekaw co się dzieje poza granicami mojej wioski, powiatu, dlatego zacząłem jeździć na rowerze”. I ta ciekawość zaprowadziła go na kolarskie szczyty.
Talent Ryszarda ujawnił się późno, dopiero gdy miał 22 lata (już po odbyciu służby wojskowej). Pojechał na przełajowe mistrzostwa Polski w 1968 roku i sensacyjnie wygrał. Był wtedy zupełnie nieznany, w niektórych gazetach pisano, że zwyciężył… Surkowski. Ówczesny trener kadry Henryk Łasak powołał go na zgrupowanie, tam doktor Zbigniew Rusin przeprowadził badania na cykloergometrze i był zszokowany. Debiutant miał wyniki badań zdecydowanie najlepsze z całej kadry. I zaczęła się wielka jazda „Bibiego” (taki miał Szurkowski wtedy przydomek).
Nie ma sensu opisywać wszystkich sukcesów Szurkowskiego, bo powstałaby z tego Trylogia. Mnie (wtedy młodemu dziennikarzowi zaczynającemu pracę w katowickim Sporcie) najbardziej utkwił w pamięci wyścig o mistrzostwo świata w Barcelonie 1973, jeden z pierwszych czempionatów transmitowany przez polską telewizję. Jak my wtedy wszyscy w Polsce zaciskaliśmy kciuki, gdy z peletonu 165 kolarzy uciekła czwórka: Stanisław Szozda, Francuz Boureau, Duńczy Blaudzun i właśnie Szurkowski. 3 kilometry przed metą Ryszard odskoczył i wygrał z przewagą 31 sekund nad Szozdą, który ograł na finiszu Francuza i Duńczyka (5 był Wojciech Matusiak).
To był historyczny wyczyn, który sprawił że w kolejnym sporcie Polacy pozbyli się kompleksów, pokazali, że można wygrywać z dominującymi wtedy w kolarstwie Włochami, Francuzami, Belgami, Anglikami, Niemcami….
Potem były kolejne olbrzymie osiągnięcia Ryszarda Wielkiego, bo tak już zaczęto nazywać Szurkowskiego: srebrne medale olimpijskie w Monachium (drużynowo) i Montrealu (drużynowo), złoto na następnych mistrzostwach świata (Granollers 1973, drużyna) i Mettet (1975, drużyna), srebro na MŚ w Montrealu 1974 indywidualnie, cztery indywidualne zwycięstwa w Wyścigach Pokoju, w których przejechał 89 etapów, 52 w koszulce lidera, wygrywając 13 etapów. 12 razy był mistrzem Polski, wygrał dziesiątki zagranicznych wyścigów.
I prawdopodobnie wygrałby ten ostatni wyścig w życiu – weteranów 10 czerwca 2018 roku w Kolonii, gdyby się fatalnie nie wywrócił doznając licznych obrażeń, które już do końca życia przykuły go do inwalidzkiego wózka.
Nie zajmowałem się kolarstwem, częściej spotykałem się z Szurkowskim na tenisowym korcie, bo po zakończeniu kariery tenis stał się jego nową pasją. Najczęściej grał w debla z Andrzejem Supronem, tworzyli mocną parę, wygrywali amatorskie turnieje. Supron, z którym stoczyłem dziesiątki tenisowych meczów, namawiał mnie: „Andrzej, zagraj z Ryśkiem Szurkowskim. Ciekawy jestem który z was by wygrał, Byłoby ci ciężko, bo Rysiek to ściana do odbijania piłek”. Nigdy nie zagraliśmy, bo ciągle, albo jemu albo mnie, coś wypadało. I już nie zagramy. Żałuję.
Żegnaj Ryszard...
Przejdź na Polsatsport.pl