Iwanow: Kadra pojedzie na Euro bez żadnego piłkarza z PKO BP Ekstraklasy?
Zaskakujący przebieg jak i dość często niestety, przeciętny – żeby nie użyć mocniejszego słowa – poziom pierwszej w tym roku kolejki PKO BP Ekstraklasy już uruchomił wyobraźnię wszystkich twórców i zwolenników memów. Ich bohaterem jest nowy selekcjoner reprezentacji Polski Paulo Sousa, który - oględnie mówiąc - chwyta się za głowę nie wiedząc dokładnie w co się wpakował.
Słowa Portugalczyka, w których mówił on o 8-10 piłkarzach naszej ligi, których ponoć wraz ze swoim sztabem miał wziąć pod obserwację pod kątem występów w narodowej kadrze długo będzie mu się wypominać. Każdy z dziennikarzy-ekspertów miał bowiem duży problem, żeby tak liczną grupę kandydatów jednym tchem i bez zastanowienia wyrecytować. Nie wierzę też, by znajomość krajowych rozgrywek była już tak duża, że Sousa widzi więcej niż my, skoro na pierwszej konferencji prasowej na podchwytliwe pytanie, czy w wie w jakim klubie gra Jacek Góralski odpowiedział co prawda twierdząco, ale nazwa Kajrat Ałmaty jednak nie padła…
Sousa nie będzie mieszkał na stałe w Polsce i raczej za często na ligowych stadionach nie będziemy go pewnie oglądać. Złośliwy mogliby stwierdzić, bo i po co? Na razie trzeba się skoncentrować na naszych najważniejszych zawodnikach, a tych, na których Portugalczyk zamierza stawiać próżno szukać na polskich stadionach.
Artur Jędrzejczyk, który w niedzielę pauzował, zawsze może być doświadczonym uzupełnieniem tej kadry, tym bardziej, że zabezpieczy wszystkie miejsca w obronie, ale nie będzie już kluczowym graczem. Bartosz Kapustka w Bielsku-Białej nie zbliżył się do nawet dobrego krajowego poziomu, by znów myśleć o założeniu trykotu z orłem, Kamil Piątkowski wśród stoperów może myśleć na razie najwyżej o pozycji numer cztery, a młodzież z Lecha – czytaj Tymoteusz Puchacz i Jakub Kamiński, jeszcze nie świeci takim blaskiem jak wczesną jesienią.
Cała ta grupa w miniony weekend zdobyła w Ekstraklasie zaledwie punkt i nikogo jej występ w zachwyt raczej nie wprawił. Chyba także nie sztabu selekcjonera. Proporcje w kadrze – krajowcy versus zagranica – będą się jeszcze bardziej pogłębiać.
Na mundial do Rosji Adam Nawałka zabrał czterech przedstawicieli ekstraklasy. Dwóch legionistów – Artura Jędrzejczyka, Michała Pazdana, grającego w Lechii Gdańsk Sławomira Peszko i reprezentującego Górnika Zabrze Rafała Kurzawę. I każdy z nich swoje minuty na tym turnieju rozegrał, poza Peszką cała pozostała trójka wychodziła nawet w podstawowym składzie, więc mimo określenia stworzonego niegdyś przez „Jędzę” o „fusach”, czyli „gorszym rodzaju kadrowiczów” podczas zgrupowań, wcale nie był to wtedy drugoplanowy piłkarski osad.
ZOBACZ TAKŻE: Alkohol podczas mundialu w Katarze? Tylko dla wybranych gości!
Do tego blisko wyjazdu na MŚ byli także Krzysztof Mączyński (Legia) i Szymon Żurkowski (Górnik). Jeszcze większa grupa „krajowców” pojechała z tym samych selekcjonerem do Francji. Było ich – uwaga!!! – dziesięciu!!! Poza Jędrzejczykiem, Pazdanem, Mączyńskim i Peszko ćwierćfinalistami EURO 2016 mogą się czuć także Jakub Wawrzyniak (Lechia), Tomasz Jodłowiec (Legia), Karol Linetty (Lech), Bartosz Kapustka (Cracovia), Filip Starzyński (Zagłębue Lubin) i … Mariusz Stępiński (Ruch Chorzów, sic!).
Dziś podobna sytuacja jest absolutnie nie do zrealizowania. To pełna abstrakcja. Bardziej mogę sobie wyobrazić, że Sousa, powołując skład na EURO, nie zabierze tam żadnego zawodnika z przynależnością klubową, przy której będzie umiejscowiona jakaś swojsko brzmiąca polska nazwa.
Piłkarzy mamy coraz lepszych i grają oni w coraz mocniejszych zespołach. Ale z roku na rok – niestety – widać, że wiąże się to z tym, że nasza krajowa liga jest coraz słabsza. Czy dzięki temu możemy mocno wierzyć w to, że jesienią w fazie grupowej europejskich, klubowych rozgrywek znajdzie się choć jeden rodzynek, jak miało to jeszcze niedawno miejsce w przypadku Lecha Poznań?
Dla Sousy teraz może nie jest to największe zmartwienie ale – tak ja my wszyscy – wolałby jednak chętniej, częściej i z większym zainteresowaniem co weekend poobserwować jakie wnioski przyniesie mu PKO BP Ekstraklasa. Jej start w nowym roku bólu głowy raczej mu nie dał. A jeżeli już, to taki, jaki ironicznie dopisywano mu w coraz bardziej wymyślnych memach.
Od piątku kolejna szansa by uległo to zmianie. Tylko czy wielka metamorfoza jest realna? Piłka to nie telewizyjne show, w którym przy użyciu właściwych środków i „ulepszaczy” z brzydkiego kaczątka szybko można stworzyć pięknego łabędzia.
Przejdź na Polsatsport.pl