Orły Górskiego. Najważniejsi piłkarze, którzy grali dla Trenera Tysiąclecia
Gdyby żył, 2 marca świętowałby 100 urodziny. Mowa oczywiście o Kazimierzu Górskim. Z tej okazji stworzyliśmy jedenastkę najważniejszych piłkarzy w karierze selekcjonera, którego Jan Tomaszewski nazywa Papieżem Polskiego Futbolu. Wielu wybitnych nazwisk zabrakło, ale i też konkurencja była olbrzymia, bo w latach 70. byliśmy piłkarską potęgą.
BRAMKARZ
Król (clown) może być tylko jeden
Jan Tomaszewski
Kiedy trener Kazimierz Górski pisał na łamach "Tygodnika Przegląd" swój alfabet, to nie wspomniał o nim, za to wymienił Huberta Kostkę, który bronił na igrzyskach w Monachium. Nazwał go najlepszym w historii. Nie ma jednak chyba żadnych wątpliwości, że to właśnie od Tomaszewskiego należy rozpocząć ustalanie złotej jedenastki Górskiego. Zatrzymał Anglików na Wembley, na mistrzostwach obronił dwa rzuty karne. Anglicy nazwali go clownem, ale u pana Kazimierza to on, a nie Kostka, był numerem 1.
OBRONA
Malkontent, ministrant, milczek i pechowiec
Antoni Szymanowski
Trener mówił o nim: piłkarz wspaniały, a poza boiskiem malkontent. I najpewniej to właśnie ta cecha charakteru przeszkodziła mu w tym, by osiągnąć coś więcej. W pierwszej połowie lat 70. zawodnik bezcenny dla reprezentacji. Na olimpiadzie nie zagrał w finale przez kontuzję. Górski uznał jednak, że należy mu się medal, a że regulamin miał luki i nie przewidziano krążków dla wszystkich, to Szymanowski dostał medal zdjęty z szyi Ryszarda Szymczaka. Szymanowskiemu było przykro, że taka sytuacja w ogóle miała miejsce.
Władysław Żmuda
Górski wiele ryzykował, biorąc 20-latka na mundial w Niemczech (zastąpił nim Mirosława Bulzackiego, choć ten zagrał w słynnym meczu na Wembley), ale okazało się, że miał nosa. Żmuda zagrał we wszystkich spotkaniach, został wybrany najlepszym najmłodszym piłkarzem turnieju. W sumie grał na trzech mistrzostwach, a sukces z 1974 roku powtórzył też z selekcjonerem Antonim Piechniczkiem w 1982 roku. Trener wspomniał kiedyś, że na igrzyskach w Montrealu mieszkał ze Żmudą w pokoju i obaj przez cały dzień nie zamienili słowa.
Jerzy Gorgoń
Obecnie jest ministrantem w trakcie polskich mszy świętych w Sankt Gallen, ale w drużynie pana Kazimierza był człowiekiem zwanym Białą Górą (choć Anglicy po Wembley nazwali go budką telefoniczną). Jego 192 centymetry wzrostu robiły wrażenie, był zaporą nie do przejścia. Rywale się go bali, bo jak ten olbrzym się rozpędził, to nie było zmiłuj się. Atutem Gorgonia było to, że mimo imponującego wzrostu (dzięki niemu świetnie grał głową) był też sprawny, szybki. Bez wątpienia jeden z najlepszych środkowych obrońców w historii polskiej piłki.
Zygmunt Anczok
Na mundialu w Niemczech w 1974 roku na lewym boku obrony szalał Adam Musiał. Twardy, ofiarny, nie do przejścia. Musiał dostał szansę m. in, dlatego, że kontuzji doznał uznawany za najlepszego lewego obrońcę lat 70. Anczok. Na olimpiadzie zagrał wszystkie mecze od pierwszej do ostatniej minuty. W szczycie kariery potrafił zatrzymać wielkiego Brazylijczyka Garrinchę. Wystąpił w drużynie Gwiazd FIFA w pożegnaniu wielkiego bramkarza Lwa Jaszyna.
