Nowy trener Serbii Dragan Stojković: Ostatni sprawiedliwy
Choć nosi pseudonim na cześć myszki z kreskówki Pixie, Dixie i Pan Jings jawi się raczej jako samotny rewolwerowiec. Fabuła jest do bólu klasyczna: z daleka przybywa bohater, w którym mieszkańcy okolicznych miasteczek upatrują szeryfa zdolnego uporać się z bandą nicponi. Nowy selekcjoner reprezentacji Serbii Dragan Stojković Pixi teoretycznie ma na to trzy lata.
Życzenia wylewają się niemal z każdego kąta. Niezdradzający na co dzień swoich sportowych sympatii ludzie z pierwszych stron gazet prześcigają się w internetowych kolażach. Trwa rewia krzykliwych stories w mediach społecznościowych. Jeden z najpopularniejszych piosenkarzy i kompozytorów w Serbii Željko Joksimović urodzinowe życzenia dla Dragana Stojkovića przywdziewa wielkimi napisami „Maestro” i „Srbija”.
Stojković selekcjonerem jeszcze nie jest, ale bulwarówki nie mają wątpliwości – Pixi będzie następny. – Za czasów Radomira Antića na mecze Serbii przychodziło 50-60 tysięcy ludzi. W ostatnich latach to wszystko się ulotniło, a reprezentacja zeszła na dalszy plan. Olbrzymi bałagan powoduje, że ludzie mają głód sukcesu i oczekują powrotu do normalności – mówi Veljko Nikitović, urodzony w Belgradzie dyrektor sportowy Górnika Łęczna.
Łatwo wyobrazić sobie podobny scenariusz w Polsce. Media, do czego już przywykliśmy, koncentrują się na takich przymiotach kandydata jak: brak doświadczenia pracy z kadrą, brak znaczących sukcesów w pracy trenerskiej. Z faktu nieobecności nad Wisłą przez 30 lat, też można by zrobić dyskredytujący argument. Tymczasem tuż po nominacji Stojkovića jedna z bulwarówek w swoim stylu ogłosiła: „Szok! Na taką prezentację Pixi nie zasłużył” (podpisanie umowy odbyło się bez konferencji, hucznej prezentacji, a sam moment uchwyciło kilka skromnych fotografii). – Stojković jest tak nietuzinkową postacią, że przez pewien czas – pewnie dłuższym niż w przypadku kogoś innego – będzie miał nad sobą roztoczony parasol ochronny. O tym, że to nie ma być trener na chwilę świadczy fakt, że podpisał kontrakt do 2024 roku, a nie jak to zwykle bywa do końca mundialu – podsumowuje Nikitović.
ZOBACZ TAKŻE: Rumak wraca na ławkę trenerską
Ostatnia prawdziwa „10” w Serbii. Kapitan ostatniego złotego pokolenia jugosłowiańskich piłkarzy, którzy na skalę masową działali na wyobraźnię. Dragan Stojković kojarzony jest z Crveną Zvezdą Belgrad, choć gdy ma 21 lat to Partizan – zgodnie z ówczesnymi zasadami negocjacyjnymi – usilnie zabiega o transfer u jego ojca. Pixi zostaje dwukrotnie wybrany piłkarzem roku w Jugosławii, a gdy podpisuje kontrakt z Marsylią żali się w wywiadzie: - Przez kibiców musiałem pięciokrotnie zmienić numer telefonu. Dzwonili do mnie o każdej porze dnia i nocy. Krzyczą, gadają jakieś bzdury. Listonosze mnie nienawidzili, ponieważ dostawałem 30-40 listów dziennie. Kilka przeczytałem, sporo wyrzuciłem, nigdy na żaden nie odpisałem.
Stojković mówi co myśli i robi to co uważa za słuszne. Jak w serii rzutów karnych finałowego meczu o Puchar Europy w 1991 r., gdzie jego Marsylia gra z… „jego” Crveną. W niewybrednych słowach odmawia wykonania jedenastki. Marsylia ten finał przegrywa. Przez Weronę trafia do Nagoi, gdzie zaprzyjaźnia się z Arsenem Wengerem i gdzie ugruntowuje swoją legendę. Brama numer „10” na miejscowym stadionie nazwana zostaje jego imieniem, podobnie jak ulica w mieście. W Japonii kończy karierę i już w roli trenera zdobywa z klubem tytuł mistrzowski i krajowy puchar. – Ostatnie pięć lat był menedżerem w chińskim Guangzhu, gdzie zarabiał 8-10 mln euro rocznie. Jest niezależny finansowo, nie powiązany z żadnymi układami biznesowo-politycznymi. Choć będzie najlepiej opłacanym selekcjonerem w historii reprezentacji dostanie tylko 100 tys. euro miesięcznie – mówi Veljko Nikitović.
Szeroko rozumiany układ to dziś jedna z największych chorób toczących serbski futbol. Powołany przez prezydenta Aleksandra Vučića i będący „jego człowiekiem” prezes federacji Slaviša Kokez wybiera Stojkovića żeby zyskać czas. Ten jak się miało okazać wkrótce i tak dobiegł końca (w poniedziałek 22 marca Kokez złożył rezygnację po oskarżeniach o udział w grupie przestępczej, planującej m.in. zamach na prezydenta Vučića).
Kilka dni wcześniej wychodzą na jaw kulisy zwolnienia trenera Slavoljuba Muslina przed mundialem w Rosji. Kokez miał przedstawić selekcjonerowi listę zawodników powiązanych z grupą menedżerską, która ma być powołana na mundial. Muslin odmawia i straci pracę. – Jeśli ktokolwiek przyjdzie do mnie z jakąkolwiek sugestią dotyczącą powołań, od razu upublicznię jego nazwisko w mediach – zaznacza w jednym z pierwszych wywiadów w roli selekcjonera Dragan Stojković.
Media są zachwycone Stojkovićem. Krzykliwe nagłówki reklamują kolejne wywiady z nim: „bez ukrywania faktów i wciskania kitu”. Pixi nie ukrywa swoich opinii nazywając przegrany baraż o EURO ze Szkocją „równią pochyłą” i „najgorszym meczem reprezentacji od dekady”. Daje też temu wyraz przy powołaniach, pomijając m.in. Aleksandra Kolarova.
– Bywało, że mecz reprezentacji był tylko pretekstem, żeby spotkać się z kolegami, wyjść na imprezę. Belgrad ładne miasto… Dwie godziny przed meczem ze Szkocją Kolarov powiedział że nie gra, rzekomo z powodu zakazu Interu – mówi Veljko Nikitović.
Stojković daje jasny przekaz: koniec z indywidualnościami. Piłkarze mogą się nie lubić, ale mają się podporządkować zespołowi. Jeśli ktoś tego nie zrobi – osobiście odwiozę go na lotnisko i dodaje - Ważne, żeby – nawet jeśli przegrasz – kibice mogli powiedzieć „dobra robota”. Grasz, pracujesz, zdobywasz szacunek. Ale żeby ten szacunek zdobyć musisz dać z siebie wszystko na boisku. 90 minut to bardzo mało czasu. Nie obchodzi mnie teraz kim byłem, ale to że mogę poprowadzić tę drużynę jej własną ścieżką. Ludzie czekają na wyniki. To nie jest kwestia pieniędzy, premii, honorów… To wszystko jest ponad to.
Przejdź na Polsatsport.pl