Iwanow: Skazani na Anglię. Czy da się podbić Wembley?
Z żadną inną reprezentacją nie graliśmy w eliminacjach do mistrzostw świata częściej niż z Anglikami. Jesteśmy na nich skazani i często, gdy dochodzi do losowania kwalifikacji do dużej imprezy, gdzieś z tyłu głowy pojawia się myśl, że pewnie znów trafimy na właśnie na nich. Obecnie to już siódma taka rywalizacja i – chyba nie muszę przypominać kiedy – tylko raz zamknęliśmy im drogę do najważniejszej piłkarskiej imprezy.
Wielokrotnie rozmawiając z byłym selekcjonerem i przez lata naszym ekspertem Andrzejem Strejlauem, zawsze zwracał on uwagę na fakt, że Anglia u siebie to rywal zdecydowanie mocniejszy niż na wyjeździe. Niby normalne, dotyczy to wszystkich zespołów, ale jej w szczególności. Strejlau wie co mówi, bo żaden z naszych trenerów nie zna smaku bojów z tą drużyną tak dobrze jak on. Na własnym terenie pod jego wodzą nigdy nie przegraliśmy, w 1993 roku w eliminacjach do mundialu byliśmy nawet o krok od zwycięstwa. Ale Ian Wright wyrównał po pierwszej bramce Dariusza Adamczuka. W 84 minucie.
Na wyjeździe to jednak zupełnie inna zabawa. Tyle, że nie dla nas, a dla Wyspiarzy. I to nie ulega zmianie od lat i nie dotyczy tylko wizyt „Biało-Czerwonych” w „Jaskini Trzech Lwów”. Na ich ostatnich 13 meczów, tu, na angielskiej ziemi, wygrali 12, ulegli jedynie w ubiegłym roku Danii w Lidze Narodów, ale w dużym stopniu wpłynęła na to czerwona kartka dla Harry’ego Maguire’a. Po niej, w 35 minucie, Jordana Pickforda z rzutu karnego pokonał Christian Eriksen. I to jest ostatnia skaza na ich honorze na własnym terenie. Bilans bramkowy w tym czasie może być dla nas zatrważający: 44 gole zdobyte, zaledwie 6 straconych.
ZOBACZ TAKŻE: Co z występem Krychowiaka? Jest decyzja!
Wygrana w środę dałaby im znakomitą pozycję wyjściową przed spotkaniami jesiennymi. I przed EURO - przed turniejem mają jeszcze dwa mecze towarzyskie, też u siebie, z Austrią i Rumunią, po nich już mistrzostwa Europy. A w nich Chorwacja, Szkocja, Czechy – grupa absolutnie do przejścia i to na pierwszym miejscu, do tego wszystkie spotkania grają na Wembley. Będą u siebie. O ich mocy na tym stadionie można przeczytać powyżej.
Przez ostatnie lata 29 razy z rzędu rywale przyjeżdzający na ten stadion na mecz w eliminacjach czy na Euro czy mundialu nie byli w stanie wygrać. Nasza statystyka też nie jest raczej powodem do optymizmu, jedna zaledwie wygrana w Chorzowie na 19 spotkań w 1973 roku, a potem siedem kolejnych wygranych Anglików, ostatnia w październiku 2013, 2-0 za kadencji Waldemara Fornalika, na koniec eliminacji do MŚ w Brazylii.
W czym jesteśmy dziś lepsi od zespołu Garetha Southgate’a, skoro nie będzie dziś na murawie Roberta Lewandowskiego? Jedynie wśród bramkarzy. Anglia od dłuższego czasu ma na tej pozycji jakiś kompleks. Pod nieobecność Jordana Pickforda, który – umówmy się – też gigantem swojego fachu nie jest – numerem jeden jest Nick Pope.
Zawodnik 15-tego w tabeli Burnley. To już nawet Southampton Bednarka i Leeds Klicha plasuje się w Premier League wyżej, a Brighton Modera ma jedynie punkt mniej. Ale facet radzi sobie na razie bez zarzutu, we wszystkich sześciu swoich grach nie zaglądał jeszcze za siebie. Jest „czysty”. Choć zdajemy sobie sprawę, że przy takim „potencjale” pierwszym bramkarzem angielskiej kadry byłby pewnie spokojnie Rafał Gikiewicz, który w ogóle nie doczekał się nominacji, nie mówiąc o Szczęsnym czy Fabiańskim.
Idąc „wyżej” jest jednak coraz gorzej. John Stones stał się liderem formacji obronnej Manchesteru City, na bokach obrony można przebierać pomiędzy takimi piłkarzami jak Luke Shaw, Ben Chillwell, Reece James czy Kyle Walker. Harry’ego Kane’a wspierają Phil Foden czy Raheem Sterling, fantastycznie w kadrze prezentuje się Mason Mount, a do jedenastki odważnie pukają James Ward Prowse Philips czy mniej znani od Kane’a ale równie groźni pod bramką Dominic Calvert-Lewin czy Ollie Watkins.
Southgate dość odważnie stawia na nowe twarze, a te na razie go nie zawodzą, wiedząc doskonale, że selekcja na EURO tak naprawdę zacznie się dla nich w ten środowy wieczór. San Marino i Albania to jednak nie reprezentacja Polski, nawet tak osłabiona jak tym razem. A to oznacza jedno, że może nas czekać mało przyjemny wieczór. Owszem, to piłka, w niej wszystko jest możliwe. Szkoda tylko, że ten pierwszy mecz z Anglią, na tym przeklętym dla gości Wembley, musimy grać w takich okolicznościach. Magia tego obiektu ciągle działa. Nawet bez wsparcia brytyjskich kibiców.
Przejdź na Polsatsport.pl