Cudowne dziecko wreszcie odpaliło. Najważniejszy weekend Klemensa Murańki
Był złotym dzieckiem. W wieku 10 lat skoczył 135,5 metra na Wielkiej Krokwi w Zakopanem i okrzyknięto go następcą Adama Małysza. Na pierwszy poważny sukces w dorosłych skokach Klemens Murańka czekał jednak prawie 17 lat od tamtego dalekiego lotu. – Miniony weekend był najlepszy w jego karierze, bo zajął czwarte miejsce w konkursie indywidualnym i jeszcze pobił rekord skoczni w Willingen – podkreśla prezes PZN Apoloniusz Tajner.
- Wszyscy mówili, że w Willingen już dalej się nie da, a on to zrobił – cieszy się Wojciech Fortuna, mistrz olimpijski z Sapporo. – Klimek wykorzystał warunki wietrzne i skoczył jak prawdziwy czempion. Może dzięki temu skokowi na dobre się odblokuje – zauważa Fortuna.
Do jego domu szły pielgrzymki
31 sierpnia 2004 roku, w dniu 10. urodzin błysnął na Wielkiej Krokwi w Zakopanem. Skoczył 135,5 metra. 4,5 metra mniej od oficjalnego rekordu. Okrzyknięto go następcą Adama Małysza, a do jego domu ustawiła się kolejka dziennikarzy. Każdy chciał wiedzieć, kim jest cudowny chłopak Klimek Murańka. – Ta popularność go przytłoczyła – zauważa Apoloniusz Tajner, prezes PZN. – Miał pecha, że oddał tak daleki skok w erze Małysza, bo z miejsca wszyscy się nim zainteresowali. To zakłóciło u niego cały proces rozwoju osobowości – dodaje działacz.
Murańka już w wieku 10 lat pozyskał sponsora – firmę ABM Jędraszek. Dostawał roczne stypendium w wysokości 10 tysięcy złotych, do tego otrzymał 4 tysiące na zakup sprzętu sportowego. W umowie miał też zapisane nagrody za wybitne osiągnięcia.
W kolejnych latach zainteresowanie Murańką nie słabło. – W 2008 roku redakcja Przeglądu Sportowego wysłała mnie nawet na zawody Pucharu Interkontynentalnego, w których miał debiutować – wspomina Leszek Błażyński, autor książki „Skok do piekła”. – Pech chciał, że Murańka został wtedy zdyskwalifikowany, bo miał za długie o 5 centymetrów narty. Tata go pocieszał, mówił, że w niedzielę będzie lepiej, a potem pojechał na poszukiwanie krótszych nart. Opłaciło się. Na drugi dzień zajął 7. miejsce.
Spalał się psychicznie
W 2008 roku miało miejsce kolejne ważne wydarzenie w sportowej karierze Murańki. Debiutował wtedy w Pucharze Świata na dobrze sobie znanej skoczni w Zakopanem. Był najmłodszym uczestnikiem. Miał zaledwie 13 lat. Nie powtórzył jednak wyczynu 10-latka. Nie skoczył 135,5 metra, lecz zaledwie 88,5 metra. Zajął ostatnie miejsce. – Tak bardzo się zestresował, że spalił się psychicznie – stwierdza Błażyński.
Wszyscy dziwili się, że następca Małysza wypadł tak słabo. Przecież to nie tak miało wyglądać. Murańka miał iść jak burza niczym Gregor Schlierenzauer, cudowne dziecko austriackich skoków. – Pod względem talentu Klimek był nawet lepszy od Adama, ale tam wiele rzeczy nie zagrało. O braku spokoju wspominałem. Dodam, że ta jego kariera była zbyt agresywnie prowadzona przez rodziców. Potem jeszcze doszły problemy z oczami – opowiada Tajner.
Nie widział, ale skakał
W pewnym momencie skakał, choć nie widział, jak trener macha chorągiewką. – W jednym oku miał 75 procent utraty wzroku, w drugim 85. Dopiero jak wywinął salto na skoczni, to się dowiedzieliśmy, że coś jest nie tak. Musiał poddać się zabiegowi, a po nim miał przerwę. Nie mógł skakać, żeby nie podnosić ciśnienia w gałkach – dodaje prezes PZN.
Problemy z oczami mocno go wyhamowały. – Mógł je rozwiązać wcześniej, ale się bał, że w ogóle zabronią mu skakać. Ryzykował, tak bardzo kochał skoki – kwituje ten wątek Błażyński.
Kruczek podciął mu skrzydła
Po rozwiązaniu problemów z oczami wrócił, a w 2014 roku miał nadzieję, że znajdzie się w kadrze na Igrzyska Olimpijskie w Soczi. Trener Łukasz Kruczek długo zwlekał z ogłoszeniem nominacji, by w końcu przekazać, że Murańka nie jedzie. Wybrał Dawida Kubackiego. Klemens mocno to przeżył. – Po dzisiejszym dniu nie wiem, czy warto marzyć i czy warto pracować w pocie czoła – napisał w mediach społecznościowych, a jego tata mówił, że syn jest tak załamany, że nie chce jechać na mistrzostwa świata juniorów. Fortuna mówił wtedy o Murańce, który harował, jak wół, a w nagrodę dali mu bilet na zawody juniorskie.
- On bardzo się na to Soczi nastawiał, przygotował sobie nawet specjalny kask z podobizną Jana Pawła II – przypomina Błażyński, a Fortuna dodaje: - Wtedy uważałem, że powinien był dostać szansę, jako ten zdolny junior. Stało się inaczej. W ogóle to on przez lata był hamowany w rozwoju przez takie dziwne decyzje. Zawsze był w tej drugiej grupie i nawet jak bardzo się starał, to nie dostawał prawdziwej szansy. Teraz gdy czeski trener połączył kadrę A i B nagle Murańka wystrzelił. To najlepszy dowód na poparcie mojej tezy.
Przed nim 5 lat skakania na wysokim poziomie
Od pamiętnego skoku Murańki na Wielkiej Krokwi minęło 17 lat. W miniony weekend w Willingen pokazał, że jeszcze może być tym następcą Małysza. – Za wcześnie go nim okrzyknięto. Był dzieckiem, od którego wymagano zbyt wiele. To nie mogło się udać – komentuje Błażyński.
Teraz się uda? W to wierzy prezes Tajner. – Za nim najważniejszy weekend. Jest teraz w najlepszym wieku do osiągania sukcesów. Dojrzał, uregulował wszystkie problemy. Teraz to jest taki zawodnik, co ma przed sobą cztery, pięć lat skakania na wysokim poziomie. Przyszłość przed nim.
- Pokazał who is who – mówi Fortuna. – A my się tylko możemy cieszyć, bo jak nasi trzydziestolatkowie skończą, to wiemy, że polskie skoki mogą liczyć nie tylko na Andrzeja Stękałę, ale i też na Klimka.
Przejdź na Polsatsport.pl