Marian Ostafiński: To wstyd, że Kazimierz Górski nie dostawał premii za wygrane mecze

Piłka nożna
Marian Ostafiński: To wstyd, że Kazimierz Górski nie dostawał premii za wygrane mecze
Fot. PAP
Kazimierz Ostafiński: Kazimierz Górski nie dostawał premii za wygrane mecze jego drużyny. Był skreślany z listy płac, bo taki był regulamin

Zdobyliśmy srebro w Montrealu, a komuniści go zwolnili, choć pewnie on powiedziałby, że miał swoje plany. Pozbycie się Kazimierza Górskiego z kadry było największym błędem. Z drugiej strony on przynajmniej na tym dobrze wyszedł, bo w kadrze nie zarabiał, a dzięki pracy w Grecji mógł odłożyć na emeryturę – mówi Marian Ostafiński, były reprezentant Polski w kadrze Górskiego, w rozmowie ojca z synem.

Dariusz Ostafiński, Polsat Sport: Pamiętasz swój pierwszy kontakt z trenerem Kazimierzem Górskim?

 

Marian Ostafiński, złoty medalista olimpijski z Monachium z kadrą Kazimierza Górskiego, 13-krotny reprezentant Polski: Jesienią 1971 roku zostałem powołany na zgrupowanie przed meczem eliminacji do igrzysk olimpijskich z Hiszpanią i meczem eliminacji do mistrzostw Europy z Niemcami. Wcześniej zagrałem w młodzieżówce z Czechami. Trener Andrzej Strejlau mnie poleciał. Nie tylko mnie, bo też Grześka Lato, Antka Szymanowskiego i Adama Musiała. Trener Górski mówił, że ma szukać, więc szukał.

 

Pierwsze wrażenie?

 

Poczułem się jak w domu. Trener Górski  był ze Lwowa, a w Polonii Przemyśl trenowali mnie lwowiacy: Kraus, Smagowicz, Karpiński. Zresztą ja tam w ogóle obracałem się wśród lwowiaków, poznałem ich na wylot.

 

Czym się wyróżniali?

Z nimi była inna rozmowa. Nie taka sztywna, jak z innymi. Mieli inne podejście do drugiego człowieka. Nikt z nich nosa nie zadzierał. To byli życzliwi ludzie.

 

Górski też taki był?

 

Tak. Większość mówiła do niego panie Kazimierzu, a nie panie trenerze. To o czymś świadczyło. Jeśli jednak mamy dobrą, zgraną drużynę, a zawodnicy chodzą po ziemi, a tak wtedy było, to takie skrócenie dystansu w niczym nie przeszkadza. Zdarzają się piłkarze, którzy zaraz by to spoufalenie się z trenerem wykorzystali, ale wtedy tak nie było. Ja to się w ogóle dziwię, że wtedy, w tamtych czasach, udało się stworzyć taką drużynę. To było komunistyczne zawodowstwo, ale było.

 

Jakie były reakcje, jak go powołali na selekcjonera?

 

Krążyły o nim dobre opinie. Mówiło się, że to otwarty i przystępny człowiek. To nie była figura z gatunku tych: bez kija nie podchodź. A czy dawali mu jakieś szanse, to nie pamiętam.

 

Wróćmy do relacji w drużynie. Jemu nie przeszkadzało to, że był panem Kazimierzem?

 

Nie. Tak jak ci powiedziałem, nie było takich, którzy chcieliby to wykorzystać, więc nie było z tym problemu. Każdy robił, co do niego należało. Mnie się Górski bardzo wtedy kojarzył z Hidegkutim, moim trenerem ze Stali Rzeszów. On podchodził do sprawy życiowo, konkretnie i wiedział, czego chce. Górski był taki sam.

 

Górski powiedział, że lepszy pijany Gorgoń niż trzeźwy Ostafiński.

 

Mnie to powiedział redaktor Janusz Atlas. Jurek grał na mundialu mecz ze Szwecją. Był po ciężkiej nocy. Wtedy Musiał wyleciał, a Jurek grał, bo nie było zmiennika.

