Zimowe wejście na K2: Nie ma śladu po himalaistach. Minęła doba od ostatniego kontaktu
Wciąż nie udało się znaleźć choćby śladu po zaginionych himalaistach, którzy w piątek atakowali szczyt K2. Zbocza góry znów sprawdzono ze śmigłowca, teraz w Karakorum zapadł już zmrok, więc akcji poszukiwawczej z powietrza nie da się prowadzić. Pogoda jest coraz gorsza, zarówno na górze, jak i w bazie. Wiatr ogranicza możliwość wykonywania lotów. Sytuacja jest krytyczna, pozostaje nadzieja.
- Nie mamy bezpośredniego kontaktu z zespołem. Nadal nie znamy ich dokładnej lokalizacji - napisano jeszcze w piątek na koncie jednego z uczestników tej wyprawy, Pakistańczyka Muhammada Aliego Sadpary. To była ostatnia wiadomość od zaginionych, a minęło już ponad 29 godzin. Wiadomo tyle, że Islandczyk John Snorri, Chilijczyk Juan Pablo Mohr i Sadpara byli na wysokości około 8200 metrów, zapewniali, że czują się dobrze i zmierzają w na szczyt. Mohr nie korzystał z dodatkowego tlenu, a Snorriemu i Sadparze to "wsparcie" się skończyło.
Sytuacja jest dramatyczna. Pogoda nie sprzyja poszukiwaniu zaginionych, a tragizmu dodaje jeszcze piątkowa śmierć innego himalaisty. Pod szczytem K2 w nocy z czwartku na piątek zginął Bułgar Atanas Skatow, uczestniczył innej ekspedycji mającej na celu zdobycie zimą drugiego pod względem wysokości szczytu na świecie.
ZOBACZ TAKŻE: Magdalena Gorzkowska ewakuowana helikopterem
Do bazy wrócił Sajid Ali Sadpara, syn zaginionego Pakistańczyka. On też był na wysokości ponad 8 tysięcy metrów, a później czekał w Obozie 3 na powrót ojca. W końcu postanowił zejść niżej.
- John, Ali i jego syn Sajid rozpoczęli atak szczytowy o północy czasu pakistańskiego. W rejonie Bottlenecka, czyli charakterystycznego kuluaru powyżej 8000 m n.p.m., Sajid musiał wycofać się ze względu na problemy z działaniem aparatury tlenowej i wrócić do Obozu 3. Z dalszego wchodzenia zrezygnowała również Tamara Lunger, która wspinała się w zespole z Juanem Pablo Mohrem. Finalnie John Snorri, Ali Sadpara i Juan Pablo Mohre połączyli siły i razem kontynuowali wejście - donosił portal tatromaniak.pl.
Z najnowszych zamieszczanych tam informacji wynika, że żadnego przełomu nie ma.
- Jak przekazał z bazy Chhang Dawa Sherpa, śmigłowiec wykonał lot poszukiwawczy i sprawdził teren do wysokości prawie 7000 m, po czym wrócił do Skardu. Nie ma śladu po zaginionych. Warunki pogodowe są coraz gorsze,. Wiatr wieje z niedopuszczalną dla dalszych lotów prędkością, pozostaje mieć nadzieję, że wykonanie kolejnej próby będzie możliwe - czytamy.
Przejdź na Polsatsport.pl