Kowalski: Dlaczego Sousa zaskoczył? Diagnoza jest banalna!
Paulo Sousa wybrał kadrę na mecze eliminacyjne z Węgrami, Andorą i Anglią. Zaskoczył kilkoma nominacjami tak mocno, że od kilku dni eksperci zachodzą w głowę, jakimi kryteriami się kieruje. Na pewno nie jest bowiem tak, że na liście Portugalczyka znaleźli się obiektywnie najlepsi zawodnicy. Nadzieja kibiców w tym, że przenikliwy trener z lepszego piłkarskiego świata ma jakiś chytry plan, który nie jest dziś oczywisty dla wszystkich. Bardziej realna diagnoza jest jednak dość banalna...
Co było powodem np. nominacji dla dwóch zupełnie nieopierzonych piłkarzy Pogoni Szczecin Sebastiana Kowalczyka i zwłaszcza 17-letniego Kacper Kozłowskiego, a dlaczego nie ma wśród powołanych Tomasza Kędziory, który u Brzęczka grał prawie wszystko i naprawdę w niczym nie zawinił?
Albo jakim cudem selekcjoner uznał za godnego powołania jednego legionistę Bartosza Slisza, skoro dużo lepsi w drużynie mistrza Polski od wielu tygodni są Bartosza Kapustka czy Paweł Wszołek? Dlaczego zmieścił się w składzie i jak słyszymy został obdarzony wyjątkowymi prawami Kamil Grosicki, bardzo zasłużony dla kadry, ale jednak bez gry w klubie od miesięcy? Czy to możliwe, aby trener obserwował Rafała Augustyniaka, w dalekim Jekaterynburgu, który niespecjalnie wyróżnił się w naszej lidze, a dziś gra na końcu świata? Fakt, że Sousa dał wszystkim do myślenia i ponoć nawet w PZPN zachodzą w głowę o co tu chodzi.
Odrzucając wszelkie teorie spiskowe (w związku z kuriozalnymi decyzjami trenera powstają one jak grzyby po deszczu), że dostał kartkę ze składem od samego najwyższego, że to jakiś układ menedżerski, chęć wypromowania graczy związanych z konkretną agencją, czy jakieś insynuacje, że wyjątkowy wpływ na Sousę uzyskał trener młodzieżówki Maciej Stolarczyk (związany przecież z Pogonią), można domniemywać, że nowy selekcjoner... zwyczajnie chciał na nas zrobić wrażenie.
ZOBACZ TAKŻE: Afera pedofilska w angielskiej piłce
Przecież robili tak dokładnie wszyscy poprzedni szkoleniowcy w najnowszej historii od Leo Beenhakkera poprzez Adama Nawalkę do Jerzego Brzęczka. Weźmy tego przedostatniego. Symbolem jego pierwszych decyzji, obrazującym skalę zaskoczenia była wówczas nominacja dla Rafała Kosznika, przeciętnego gracza przeciętnego wtedy Górnika Zabrze. Ale nie tylko jego. Także Piotra Ćwielonga, Dawida Nowaka, Tomasza Hołoty, Tomasza Brzyskiego czy bramkarza Rafała Leszczyńskiego z Dolcanu Ząbki. Czy to był jakiś układ? Czy selekcjoner wierzył, że z nimi pojedzie na mistrzostwa Europy czy świata, że odnajdzie w nich coś co wzniesie ich na poziom międzynarodowy? Wątpię.
Nawałka chciał po prostu pokazać, że jest innym trenerem niż jego poprzednicy Franciszek Smuda i Waldemar Fornalik, że inaczej patrzy na piłkę i inną będzie prowadzić politykę. I definitywnie odcinał się od idei powoływania tzw. farbowanych lisów, którzy byli wyszukiwani dla kadry w ligach zagranicznych we wcześniejszych latach. Ukłonił się w tamtym czasie w kierunku rodzimej ligi i zawodników z naszego podwórka. Jakby chciał powiedzieć: tutaj warto szukać, tu też są cenni gracze. I każdy, kto się wyróżni będzie miał szansę.
To była swego rodzaju demonstracja: widzę więcej niż inni, teraz ja kogoś odkryję, otworzę wam oczy. Jednak to ja jestem prawdziwym fachowcem, odpowiednim człowiekiem na właściwym miejscu. Jerzy Brzęczek próbował to zrobić zaskakując zaproszeniami dla Damiana Szymańskiego czy Rafała Pietrzaka. Dosyć szybko wszystko jednak wracało do normy i w kadrze pojawiali się mniej więcej ci, na których liczył również przeciętny, obiektywny kibic. Selekcjonerzy, patrząc na ich wybory personalne, z czasem schodzili na ziemię, normalnieli, już nie musieli szokować, robić na kimś na siłę wrażenia.
Najprawdopodobniej tak samo będzie z Sousą. Dlatego nie ma co się obrażać na tę jego pierwszą odrobinę szaleństwa i kilka wyborów, które absolutnie nie wydają się ani logiczne ani sprawiedliwe. Tu nie ma żadnej katastrofy. Pozwólmy panu trenerowi trochę się wyszumieć.
Przejdź na Polsatsport.pl