Cezary Kowalski: Z tego już nic nie będzie, czyli skończona Barcelona
Barcelona bez prezesa, z trenerem, który sprawdza się jedynie jako rzecznik prasowy i z kadrą mającą takie ograniczenia, jakich nie mieli tu gracze od lat. Hiszpanie po blamażu swojego wicemistrza z PSG (1:4 w Lidze Mistrzów) analizują kryzys w jakim znalazł się jeden z najpopularniejszych klubów na świecie. I są zgodni. Obecna Barcelona nie nadaje się do rywalizacji z najlepszymi klubami Champions League. Za bardzo od nich odstaje.
Jak pisze „El Mundo”, dramat Barcelony nie polega na tym, że strzelał jej gole Kylian Mbappe, który jest piłkarzem obecnej dekady, a Messi powiedział „adios” i właściwie jest w stanie permanentnego odchodzenia od ubiegłego lata. Dramat polega na tym, że ci, którzy mieli ciągnąć ekipę czyli Griezmann i Dembele miewają jedynie przebłyski, a na pewno nie prezentują się jak mistrzowie świata. Że środkowy obrońca Sevilli Kounde jest w stanie przedryblować Barcę, jak kiedyś Maradona Anglików, że 35-letni Negredo z Kadyksu ośmiesza Albę, Lengleta i Ter Stegena, że pożegnany przez Katalończyków Luis Suarez każdym golem dla Atletico przypomina, że obecnie jedyną „dziewiątką” ekipy Koemana jest Braithwaite, albo że entuzjasta zapuszczania brody i gry na trąbce Asier Villalibre z Bilbao odbiera Barcelonie jedyną szansę na tytuł w tym sezonie, czyli Superpuchar Hiszpanii.
ZOBACZ TAKŻE: Krzysztof Piątek: Zmiana trenerów mi nie pomogła
„To był pogrzeb” - komentarze w tym tonie po meczu z Paryżem przewijają się od hiszpańskich mediach od minionego wtorku. I najbardziej przebija się przygnębiająca konstatacja, że zmartwychwstanie piłkarskich bogów nie nastąpi przy okazji zbliżających się świąt wielkanocnych. Będzie trzeba na to poczekać znacznie dłużej. Wbrew pozorom, zbawienne może być odpadnięcie z europejskich rozgrywek już teraz (w rundzie 1/8 finału Barca nie odpadła od 14 lat), bo przygotowania do transformacji odbywałyby się bez tradycyjnego napięcia.
Choć Barca w kilku wcześniejszych latach grała w Lidze Mistrzów dłużej, to przegrywała również spektakularnie. W 2017 ekipa Luisa Enrique została wyeliminowana w Turynie przez Juventus (0:3), w 2018 i 2019 zniesławiony Ernersto Valverde upadał w Rzymie (0:3) i Liverpoolu (0:4), a Quique Setien zblamował się w 2020 z Bayernem (2:8). Ostatnia kompromitacja Ronalda Koemana była po prostu kolejnym szczytem frustracji. Holenderski trener komunikuje się zresztą lepiej niż trenuje. Zgrabnie tłumaczy się z porażek, cierpliwie wyjaśnia dlaczego postawił na tego, a nie innego zawodnika, sensownie uzasadnia dobór taktyki. Jest miły i uprzejmy. Tylko nic z tego nie wynika.
Obraz klubu dopełnia widok instytucjonalnej groteski, która rozdziera Barcelonę. Klub jest bez prezydenta od czterech miesięcy, a wybory odbędą się 7 marca. Mandat przewodniczącego tzw Komisji Zarządzającej sprawuje Carles Tusquets, dawny skarbnik klubu, który wsławił się wypowiedzią, że gdyby Messi odszedł klub byłby w lepszym stanie finansowym. Ten sam, który przez pięć wcześniejszych lata nie był wstanie zająknąć się, że klub może zostać zrujnowany (dług klubu wynosi 1,17 mld euro).
ZOBACZ TAKŻE: Gwiazdor Barcelony naraził się swoim fanom. „Czy to ma jakiekolwiek znaczenie?”
Walka wyborcza, degrengolada sportowa i sytuacja ekonomiczna, w której nie wszystkie kłopoty można zrzucić na epidemię, zżerają Barcelonę. Kwintesencją obecnej sytuacji klubu jest fakt, że nikt obecnie nie marzy o ściągnięciu jakiejś ofensywnej gwiazdy za wielkie pieniądze. W rolę mesjasza wpisuje się młody obrońca Eric Garcia. Obiekt westchnień kibiców Barcy, wychowanek La Masii gra obecnie z Manchesterze City i może wrócić za 5 mln euro.
Istnieje oczywiście cień szansy, że Barcelona odrobi straty i wbije cztery gole w Paryżu. Nie ma jednak realnych podstaw do takiej wiary. Zwłaszcza, że okres cudów ekipy z Camp Nou na dłuższy czas najwyraźniej minął.
Przejdź na Polsatsport.pl