Liga Mistrzów: Atletico z pustymi rękoma? Trudny finisz „żołnierzy” Simeone
Sześć lat z rzędu tytuły mistrza Hiszpanii dzieliły między sobą zespoły Barcelony i Realu Madryt. Przez wiele miesięcy tego sezonu wiele wskazywało na to, że teraz może się to zmienić. Atletico było na najlepszej drodze by wreszcie wyprzedzić mających swoje problemy gigantów. Ale „Rojiblancos” wyraźnie wytracili swoje tempo. A dziś prawdopodobnie dość wcześnie jak na swoje możliwości pożegnają się z Champions League. Zwycięstwo na Stamford Bridge wydaje się ponad ich aktualne siły.
Na blisko dziesięcioletnią kadencję Diego Simeone i tak patrzę z wielkim podziwem. W tym czasie przez Camp Nou przewinęli się Pep Guardiola, Tito Vilanova, Gerardo „Tata” Martino, Luis Enrique, Ernesto Valverde, Quique Setien a dziś za sterami stoi Ronald Koeman. W Realu od 2011 roku pracowali Jose Mourinho, Carlo Ancelotti, Rafael Benitez, Zinedine Zidane, Julen Lopetegui, Santiago Solari i na nowo „Zizou”. „El Cholo” trwa na swoim stanowisku. I ciągle marzy o zdobyciu z tym klubem Pucharu Europy. Dwa razy był tego bardzo blisko. Bliżej się nie dało. Z Realem w 2014 roku przegrywał jednak po dogrywce, dwa lata później dopiero po karnych…
Z tego pierwszego finału w kadrze zostało jeszcze dwóch zawodników, Koke i Jose Maria Gimenez. Sposób gry jest jednak ciągle taki sam. Kompaktowa obrona, duża liczba piłkarzy za linią piłki, ciągłe przesuwanie, uprzykrzanie życia rywalowi, ciężka praca na całej długości i szerokości boiska. „Artyści” tacy jak Joao Felix niekoniecznie czują się tu przy takiej filozofii komfortowo. Dlatego ściągnięto na Wanda Metropolitano Luisa Suareza. To miało być to brakujące ogniwo, mimo, że „Pistolero” ma już 33 lata i zrezygnowano z niego w Barcelonie tu miał pasować. I pasuje. Przez jakiś czas przewodził klasyfikacji najlepszych strzelców, ma 18 goli ale wyprzedził go niedawno jego przyjaciel z czasów z Camp Nou Leo Messi.
ZOBACZ TAKŻE: Hans-Dieter Flick: Będziemy interweniować, w przypadku kwarantanny piłkarzy
Simeone próbuje co jakiś czas wprowadzić do swojego żelaznego systemu modyfikacje. Zaczyna grać na trójkę stoperów i wahadła, wykorzystuje lewonożnego Mario Hermoso do rozegrania akcji ofensywnych ale kiedy coś zaczyna się nie układać wraca do sprawdzonych wzorców. Strata pięciu punktów w dwóch meczach w La Liga z Levante spowodowała, że w pierwszym spotkaniu z Chelsea oglądaliśmy „stare” Atletico, dbające głównie o to by nie stracić gola. Efektowna przewrotka Olivera Giroud wprawiła jednak klub z Madrytu w kłopoty. Na Stamford Bridge trzeba będzie poszukać innych rozwiązań. Jeżeli się to nie uda, pozostanie już tylko krajowa liga.
W tej chwili sytuacja jest jeszcze w miarę bezpieczna. 4 punkty przewagi nad Barceloną i 6 nad „Królewskimi” daje jeszcze poczucie komfortu. Ale niestety dla „Atleti” „Barca” się rozkręca. A zespół „Cholo” czekają jeszcze dwa wyjazdy do Sevilli, wizyta w Bilbao i 9 maja spotkanie na Camp Nou. A to sporo miejsc by znowu coś zgubić, a bardziej doświadczeni w walce o mistrzostwo rywale tylko czekają na takie potknięcia.
Jeżeli Atletico zostanie w tym roku z pustymi rękoma nikt nie będzie skazywał na szafot argentyńskiego trenera. Znów jednak pojawi się dyskusja na temat preferowanej przez niego strategii. I także dlatego środowy mecz przeciwko Chelsea jest tak ważny z co najmniej kilku punktów widzenia. Jeżeli odrobi straty poniesione w Budapeszcie i przechytrzy Thomasa Tuchela tylko potwierdzi swój status jednego z najlepszych szkoleniowców Europy ostatniego dziesięciolecia. Jeśli nie, zostanie mu jeszcze La Liga. Końcówka sezonu w Primera Division to będzie naprawdę mocna „jazda”. Czyje konie będą w tej gonitwie najsilniejsze? Bo w rolach dżokejów wystąpi trójka wielkich mistrzów: obok Simeone w gonitwie są przecież także Zinedine Zidane i Ronald Koeman.
Transmisja meczu Chelsea - Atletico Madryt od godziny 20.50 w Polsacie Sport Premium 1. Komentują Bożydar Iwanow i Andrzej Niedzielan. Przedmeczowe studio od godziny 18.00 również w Polsacie Sport Premium 1.
Przejdź na Polsatsport.pl