Reprezentanci Polski piszą do związku list w sprawie wyboru selekcjonera
Pod listem podpisał się kapitan reprezentacji. Kadrowicze martwią się o drużynę, w której grają. Zespół od ponad dwóch miesięcy nie ma trenera. Poprzedni był jedną, wielką porażką. O jaką dyscyplinę chodzi? W Polskim Związku Rugby ogłoszono konkurs na trenera kadry. Termin rozstrzygnięcia minął… 15 lutego.
Kadrowicze napisali list do zarządu Polskiego Związku Rugby oraz do Komisji Konkursowej, która została powołana. Proszą o jak najszybszy wybór trenera. Nie chcą w nim wskazywać konkretnego nazwiska, ale podają cechy, jakie powinien ich zdaniem wypełniać kandydat.
Wśród nich są dość ogólne i oczywiste cechy, jakie nie tylko powinien, ale musi spełniać każdy z kandydatów ubiegających się o stanowisko trenera reprezentacji Polski tj. „jasne określenie celów reprezentacji i ścieżki rozwoju zawodników; umiejętność komunikacji na linii kadra-kluby, czy umiejętność profesjonalnego przygotowania do rozgrywek międzynarodowych".
Zawodnicy w swym liście, podpisanym przez kapitana kadry Piotra Zeszutka dodają jednak cechy, które bardzo mocno zawężają listę kandydatów. Ba redukują ją do jednego nazwiska! Ale po kolei.
„Umiejętność komunikacji z zawodnikami w języku polskim” oraz „Znajomość środowiska i problemów polskiego rugby” – te cechy jasno wskazują na kandydatów władających naszą ojczystą mową oraz mających korzenie w polskim rugby.
Tak sformułowane postulaty są zapewne pokłosiem pracy z dwoma ostatnimi szkoleniowcami – Irlandczykiem Duainem Lindsay'em oraz pochodzącym z RPA Blikkiesem Groenewaldem. O ile ten drugi (bardzo popierany przez graczy) nie dostał od PZR szansy na dłuższą pracę z kadrą, co za tym idzie nie miał szans nauczyć się polskiego i do końca zrozumieć polskiej specyfiki, o tyle Lindsay prowadził reprezentację trzy lata i do tego mieszkał w Polsce (jego umowa ze związkiem skończyła się w styczniu 2021 roku).
Na konkurs do PZR wpłynęło ponad 40 zgłoszeń. Związek nie podaje listy nazwisk, ale wiadomo, że są wśród nich Polacy. Najgłośniej jest o kandydaturze byłego trenera kadry Tomasza Putry, pod wodzą którego reprezentacja narodowa święciła największe triumfy w ostatnich 20 latach.
Poza Putrą mieli się ponoć zgłosić trener mistrza Polski – sopockiego Ogniwa Karol Czyż (wspólnie z byłym kapitanem kadry Tomasza Putry – Kamilem Bobrykiem), trener Edach Budowlanych Lublin Stanisław Więciorek (razem z Czyżem byli asystentami Lindsay’a) oraz były trener kadry olimpijskiej (rugby VII) Krzysztof Folc, który w rugby XV ma na koncie mistrzostwo Polski ze sponsorowanym przez siebie Folc AZS AWF Warszawa.
Wszyscy powyżsi kandydaci spełniają dotychczas prezentowane postulaty zawodników – oczywiście jedni lepiej inni gorzej, ale żadnemu z nich nie można odmówić prawa do złożenia „papierów” w konkursie na trenera najważniejszej polskiej reprezentacji w rugby.
Sęk w tym, że zawodnicy wskazują jeszcze jedną super ważną cechę. W polskich warunkach być może kluczową dla powodzenia pracy z reprezentacją. Mowa o „Know-how w komunikacji z zagranicznymi federacjami i klubami, w których występują nasi kadrowicze".
Tę ostatnią cechę posiada wyłącznie trener Tomasz Putra. Od lat mieszkający we Francji, pracujący z tamtejszymi klubami, trener zespołu U’21 i U’18 w jednym z najsilniejszych klubów w Europie – LOU Lyon, trener okręgu lyońskiego, wreszcie edukator World Rugby czyli światowej federacji. Od kilku lat Putra szkoli trenerów w całej Europie. Z powodzeniem pracuje też z czeską kadrą, doradza też tamtejszemu związkowi rugby w kwestiach rozwoju, szkolenia trenerów. Świetnie zna szefów francuskiej federacji - jednej z trzech najsilniejszych na kontynencie.
Niemal wszyscy grający w polskiej kadrze zawodnicy, którzy obecnie występują za granicą – to rugbiści pracujący we Francji. Nad Sekwanę pomagał im wyjeżdżać… Putra. Znajdował im kluby, wciąż utrzymuje z nimi żywe kontakty.
Francja to też w zasadzie jedyny kierunek, gdzie od 30 lat wyjeżdżają Polacy, by grać w rugby. Jedyny też kraj w Europie, w którym są trzy w pełni zawodowe poziomy rozgrywek w jajowatej piłce, a i na poziomach niższych da się zarabiać na grze w rugby.
Tomasz Putra prowadził reprezentację Polski w latach 2006-2013. W tym okresie kadra awansowała na najwyższe w historii – z 37 na 25 - miejsce w rankingu światowym (65% wygranych meczów). Na rozkładzie miała takie drużyny jak Niemcy, czy Belgia, z którymi dziś „Biało-Czerwoni” nie mają szans. Jeszcze bardziej spektakularny postęp zrobiła pod jego okiem reprezentacja Czech, której wciąż jest trenerem – awansowała z 50 na 31 miejsce w rankingu światowym, notując 88% zwycięskich meczów.
Polska obecnie jest na 34. miejscu w rankingu światowym. Ostatnie lata to pasmo zawstydzających porażek, których doznawaliśmy pod wodzą Lindsay’a. Z 11 meczów jego kadra wygrała tylko trzy. Były wprawdzie „przebłyski”, jak pokonanie na wyjeździe Szwajcarii, czy minimalna, wyjazdowa porażka z Holandią, ale do historii polskiego rugby przejdą raczej klęski 30:71 i 0:49 z „Pomarańczowymi”, czy 5:65 z Portugalią.
Tomasz Putra nie tylko chce prowadzić kadrę, pomagać zawodnikom w rozwoju, wyjeździe do lepszych klubów, ale przede wszystkim chce współpracować z dynamicznie rozwijającą się Ekstraligą Rugby. Chce pomagać polskim trenerom w przyswajaniu najnowszych, światowych trendów szkoleniowych. Czy to wystarczy, by zostać trenerem reprezentacji?
Przejdź na Polsatsport.pl