POMOC
Generał, żołnierz i siła spokoju
Zygmunt Maszczyk
Jedyny piłkarz Ruchu, który pojechał na mundial w Niemczech. W pewnym momencie trener Górski zaczął pomijać zawodników Niebieskich, bo prezes klubu, przekazał mu, że Michal Vican, szkoleniowiec drużyny nie życzy sobie, żeby zabierać mu graczy na długie zgrupowania. Maszczykowi, który w Ruchu był piłkarzem wielu talentów (grał nie tylko w pomocy, ale i w obronie, a i na bramce stał kiedyś kilka minut), udało się ominąć zakaz. To jest ten gracz drużyny Górskiego, o którym mówi się najmniej, ale swego czasu, zresztą całkiem słusznie, redaktor Antoni Bugajski określił go w "Przeglądzie Sportowym" żołnierzem od zadań specjalnych, który przerywał ważne akcje rywala, a potem inicjował kontrataki.
Henryk Kasperczak
Młodsze pokolenia zna go jako trenera Wisły Kraków, z której zrobił najlepszy zespół w kraju i osiągał sukces w pucharach, a także jako człowieka szczególnie szanowanego w Afryce. W tych krajach, w których pracował, znają go wszyscy. Swego czasu był także poważnym kandydatem na selekcjonera. Kasperczak to jednak także ważne ogniwo jedenastki Górskiego. Spokojny i zrównoważony, a takiego piłkarza reprezentacja też potrzebowała. Zwłaszcza w środku pola. Grał na Wembley, a na mundialu w Niemczech to od niego zaczęły się akcje, po których strzeliliśmy gole Włochom (2:1).
ZOBACZ TAKŻE: Jak powstała legenda Kazimierza Górskiego
Kazimierz Deyna
Jeden z najwybitniejszych w historii polskiej piłki, a dla trenera Górskiego ktoś absolutnie wyjątkowy. Kapitan reprezentacji w najlepszym jej okresie. Mówiono o nim król środka pola i nie było w tym cienia przesady. Poza boiskiem samotnik, na zgrupowaniach kadry często spał w pokoju sam. W trakcie meczu potrafił jednak porwać zespół. Był reżyserem gry, generałem. Pan Kazimierz uważał go za marzyciela i bardzo mocno przeżył jego tragiczną śmierć.
ATAK
Król, żongler i piłkarz wybitny
Grzegorz Lato
Drużyna bez króla strzelców mundialu 74 wyglądałaby dziwnie. Górskiemu polecił go Andrzej Strejlau, który widział, jak wyśmienicie Lato radzi sobie w młodzieżówce. Z panem Kazimierzem piłkarz przeszedł całą drogę, był na dwóch igrzyskach i wspomnianych mistrzostwach świata. Na olimpiadzie w Monachium zagrał 45 minut, w eliminacjach do mundialu też nie był pewniakiem, ale w Niemczech zagrał turniej życia (strzelił jedynego gola w wygranym meczu o trzecie miejsce z Brazylią). Nawet kusili go, żeby nie wracał do Polski i grał w Bundeslidze.
Włodzimierz Lubański
Na mundialu był Andrzej Szarmach, który wkładał głowę tam, gdzie inni bali się wsadzić nogę. Zresztą mundial w 1974 roku wyszedł mu wyśmienicie. Stawiamy jednak na Lubańskiego, o którym Górski mówił, że to jeden z najlepszych zawodników w historii polskiej piłki. Z Górskim zdobył złoto na olimpiadzie, gdzie był kapitanem drużyny. W eliminacjach do MŚ 74 zagrał kapitalny mecz z Anglią. Wygranie tamtego spotkania bez Lubańskiego (gol na 2:0) byłoby niemożliwe. To wtedy doznał kontuzji, która przerwała jego karierę na blisko 3 lata. – Szkoda, wielka szkoda, bo na mundialu byłby najlepszy – żałował Górski.
Robert Gadocha
Uznany za jednego z najlepszych lewoskrzydłowych finałów mistrzostw świata w Niemczech w 1974 roku. Trafił też do jedenastki mistrzostw. Na wspomnianym mundialu nie strzelał goli, ale zaliczył 7 asyst, a w meczu z Jugosławią zrobił akcję, której nie powstydziłby się wielki Diego Maradona. Jeden z niemieckich dziennikarzy powiedział kiedyś, że „triki się go trzymają, jak małpy wszy”, a jest też znane powiedzenie, że „jak urodzi się nam syn, to damy mu na imię Robert, a jak córka to Gadocha”. Górski cenił go za umiejętność dryblingu. Wiedział, że zawodnika z takimi umiejętnościami trzeba mieć w drużynie.
Przejdź na Polsatsport.pl