Najbardziej niedoceniony napastnik Europy? Od kogo uczy się Bartosz Białek?
Większość naszych utalentowanych zawodników wyjeżdża za granicę zdecydowanie za wcześnie, czasem ledwie po pół roku gry w lidze. Na dodatek nie zawsze trafiają pod adres, który gwarantuje im rozwój. Często nazwa, efektownie brzmiące rozgrywki plus pieniądze, także dla pośrednika, mają decydujący wpływ na to, gdzie wędruje „kandydat” na gwiazdę. Wybór właściwego klubu dla młodego polskiego piłkarza to jak strzał w dziesiątkę. Niestety nasi gracze – a może bardziej ich agenci – często pudłują.
Przykłady Bartosza Kapustki, który porwał się z „motyką na słońce” w Leicester, Szymona Żurkowskiego i Fiorentiny czy Rafała Kurzawy z Amiens to pierwsze z brzegu, które na szybko przychodzą mi do głowy. Od Belgii „odbili się” Filip Starzyński czy Jakub Piotrowski, nie wiemy jeszcze, jaki będzie los Michała Karbownika oraz Jakuba Modera w Brightonie.
Z niepokojem i dystansem patrzyłem więc na przejście Bartosza Białka do Wolfsburga. Talent z Zagłębia Lubin przeniósł się do Bundesligi latem ubiegłego roku, po niespełna dwudziestu spotkaniach w PKO PB Ekstraklasie. W tym imponujących dziewięciu golach. Miał jednak wtedy osiemnaście lat. Ryzyko, że zginie było duże.
Mamy końcówkę lutego i liczby chłopaka z Brzegu nie są może imponujące. 17 spotkań licząc wszystkie rozgrywki, ale tylko 225 minut i dwa gole. Przy konkurencji do gry na szpicy i jego wciąż bardzo młodym wieku to nie jest jednak zły wynik. Ważne, od kogo może się uczyć. A jest to Wout Weghorst. Być może najbardziej niedoceniany z napastników wszystkich topowych lig. To za niego Białek wszedł w sobotę przy prowadzeniu „Wilków” 2-0 z Herthą BSC Berlin w 86 minucie.
ZOBACZ TAKŻE: Hajto o Zielińskim - ręce opadają
Holender nigdy nie był przesadnie ceniony nawet w swojej ojczyźnie. Niespecjalnie bramkostrzelny na zapleczu Eredivisie w FC Emmen, przyzwoicie trafiający już w elicie w Heraclesie, nie robił jednak tego aż tak regularnie, żeby marzyć o Ajaksie, PSV czy Feyenoordzie, mimo, że w tych klubach snajperów o klasie Van Nistelrooija, Keżmana czy Kuijta nie było już wieki.
Weghorst trafił do AZ Alkmaar, gdzie w drugim sezonie zdobył 18 bramek, ale nawet w swojej drużynie nie był wtedy najlepszym strzelcem, więc przeniesienie się do Bundesligi wcale nie było oczywiste. Tu jednak – co w zawodzie napastnika jest najistotniejsze – jest regularny. 17 bramek w pierwszym sezonie, 16 w kolejnym, teraz już 14 i czwarte miejsce wśród najskuteczniejszych.
Przed nim same gwiazdy i reprezentanci swoich krajów: Lewandowski, Andre Silva i Haaland. Portugalczyk był zresztą długo za plecami Holendra. Ostatnio jednak trafia dla Eintrachtu jak „najęty”. 6 goli w czterech poprzednich występach to wynik kosmiczny. Nawet „Lewy” nie „dziurawił” w lutym siatki tak często, jak 37 krotny reprezentant Portugalii.
No właśnie, kadra. Z tym Weghorst ma duży problem. Ma już 28 lat, a na jego koncie jedynie cztery występy w pomarańczowym trykocie. Czołowy snajper Bundesligi, napastnik prawie kompletny, za słaby na „Oranje”? To jest jakiś kłopot, bo jego status jest ciągle jakby nieco niższy od tych, którzy strzelają rzadziej. Talentu może nie ma aż takiego jak inni, nie czaruje trickami czy przewrotkami, ale te dodatkowych punktów nie dają.
Jest za to świetnym przykładem do naśladowania: pracowitość, koncentracja na wykonywanym fachu i praca z psychologiem, która też daje swoje efekty. Białek nie pobiera lekcji od najlepszego napastnika na świecie. Ale być może najbardziej niedoszacowanego. Umowę Weghorst ma do końca czerwca 2023 roku, za rok skończy 30 lat, więc raczej do mocniejszego klubu nie pójdzie. Białkowi może nie będzie na razie łatwo wygryźć go ze składu, ale skoro profil ich grania jest podobny, Polak tych minut będzie dostawał więcej. I ciągle może z bliska obserwować to, jak z zawodnika nieobdarzonego może za dużym talentem można zostać klasowym, regularnym napastnikiem. Drugim Lewandowskim czy Ronaldo nie każdy będzie.
Przejdź na Polsatsport.pl