 

Ciebie to denerwowało?

 

Na początku tak, ale potem już nie. Pewne jest, że w tamtym okresie Gorgoń wypił więcej ode mnie. Żeby jednak nie było, to uważam, że Jurek był bardzo dobrym zawodnikiem. Wysoki, twardy, zdecydowany, choć Bronek Bula mówił, że lubi grać na Jurka, bo jemu najlepiej siatkę założyć. Bronek miał też takie powiedzenie, że jak Gorgoń padł na ziemię, to huk był taki, jakby tąpnięcie w kopalni było.

 

To porozmawiajmy o innych powiedzeniach trenera Górskiego.

 

To, że nie golił się przed meczem, to prawda. Jednak powiedzenie, że zwycięskiego składu się nie zmienia, to już prawdziwe nie było. Grałem w meczu z ZSRR na olimpiadzie, a w finale już nie zagrałem. I nie wiem dlaczego. Doradcy tam mieli za dużo do powiedzenia. Mam na myśli szefa banku informacji Jacka Gmocha. On na dwieście procent zamieszał, w finale wystawili za mnie Leszka Ćmikiewicza.

 

To wszystko?

 

Jeszcze ci taką anegdotę opowiem, jak to trener Górski mówił do mnie: Marian, ty lepiej grasz, jak jest mokro, ślisko. No i na finale było mokro i ślisko, a nie grałem. To mnie w pewnym sensie rozbawiło. I nie mam żalu. Ani wtedy, ani teraz. Wtedy nic więcej nie mogłem zrobić. Swoją drogą, to PAP dzień wcześniej podał skład, tak to wtedy się odbywało i Zyga Maszczyk mówi: Marian grasz. W dniu meczu już mnie jednak w składzie nie było.

 

O trenerze Górskim mówiło się, że był w czepku urodzony. Miał szczęście?

 

Miał, bo wyniki robił, ale to przecież jasne, że nie jechał na szczęściu. On to wszystko umiał dobrze poukładać. Była grupa zawodników, która chciała zrobić wynik, a on nie tylko jej nie przeszkadzał, ale i robił wszystko, żeby jak najwięcej z tego zespołu wyciągnąć.

 

Mówiło się wtedy, że Polska gra najlepszy futbol na świecie, że to awangarda.

 

Byliśmy dobrzy, czy nawet bardzo dobrzy, ale uczciwie trzeba powiedzieć, że różne mecze się zdarzały. Ta drużyna rosła w miarę upływu czasu, a po drodze były wpadki. Na olimpiadzie zagraliśmy bardzo słabo z ZSRR. Dopiero Zyga Szołtysik to uratował.

 

To przypadek, że on wtedy wszedł.

 

No tak, bo Jarosik odmówił. I dobrze, bo nie byłoby renty z medalu olimpijskiego. Andrzej to był specyficzny człowiek, mówiło się, że Gierek go wcisnął. W każdym razie w Zagłębiu Sosnowiec był bardzo dobry, ale w tamtym meczu by nie pomógł. Trener Kazimierz popełniłby największy błąd, gdyby go wtedy puścił. Na Andrzeja trzeba było grać, on miał swoje kaprysy.

 

Na szczęście odmówił.

 

Na szczęście, bo Zyga wszedł i zrobił z Włodkiem Lubańskim akcję na karnego, a potem sam gola strzelił. Dziś mogę zażartować, że taki mały człowiek, a tak wiele dobrego zrobił.

 

A ty coś wiesz, o tamtym spięciu Górskiego z Jarosikiem na ławce.

 

Wiem, że się doradcy kłócili, kto ma wejść. Byłem akurat przy linii bocznej, bo trzeba było szybko wznowić grę z autu, a oni krzyczą zmiana. I wtedy Górski powiedział: Andrzej rozbieraj się, wchodzisz. Na co Andrzej: nie.

