"Wierzymy, że uda się wpuść kibiców na HME w lekkoatletyce"
Zbliżające się halowe mistrzostwa Europy w Toruniu dla polskich lekkoatletów będą najważniejszą imprezą pierwszej części olimpijskiego sezonu. - Liczymy na sukces organizacyjny i sportowy - zaznaczył wiceprezes Polskiego Związku Lekkiej Atletyki Sebastian Chmara.
Toruń najlepszych lekkoatletów na Starym Kontynencie będzie gościł w dniach 4-7 marca. Jak przyznał Chmara, organizacja tak dużych zawodów w okresie pandemii jest wielkim wyzwaniem. Zapewnił przy tym, że przygotowania do imprezy przebiegają bez zakłóceń.
- Czas jest rzeczywiście trudny. Mamy mnóstwo nowych wytycznych i przepisów. Testy na Covid-19, zakwaterowanie, zwracanie uwagi na przestrzeganie wielu obostrzeń to rzeczy, do których wciąż jeszcze się przyzwyczajamy i uczymy. Ale sport to przecież łamanie barier i granic. Musimy w tej rzeczywistości się odnaleźć. Jestem pewien, że komitet organizacyjny z Krzysztofem Wolsztyńskim na czele sobie poradzi i impreza zostanie zorganizowana na najwyższym poziomie – powiedział wiceszef PZLA.
Podczas HME ma obowiązywać ścisły reżim sanitarny. M.in. każdy wchodzący do Areny Toruń będzie musiał uzyskać negatywny wynik testu na obecność koronawirusa. Będzie obowiązywało to zarówno zawodników, jak i ich trenerów, organizatorów, obsługi, czy dziennikarzy. Lekkoatleci mają funkcjonować w ramach tzw. baniek, co oznacza, że poszczególne grupy będą izolowane od innych pod rygorem wykluczenia z mistrzostw.
Nie są jeszcze znane listy startowe. Do tej pory do związku nie dotarły jednak informacje, by któraś z reprezentacji nie przyjechała do Polski ze względu na ograniczenia i wymogi związane z podróżowaniem.
Chmara przyznał, że największym zmartwieniem organizatorów HME, jeśli obostrzenia nie zostaną w najbliższym czasie złagodzone, będzie brak kibiców na trybunach.
- Nie byłoby problemu z zapełnieniem hali i ciągle wierzymy, że uda się wpuść do niej część sympatyków. Kibice budują niesamowitą atmosferę i ich brak jest ogromnym minusem. Mam wrażenie, że to jest element nie do zastąpienia. Można robić wszystko: grać muzykę, symulować oklaski, doping, ale to nie jest to samo. Kibice obecni na trybunach są czymś niezbędnym w sporcie. Mam nadzieję, że wkrótce pojawią się oni w halach oraz na stadionach i wtedy sportowcy znów poczują drugi oddech – tłumaczył.
Chmara podkreślił, że w Toruniu liczy na sukces organizacyjny i sportowy. Jak jednak zaznaczył, nie chce już teraz typować po ile medali mogą sięgnąć reprezentanci Polski.
- Jesteśmy od jakiegoś czasu przyzwyczajeni, że na największych lekkoatletycznych imprezach jesteśmy albo wysoko, albo w nich wręcz dominujemy. Świat jednak nie śpi, w tym tygodniu Norweg Jakob Ingebrigtsen poprawił po 22 latach halowy rekord Europy na 1500 m. Świetnie skaczą tyczkarze Szwed Armand Duplantis i Francuz Renaud Lavillenie. Niemniej jednak jestem przekonany, że będzie dobrze – ocenił halowy mistrz świata i Europy w siedmioboju.
Dodał, że wpływ na dobry występ Biało-Czerwonych powinien mieć czas spędzony przez nich w kraju. Większość reprezentantów zakończyła bowiem występy w międzynarodowych mityngach i do HME czekają ich jedynie dwa starty w Toruniu – w środę w Copernicus Cup i w następny weekend w mistrzostwach Polski.
- W tym pandemicznym czasie starty w swoim kraju są bardzo istotne. Odpada stres związany z wyjazdami. Problem miała przecież Kamila Lićwinko, Paweł Wojciechowski zrobił test, ale nie mógł pojechać na mityng do Berlina. To jest ogromny stres. Dlatego zrobiliśmy wszystko, żeby dawać możliwość startu w Polsce, jak choćby w Orlen Cup w Łodzi – wyjaśnił Chmara.
W piątek w Atlas Arenie najlepiej z Polaków spisał się kulomiot Michał Haratyk, który zwyciężył z wynikiem 21,83, co jest drugim wynikiem na świecie w tym sezonie. W biegu na 60 m triumfowała też Ewa Swoboda (7.22), a płotkarka Karolina Kołeczek poprawiła rekord życiowy (8.01).
- Nie spodziewałem się aż tak dobrych rezultatów. Dla Swobody był to pierwszy start w tym sezonie i wierzę, że w następnych jest w stanie zbliżyć się do najlepszych wyników w Europie. Haratyk zaskoczył i pokazał, że rekord Polski w kraju jest zagrożony. Piotr Lisek (5,72) pokazał, że wraca do dobrej formy. Martwię się trochę o Wojciechowskiego (5,40) i Kamilę Lićwinko (1,84), która spodziewała się skoków powyżej 1,90. Poczekajmy jednak do Copernicus Cup i mistrzostw Polski, gdzie zawodnicy mogą jeszcze walczyć o kwalifikację na HME – podsumował wiceprezes związku.
Przejdź na Polsatsport.pl