Magiera: Co cieszy, a co martwi po finale Pucharu Polski?
Siatkarki Chemika Police sięgnęły po Puchar Polski. Zasłużenie. Były zdecydowanie najlepsze, choć paradoksalnie wcale nie zagrały w turnieju jakoś rewelacyjnie. O sukcesie policzanek zadecydowały indywidualności - w półfinale Jovana Brakočević, w finale zaś Natalia Mędrzyk. To trzeci z rzędu Puchar Polski wygrany przez siatkarki Chemika.
Z perspektywy naszych interesów, chodzi oczywiście o reprezentację Polski, występ Natalii z pewnością poprawił humor obecnemu w Nysie trenerowi Jackowi Nawrockiemu. Mędrzyk, która cały czas ma problemy z kolanem udowodniła, że potrafi grać pod dużą presją. A ktoś taki jest naszej reprezentacji potrzebny, a nawet wręcz niezbędny, w kontekście tegorocznych mistrzostw Europy i przede wszystkim przyszłorocznych mistrzostw świata, których to Polska będzie współgospodarzem.
Co jeszcze może cieszyć po finałowym turnieju Pucharu Polski? Na pewno powrót do gry Julii Nowickiej, niezły występ w finale Zuzanny Góreckiej i... duże zainteresowanie kibiców całą imprezą. Co martwi? Przeciętna dyspozycja Agnieszki Kąkolewskiej, bardzo nierówna dyspozycja liderek w ataku wszystkich ekip oraz kontuzja Katarzyny Skorupy.
ZOBACZ TAKŻE: Nokaut w trakcie finału, polała się krew
Ile "Skajka" znaczy dla Radomki nikomu, kto ma jako takie pojęcie o siatkówce, tłumaczyć nie trzeba. Dzisiaj się tego nie dowiemy, ale ciekawe, jaki przebieg miałby sobotni półfinał, gdyby Skorupa prowadziła grę drużyny z Radomia, choć tu trzeba od razu dodać, że jej zmienniczka spisała się bardzo dobrze.
Jednego czego zabrakło podczas finałowego turnieju o Puchar Polski, to tradycyjnych rozmów kuluarowych przeprowadzanych głównie w hotelowym lobby z udziałem menadżerów, dziennikarzy i klubowych działaczy. No i oczywiście brakowało kibiców na trybunach. Aż się wierzyć nie chce, ale minął właśnie równy rok od momentu, kiedy trybuny - też w Nysie i też na finale Pucharu Polski - były wypełnione do ostatniego miejsca.