 

Wtedy jednak był przypadek. Drugie takie zdarzenie mieliśmy na Wembley w 1973 roku. Chodzi mi o ten cud i remis z Anglikami.

 

Oglądałem ten mecz. To wina Anglików, że nie wygrali, bo strzelali w Janka Tomaszewskiego lub w obrońców stojących na linii. Jednak nasze kontry też były zabójcze, też mogliśmy strzelić więcej niż jedną bramkę. Mieliśmy szybkie skrzydła. Grzesiek Lato i Robert Gadocha to była broń niesamowita. No i, mimo że wtedy remis uratowaliśmy cudem, to nie zgodzę się, że cudem awansowaliśmy, bo pierwszy mecz z Anglikami zagraliśmy bardzo dobrze. Wygrywając wtedy 2:0, napisaliśmy scenariusz na Wembley.

 

Trener Górski był o krok od awansu z drużyną do finału mistrzostw świata. Myślisz, że mogliśmy wygrać z Niemcami na mundialu w 1974 roku, gdyby nie ulewa?

 

Nie wiem. Mecz był bardzo wyrównany i bardzo dobry. Myślę, że błędem było, że nie strzelaliśmy po ziemi. Domarski zrobił to na Wembley i ryzyko się opłaciło, bo bramkarz popełnił błąd. Jednak w spotkaniu z Niemcami zabrakło takich prób. Były za to strzały, którymi rozgrzaliśmy Maiera. Poza tym raz, czy dwa przyspaliśmy i straciliśmy bramkę. Ja bym jednak nie mówił o straconej szansie, bo jak tam jechaliśmy, to wielu nie myślało, że tak daleko zajdziemy. Ja to jestem pełen uznania, że Górski w tamtych czasach taki zespół złożył. Niektórym, mam na myśli działaczy i sekretarzy, sukces jednak zaszkodził. Myśleli, że to będzie trwało wiecznie i po srebrnym medalu na olimpiadzie w Montrealu wydali wyrok na pana Kazia. A ja bym chciał mieć takich trenerów, co robią trzecie miejsce i dwa medale olimpijskie zdobywają.

 

Nawet jednak Darek Górski mówił mi, że po meczu z Holandią na Śląskim, tym najlepszym, jaki zagrała reprezentacja, zaczął się zjazd w dół.

 

Czy ja wiem? Na pewno błędem było, że zagraliśmy z Włochami na Stadionie Dziesięciolecia. Pamiętam, jak po rzucie rożnym Roberta Gadochy trafiłem głową w boczną siatkę, a publiczność myślała, że gol. Pomyślałem, że niewidomi przyszli. Kłopot był jednak z tym, że tam nie było nic widać, że nie było kontaktu z kibicami, nie było tego co na Stadionie Śląskim. W Chorzowie mielibyśmy większe szanse wygrać, a wtedy awansowalibyśmy do finałów mistrzostw Europy.

 

Powiedziałeś, że Górskiego po Montrealu zwolnili.

 

Trener mówił, że miał swoje plany, ale myślę, że zwolnili. On na pewno nie stracił. W kadrze mu nie płacili za nasze zwycięstwa i to był wstyd. Skreślali go z listy płac, bo taki był regulamin i to było chore, bo on nic z tego nie miał. Dlatego dobrze, że do Grecji pojechał, że tam wyniki miał i zarobił na spokojną emeryturę. Tu miał szczęście.

 

A ty kiedyś też pomogłeś trenerowi dorobić parę groszy.

 

Tak, w Ameryce. Sprzedawałem jego książki. On mi zaufał, wiedział, że to zadanie dobrze wykonam. Tam mieliśmy takie spotkanie towarzyskie z Polonią, z kibicami i te książki dobrze się rozchodziły. Ja tylko przychodziłem do trenera, on składał autograf, a książki szły jak ciepłe bułeczki. Cóż, przyczyniłem się do zwiększenia popularności trenera w Stanach. 

 

Dariusz Ostafiński, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie