Magiera z Kazania: Wielka moc znalezionego rubelka...
- Nie, no nie, tak cały mecz grać nie będą, to niemożliwe - złościł się w trakcie drugiego seta prezes Zaksy Sebastian Świderski, nerwowo przechadzając się za bandami reklamowymi. - Zaraz ich złapiemy - dodał. I miał rację. Od końcówki trzeciego seta na boisku rządzili gracze z Kędzierzyna-Koźla. A wszystko dzięki... monecie znalezionej przez Michała Chadałę
Przebieg meczu znamy, wynik także, teraz czas dla analityków, aby rozłożyć to spotkanie na czynniki pierwsze. Mecz miał różne fazy, od seryjnych błędów na zagrywce, po złapaniu serii w jednym ustawieniu. Jedno nie wymaga komentarza. Spotkały się dwie bardzo silne drużyny i obie mają wszystko w swoich rękach, aby zagrać w finale Ligi Mistrzów.
Zenit mimo porażki też, bo tak naprawdę zwycięstwo 3:2 jest cenne, ale jeszcze nic nie daje, bo żeby mieć pewny awans trzeba będzie także wygrać rewanż w Kędzierzynie-Koźlu. Na koniec mogą zadecydować detale, ot jak choćby wygrany challenge na challenge przez Nicolę Grbicia po błyskawicznej konsultacji ze statystykiem w czwartym secie meczu w Kazaniu po ataku Aleksandra Śliwki. - No właśnie to jest to, co Nicola ma - mówił po meczu Śliwka. - Spokój i cierpliwość.
- Przede wszystkim cierpliwość - dodał Łukasz Kaczmarek. - Choć nie ma co ukrywać, że grając z takim rywalem jak Zenit o cierpliwość trudno.
Po godzinie gry nic nie wskazywało, że ekipa Zaksy będzie miło wspominała pobyt w Rosji. A jednak. Powody do radości może mieć też drugi trener zespołu Michał Chadała, który podczas przedmeczowego spaceru z naszym operatorem Robertem Szegdą znalazł na chodniku monetę - jednego rubla. Robert nazywany w środowisku "Misiem" dzięki temu, że od lat towarzyszy polskim sportowcom podczas najważniejszych imprez na świecie, doskonale orientuje się we wszelakich przesądach, więc od razu wyrokował, że znalezienie tego rubelka, to dobra... moneta i Zaksa mecz na pewno wygra. - Nie ma tu z kim przegrać - dodał w swoim stylu.
Dla kogoś kto na przestrzeni ostatniego roku śledzi siatkówkę tylko w Polsce wizyta na meczu w Kazaniu mogłaby być sporym szokiem. U nas trybuny ze względu na obostrzenia świecą pustkami. W stolicy Tatarstanu jest wręcz przeciwnie. Na widowni ciężko znaleźć wolne miejsce, nie ma żadnego dystansu między kibicami, maseczki też wcale nie są na porządku dziennym. Mecz odbywał się w pełnej oprawie.
Był DJ, głośny spiker, laserowy pokaz i grupa cheerleaders, która prezentowała się publiczności na specjalnym podeście w każdej przerwie spotkania. Podobnie zresztą funkcjonuje całe miasto. Ludzie zachowują się dość swobodnie, można korzystać z restauracji, także z gymów - w każdym razie w tym hotelowym wszystko było do dyspozycji gości.
- Dla nas to był trochę szok od momentu wylądowania - przyznał Paweł Zatorski, który ma do wyrównania rachunki z Zenitem. W 2012 roku, będąc zawodnikiem Skry przegrał w finale Ligi Mistrzów właśnie z Zenitem po ewidentnym błędzie sędziego. - Ale nie ma co. My musimy tu o siebie dbać, bo przed nami najważniejsze mecze sezonu.
W tym miejscu aż chciałoby się napisać, że odwiedzając Kazań mieliśmy choć małą cząstkę normalności, ale chyba jednak nie ma co tego traktować w takich kategoriach patrząc na to, w jakim tempie trzecia fala pandemii rozwija się w naszym kraju, czy w ogóle w Europie Zachodniej.