Raków chce dołączyć na stałe do ligowej czołówki. Pycha mu jednak nie grozi
Obecna postawa Rakowa Częstochowa pozostawia wiele do życzenia, ale nie zmienia to jednak faktu, że drużyna RKS-u nadal pozytywnie zaskakuje piłkarskich kibiców w Polsce. Klub chce stale się rozwijać, ale jednocześnie twardo stąpa po ziemi.
Raków jest w tej chwili zespołem, który wciąż może rozdawać karty w ekstraklasie, mimo że to wciąż drużyna, która się rozwija i nie osiągnęła swojego maksimum. Spektakularnym sukcesem jest progres jaki dokonał klub na przestrzeni ostatnich lat - od drużyny, która miała boleśnie upaść do miana "drużyny roku" w Plebiscycie Tygodnika Piłka Nożna. Ci, którzy tego nie rozumieją, powinni zajrzeć na Limanowskiego, zapukać do gabinetu prezesa i usłyszeć jaka pokora wciąż panuje pod Jasną Górą.
Raków spełnia marzenia wielu pokoleń piłkarskich kibiców w Częstochowie. Ci, którzy kochają wszelaki sport, a urodzili się na początku lat '90 i później - doświadczyli m.in. sukcesów żużlowego Włókniarza czy siatkarskiego AZS-u. O podobnych wyczynach w wykonaniu Rakowa nie mieli prawa myśleć. Mogli jedynie pomarzyć, słuchając opowiadań rodziców i dziadków, jak to czerwono-niebiescy grali w ekstraklasie, a kilka dekad wcześniej w finale Pucharu Polski. To wydawało się nie do powtórzenia, przynajmniej w najbliższym czasie.
Zobacz także: Cafe Futbol: Nie od razu K(R)aków zbudowano
To piękny okres dla całego społeczeństwa związanego z Rakowem - bycie tak wysoko w tabeli, mimo że przecież marzeniem właściciela klubu - Michała Świerczewskiego, był awans do PKO BP Ekstraklasy na stulecie klubu, a więc... w tym roku! To miał być prezent dla kibiców, a tymczasem RKS gra już drugi sezon w elicie, zajmuje wysokie trzecie miejsce, jest w ćwierćfinale Fortuna Pucharu Polski, a parę lat temu dotarł do półfinału tychże zmagań.
Początek tego roku nie jest udany dla Rakowa, ale w Częstochowie mało kto panikuje. Raz, że to już niemal tradycja, że RKS wolno wchodzi w zmagania rundy wiosennej, a dwa, że wynik klubu nadal jest ponad oczekiwania każdego kibica futbolu pod Jasną Górą. Oczywiście apetyt rośnie w miarę jedzenia, co sprawia, że często ci sami kibice zapominają, gdzie był ich klub jeszcze parę lat temu.
Słyszalne głosy, że w Częstochowie nie znają porzekadła iż "pycha przed upadkiem kroczy" jest bezmyślnym stwierdzeniem i ignorowaniem słów, które często można usłyszeć lub przeczytać z ust ludzi związanych z Rakowem - czy to właściciela, czy prezesa Wojciecha Cygana lub trenera Marka Papszuna.
To bardzo krzywdzące opinie, które mijają się z prawdą. W Częstochowie twardo stąpają po ziemi, bo wiedzą, że jest dobrze, ale jeszcze dużo pracy do wykonania. Obecny kryzys nie jest pierwszym w przypadku Rakowa pod wodzą Papszuna. We wcześniejszych zawsze udawało się wychodzić obronną ręką, a nawet silniejszym. W klubie są przekonani, że teraz będzie tak samo i nie ma mowy o stosowaniu nerwowych ruchów.
Raków obecnie nie gra najlepszej piłki i można rzec, że to eufemizm. Można też krytykować i wytykać błędy, ale snucie opinii, że klub z Limanowskiego ma w sobie pychę, jest czymś niedorzecznym. Nikt w Rakowie nie deklarował niczego więcej poza osiągnięciem historycznego wyniku na koniec sezonu. A za taki zostanie uznane miejsce co najmniej... siódme. Raków plasuje się na trzecim miejscu, a więc nadal jest na dobrej drodze do realizacji celu.
Z drugiej strony, hipotetycznie nawet jeżeli Raków wypowiadałby się, że chce walczyć o coś więcej, o mistrzostwo lub o europejskie puchary, to czy jest to czymś złym? Czy klub nie może mieć ambicji i pewności siebie, której tak bardzo brakuje w polskim futbolu? Lepiej dusić się we własnym sosie zamiast stawiać sobie wysokie cele? Przecież ciągłe słuchanie, że "walczymy o utrzymanie, musimy wyciągnąć wnioski" jest już do bólu nudne. To chyba dobrze, że pojawił się klub, który jest świadomy swoich możliwości i chce równać z najlepszymi.
Dlaczego Raków nie może chwalić się swoją wciąż wysoką pozycją w tabeli? Dopóki drużyna radziła sobie bardzo dobrze, nikomu rzekoma "pycha" nie przeszkadzała, a wręcz przeciwnie - klub był chwalony za odwagę w działaniach. Wystarczyło kilka porażek i narracja nagle uległa zmianie. Czy RKS nagle zapomniał jak się gra w piłkę? Czy to brak umiejętności - tak jak niektórzy zaczynają sugerować? Niekoniecznie. To po prostu pech, przypadek i słabsza forma, która zdarza się każdemu zespołowi, zwłaszcza w ekstraklasie. Idąc tym tokiem rozumowania - żaden klub nie może wychylić się poza swoje ramy, ponieważ w razie słabszej formy będzie zrównany z ziemią przez dziennikarzy. Im to dopiero nie brakuje pychy...
Przejdź na Polsatsport.pl