Kowalski: Mistrz wreszcie gra jak mistrz
Legia utrzymuje siedmiopunktową przewagę nad Pogonią Szczecin na osiem kolejek przed końcem rozgrywek Ekstraklasy, ale coraz bardziej przekonuje, że nie ma szans, aby ktokolwiek ją dogonił. Drużyna Czesława Michniewicza już nie tylko wygrywa ciułając punkty, ale czyni to w coraz lepszym stylu. Zagłębie zostało w Lubinie wręcz zdemolowane.
Czasy, w których Legia miała taką sportową przewagę nad kimkolwiek w lidze, aby po kilkunastu minutach wygrywać 3:0 są tak zamierzchłe, że mało kto je pamięta. W Lubinie skończyło się na 4:0, ale tak naprawdę powinno być przynajmniej 6:0. Zagłębie, teoretycznie zupełnie przyzwoity ligowy zespół z sensownym zagranicznym trenerem (Słowak Martin Sevela), błyskawicznie zostało stłamszone, nie miało kompletnie nic do powiedzenia.
Jasne, że mecz był popisem Tomasa Pekharta, który strzelił wszystkie gole (ma już 19 w 19 meczach), ale mistrz Polski bardzo godnie prezentował się jako cała drużyna. Wreszcie widać było polot, fantazję, wyjątkową pewność siebie. No i przede wszystkim funkcjonują schematy gry, które od kilku dobrych tygodni zaczynają się powtarzać. Ozdrowieńczo na zespół podziałał pierwszy przegrany mecz po wznowieniu rozgrywek z Podbeskidziem. To właśnie wtedy Michniewicz zmienił ustawienie, proponując grę trójką obrońców z ofensywnymi wahadłowymi (w niedzielnym meczu na tych pozycjach grali Wszołek i Juranović).
ZOBACZ TAKŻE: Magiera wraca do Ekstraklasy
Fakt, że serbsko-chorwacki duet środkowych obrońców Zagłębia Simić - Crnomarković zaliczył występ kabaretowy, a zachowania zwłaszcza tego pierwszego przypominały czasy siatkarskie, w których Paweł Zagumny wystawiał piłki Piotrowi Gruszcze. Z tym, że w tym przypadku Simic podawał Pekhartowi. Gdyby ten mecz odbywał się dwadzieścia lat temu, zachowania obrońców gospodarzy byłyby mocno podejrzane. Nie ma jednak wątpliwości, że kiksy wynikały po prostu z ich słabości oraz presji, jaką stworzyli piłkarze Legii.
Po raz kolejny potwierdzenie znalazły przypuszczenia, że zimowe transfery klubu z Warszawy mogą okazać się niewypałami. Poza obrońcą Szabanowem, który trochę szczęśliwie zdobył miejsce w pierwszym składzie (kontuzja Lewczuka), na dziesięć minut wszedł Muci, Rusyn przesiedział cały mecz na ławce rezerwowych, a Jakszibojew znów nie znalazł się nawet w szerokim składzie.
W związku z tym, że walkę o tytuł odpuścił Raków Częstochowa (tylko 0:0 z Górnikiem) i ma już 11 punktów straty do lidera, w grze o mistrzostwo pozostaje jeszcze tylko Pogoń. Zaraz po przerwie na mecze reprezentacji drużyna Michniewicza zagra przy Łazienkowskiej z Pogonią Szczecin. Patrząc na obecną formę drużyn (Legia wygrała piąty mecz z rzędu), jeszcze większa różnica punktowa między zainteresowanymi po 23 kolejce, nie będzie niespodzianką.
Przejdź na Polsatsport.pl