Piotr Świderski otarł się o śmierć. "Przewieźli mnie prosto na stół operacyjny"

Piotr Świderski przedwcześnie zakończył karierę żużlową. Cztery lata temu - przed początkiem sezonu - trafił do szpitala we Włoszech. Tam przeszedł poważną operację. To ona uratowała życie obecnemu szkoleniowcowi Eltrox Włókniarza Częstochowa.
Nic nie zapowiadało takiego obrotu zdarzeń. Piotr Świderski przed sezonem 2017 pojechał na treningi do włoskiego Lonigo. Miał podpisany kontrakt z Orłem Łódź, ale w barwach tego klubu nigdy nie wystąpił. Źle się poczuł na treningu, podczas tego zgrupowania otarł się o śmierć. - Z perspektywy czasu można tak powiedzieć. Poważny temat pęknięcia aorty - nagła, szybka, skomplikowana operacja. Zaczęło się niewinnie, bo jakimś delikatnym kłuciem w klatce piersiowej podczas treningu. Chyba zmieniałem zapłon na murawie między kolejnymi okrążeniami, poczułem tylko delikatne kłucie i tak naprawdę nic więcej - powiedział w programie "Trzeci wiraż" w nSport+.
ZOBACZ TAKŻE: Rok z COVID-19. Dlaczego żużel "wygrał" na pandemii?
- Wsiadłem na motocykl, pojechałem dalej. Później był jeszcze jeden wyjazd. Nie czułem się jakoś specjalnie dobrze, więc zakończyłem trening troszkę wcześniej. Postanowiłem odpocząć, ale gdzieś z tyłu głowy chodziło pytanie "co jest". Nie był to taki codzienny ból. Poszedłem do karetki, powierzchownie mnie przebadano - ciśnienie, tętno - ale wszystko było w normie, więc machnąłem ręką i poszedłem się przebierać. Duże słowa uznania dla pielęgniarki, z którą mam kontakt do dzisiaj za to, że nie odpuściła, tylko przyszła do szatni i naciskała, żebyśmy pojechali do szpitala na szczegółowe badania. I całe szczęście, bo w szpitalu w Lonigo dopatrzono się pęknięcia aorty. Chirurgia z prawdziwego zdarzenia, naprawdę ze świetnymi fachowcami. Przewieźli mnie prosto na stół operacyjny - dodał.
Komentarze