Kostyra: Ile zarabiają bokserskie "chłopaki do bicia"?

Sporty walki
Kostyra: Ile zarabiają bokserskie "chłopaki do bicia"?
Fot. Cyfrasport
Rafał Jackiewicz należy do grupy "luksusowych" gatekeepers, którzy w "pakiecie" wnoszą do ringu doświadczenie, umiejętności oraz świetny bilans, najczęściej podparty zdobytym w przeszłości tytułem mistrzowskim

Jest w bokserskim slangu kilka angielskich określeń, które przyjęły się już w polskim języku: bum, journeyman i gatekeeper. Generalnie to chłopcy do bicia, ale różnej klasy i zarobków. Warto wyjaśnić o co w tym chodzi.

Bum to taki bokserski menel, który nic nie umie (albo niewiele). Wystawiają go do walki, gdzie wiadomo że dostanie łomot. Najbardziej znani jacy pojawili się na polskim rynku to Ozcan Cetinkaya (dostał lanie od Łukasza Różańskiego) i Laszlo Fekete, który skompromitował się w walce z Sergiejem Werwejko w Wieliczce. To byli bokserzy, ale tylko z nazwy. W rzeczywistości to były puszki soku pomidorowego do obicia.

Nie do wiary, ale za sprowadzenie takiej puszki soku pomidorowego trzeba było zapłacić prawie 3 tys euro (Fekete).

 

Bumów w bokserskim świecie nie brakuje, będą istnieć dopóki będzie boks (a mam nadzieję, że będzie do końca świata). Dzięki nim nawet przeciętni zawodnicy mogą się wykazać zwycięstwami. Bumy nabijają bilanse nawet przyszłym mistrzom świata.

 

Ale bardziej popularna i ceniona jest druga grupa - journeymenów. Przetłumaczyć to można jako czeladnicy, czyli bokserzy którzy mają nawet niezłe umiejętności, ale mniejsze niż rywal i są skazani na porażki. Journeyman z reguły toczy niezłe walki, sprawia nawet faworytowi kłopoty, lecz koniec końców i tak i tak przegrywa.

 

Najsławniejszym i najbardziej cenionym journeymanem w Europie jest teraz chyba 30-letni Anglik Brett Fidoe. Ma przydomek „The Thread” (Groźba), ale groźny nie jest. Za to bardzo wytrzymały, ambitny. Jego bilans to dziś 13 wygranych (6 przed czasem), 5 remisów i aż 64 przegrane (ale tylko 2 przed czasem).

 

Mimo fatalnego bilansu Fidoe jest bardzo ceniony, promotorzy zabiegają o jego usługi. W najbliższą sobotę na gali Franka Warrena (transmisja w Polsacie Sport) Fidoe ma walczyć z wiele utalentowanym amatorem, debiutującym na zawodowych ringach Adanem Mohamedem. Zapewne przegra, ale zarobi niezłą kasę, bo da dobrą walkę.

 

Ile zarabiają tacy „czeladnicy”? To zależy od rangi gali, liczby rund, czy gala jest telewizyjna… Przeciętnie to 2000-2500 funtów (10 000 – 15 000 złotych). Niby niewiele, ale jeśli pomnożyć to przez kilkanaście występów rocznie (przykładowo w 2019 roku Fidoe walczył 10 razy, w 2018 – 12 razy) to wychodzą niezłe sumy.

 

W Polsce też są tacy czeladnicy. Najbardziej znani to Daniel Urbański, który 14 lat temu stawiał opór samemu Gołowkinowi, a ostatnio przegrał 18 walk z rzędu. Inny journeyman Damian Ławniczak też jest ceniony, głównie walczy na Wyspach Brytyjskich. Wygrał tylko 5 walk, 2 zremisował, 29 przegrał (ale tylko 5 przed czasem). Tacy jak oni zarabiają (jeśli jadą za granicę) po około 200-300 funtów za rundę. Pomnożyć to przez 6 rund i jest niezły zarobek.

 

Są oczywiście bardziej „luksusowi” czeladnicy. Do takich można chyba zaliczyć walecznego Bartka Grafkę (22-38-4). Jego stawka za granicą to średnio 6 tysięcy euro za walkę, w kraju oczywiście mniej.

 

No i dochodzimy do grupy „gatekeepers”, odpowiednik bramkarzy w klubach i restauracjach. Oni decydują kto wejdzie do bardziej luksusowej dyskoteki czy baru, awansuje w bokserskiej hierarchii. Pokonanie ich gwarantuje awans w rankingach.

 

Gatekeeper musi mieć znane nazwisko i sukcesy na koncie (przeważnie przed laty). Mistrzowskie tytuły mile widziane. Kilku takich gatekeeperów w Polsce było. Danny Williams (który pokonał samego Mike’a Tysona) dorabiał pod koniec kariery walcząc z Andrzejem Wawrzykiem (przegrał w 2014 w Opolu z Polakiem, ale 5 tysięcy euro skasował).

 

Więcej – bo po 20 tysięcy dolarów - kosztowało sprowadzenie do Polski byłych mistrzów świata wagi ciężkiej Olivera McCalla (przegrał z Krzysztofem Zimnochem) i Francisa Bothy (został znokautowany w 5 rundzie Arłamowie przez Andrzeja Wawrzyka). Trochę tańszy był Michael Grant (ten co znokautował Andrzeja Gołotę). Kosztował 15 tys dol i padł w 2. rundzie pojedynku z Zimnochem.

 

Na polski warunki teraz takim gatekeeperem jest były mistrz Europy i pretendent do mistrzostwa świata Rafał Jackiewicz (z 10 ostatnich walk, 8 przegrał). Teraz jego przeciętne stawki to 2500 złotych za rundę. Ale przesympatycznemu „Mistrzuniowi” zdarzały się też lepsze strzały. Przykładowo za walkę wyjazdową z Ushoną o pas WBA zarobił na luksusowego Jaguara.

 

Chcecie zobaczyć w akcji luksusowego „journeymana” Fidoe i pracowitego „gatekeepera” Jackiewicza? Zapraszam w piątek i sobotę do Polsatu Sport.

Andrzej Kostyra, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie