Eliminacje mistrzostw świata. 300 piłkarzom spadł kamień z serca!
Nie tylko Polsce groziła absencja najważniejszych piłkarzy w meczu eliminacji mistrzostw świata. Austria miała jechać do Szkocji bez 19 zawodników z szerokiej kadry. Mniej poszkodowani, ale jednak mieli być Czesi, Niemcy, Anglicy i Norwegowie. A już trenerzy drużyn z Afryki rwali włosy z głowy. Zagrożone było powołanie blisko 200 piłkarzy na mecze Pucharu Narodów Afryki.
Obostrzenia związane z COVID-19 omal nie doprowadziły do katastrofy w pierwszych meczach eliminacji do mistrzostw świata i Pucharu Narodów Afryki. Kluby z Niemiec i Francji nie chciały się zgodzić na powołania piłkarzy do reprezentacji grających swoje spotkania poza Unią Europejską ze względu na obowiązkową po powrocie kwarantannę.
Największe kłopoty mogła mieć Austria
Na całe szczęście 19 marca niemiecki organ określający obostrzenia zaktualizował wytyczne. Usunął Wielką Brytanię z listy krajów traktowanych jako obszar najwyższego ryzyka. Wcześniej Wielka Brytania była na tej liście w związku z mutacją. Z kolei francuskie ministerstwo sportu 20 marca podjęło decyzję, iż piłkarze międzynarodowi powracający z oficjalnych zawodów poza Unią Europejską są zwolnieni z 7-dniowego okresu oczekiwania, o ile przestrzegają ścisłego protokołu sanitarno-medycznego.
Dwie podjęte w ciągu dwóch dni decyzje uchroniły futbol od najdziwniejszego startu ważnych eliminacji. Bo nie chodziło wyłącznie o to, że Polska będzie musiała grać z Anglią bez Roberta Lewandowskiego, Krzysztofa Piątka (obaj Bundesliga) i Arkadiusza Milika (francuska Ligue 1). Największe straty mieli ponieść Austriacy, gdzie aż 19 piłkarzy z szerokiej kadry miało być skreślonych z wyjazdu do Szkocji. Wśród nich był Davida Alaba, gwiazda reprezentacji Austrii.
O co chodziło z Gibraltarem
Gdyby nie zniesienie restrykcji, to 18 zawodników Austrii grających w Bundeslidze i jeden z Ligue 1 oglądałoby mecz ze Szkotami w domu. Na liście nieobecnych, prócz Alaby z Bayernu Monachium znalazłby się także Marcel Sabitzer z RB Leipzig. Ostatecznie zabraknie jedynie grającego w chińskim Shanghai Port Marko Arnautovica. Z powodu koronawirusa nie może on podróżować z Chin do Europy.
Jeszcze kilka dni temu Czechom groziło, że zagrają z Walią bez bramkarza Werderu Brema Jiriego Pavlenki oraz obrońcy Pavla Kaderabka z TSG 1899 Hoffenheim, kolegi Piątka z Herthy, pomocnika Vladimira Daridy i Patricka Schicka, napastnika Bayeru Leverkusen.
ZOBACZ TAKŻE: Jacek Magiera wrócił do Ekstraklasy!
Najbardziej kuriozalną historię mogliśmy mieć jednak z udziałem gwiazdy Borussi Dortmund Erlinga Haalanda i jego kolegów z norweskiej kadry występujących w Bundeslidze. Przed zdjęciem obostrzeń ich podróż na mecz z Gibraltarem była wykluczona. I to pomimo tego, że na Gibraltarze dzienny przyrost zakażeń można policzyć na palcach jednej ręki. Zresztą zaszczepiono tam już wszystkich dorosłych mieszkańców. Gibraltar jest jednak traktowany jako część Wielkiej Brytanii, dlatego powrót stamtąd także był objęty do niedawna przez Niemcy restrykcjami.
Anglicy też mogli ponieść straty
Ktoś powie, że cofnięcie niemieckich sankcji, to największa strata dla samych Anglików, którzy mogli dostać na talerzu osłabionych Polaków. Pewnie tak, choć oni sami, dzięki temu będą mogli powołać z Bundesligi: Jude’a Bellinghama czy Jadona Sancho.
Niemcy też powinni być zadowoleni, bo dzięki zdjęciu Anglii z obszarów zagrożonych trener Joachim Low może powołać zawodników grających w Premiership, choćby Kaia Havertza, Ikaya Gundogana czy Timo Wernera. To jednak dość znaczące postacie dla niemieckiej drużyny.
Afryka wstrzymała oddech
Francuskie sankcje mogły dotknąć przede wszystkim reprezentacje afrykańskie. Ponad 200 piłkarzy z tamtego regionu świata zostało w jednej chwili zblokowanych. Algieria, Kamerun, Mali, Senegal czy Wybrzeże Kości Słoniowej już zaczęły się zastanawiać, jak wypełnią luki po zawodnikach występujących we Francji. A już selekcjoner takiego Beninu martwił się, czy w ogóle uda mu się skompletować skład na mecze z Nigerią i Sierra Leone. Zresztą wspomniana Nigeria też miała kilka dni temu identyczny dylemat, co Benin. Trener Gernoth Rohr martwił się o kadrowiczów z Francji i Anglii.
Po odwieszeniu obostrzeń w trudnej sytuacji pozostaje Ghana, bo Emmanuel Boateng oraz Wakaso Mubarak grają w Chinach i na decydujący o awansie mecz z RPA na pewno nie przyjadą. Zasadniczo dobrze się stało, że francuskie ministerstwo zdjęło sankcje, bo wyniki wielu spotkań w eliminacjach Pucharu Narodów Afryki byłyby zwyczajnie wypaczone.
Portugalia w Turynie, Norwegowie w Maladze
W przypadku francuskich sankcji najlepsze było to, że Francja nie widziała problemu w tym, że jej drużyna ma jechać do Kazachstanu i Bośni i Hercegowiny, ale innym chciała robić kłopot. Serbii groziło, że w meczu z Portugalią nie skorzysta z podstawowego bramkarza Predraga Rajkovica. W Portugalii też miało zabraknąć kilku ważnych zawodników, w tym Danilo Pereiry czy Anthonego Lopesa.
Swoja drogą Portugalia ratowała się od jeszcze bardziej dotkliwych strat, przenosząc mecz z Azerbejdżanem do Turynu. Tym ruchem nie zablokowała sobie występu zawodników występujących w Anglii. Ta jest w Portugalii na czerwonej liście, więc pojawiłby się problem kwarantanny, a w takiej sytuacji żaden klub nie zgodziłby się na powołanie.
Dodajmy, że mimo pozytywnych wieści z Niemiec i Francji, i tak niektórzy musieli się uciekać do niecodziennych rozwiązań. O przenosinach Portugalii do Turynu już było. Z kolei Norwegia będzie gospodarzem meczu z Turcją w Maladze. Norwegia nie wpuszcza bez kwarantanny przedstawicieli innych krajów, więc rozegranie tego spotkania w tym kraju byłoby niemożliwe.
Podobnego zabiegu nie dało się zastosować w przypadku krajów Ameryki Południowej. Z powodu restrykcji przełożono na inny termin marcowe mecze eliminacyjne na tamtym kontynencie. Cała Ameryka Południowa jest na brytyjskiej czerwonej liście.
Przejdź na Polsatsport.pl