Białoński: Ryzyk-fizyk Lecha ze Skorżą
Maciej Skorża zdobył z Lechem ostatnie mistrzostwo Polski, ale kilka miesięcy później ten sam zespół zostawił na ostatnim miejscu w Ekstraklasie. „Kolejorz” zdecydował się jednak na powrót do tego cenionego szkoleniowca. Rodzi się tylko pytanie, czy w ogóle problemem Lecha był trener? – zastanawia się dyrektor Sport.Interia.pl Michał Białoński.
Walka na sto procent w każdym meczu to jeden z kanonów futbolu. Lech postanowił jednak, w imię programowania całego sezonu, niektóre spotkania oznaczyć jako spotkania drugiej kategorii. Efekt jest taki, że lżej potraktowane batalie zostały przegrane, ale z kretesem poległ też w tych, na które oszczędzał siły. Za wszystko głową zapłacił Dariusz Żuraw, który na początku sezonu uchodził za wzór, bo w dobrym stylu awansował do Ligi Europy. Nie wiedział tylko, że tym awansem zbudował sobie stryczek na swą trenerską głowę.
O pasjonującym boju z Benficą na otwarcie fazy grupowej LE nikt już nie pamięta. Rzeczywistość dla poznaniaków nie ma litości: na sześć kolejek przed końcem sezonu Lech traci 10 pkt do miejsca premiowanego grą o europejskie puchary. Wyprzedzenie siedmiu ekip w tabeli może być za trudne nawet dla szatni zarządzanej przez Macieja Skorżę.
Brak „Kolejorza” w batalii o Ligę Konferencji to strata dla całej ligi. Przy całym szacunku dla Pogoni, Rakowa, czy Lechii to Lech ma jednak potencjał, który uprawnia go do snucia planów o Europie. Owego potencjału znacząco nie osłabia nawet perspektywa wytransferowania Tymoteusza Puchacza do Unionu Berlin.
Na promowaniu wychowanków „Kolejorz” robi kokosowy interes. Chciałbym jednak, aby po tym sezonie zarządcy klubu wyciągnęli prosty wniosek: jeśli wysyłamy drużynę na boisko w oficjalnym meczu, to zawsze w najsilniejszym składzie, ze stuprocentowym nastawieniem na walkę o zwycięstwo.
ZOBACZ TAKŻE: Kołtoń zwolniłby Żurawia wcześniej
Na grudniową batalię Ligi Europy z Benficą w Lizbonie Lech postanowił oszczędzić liderów, zamiast spróbować się zrewanżować za dość pechową porażkę u siebie. Prezes Piotr Rutkowski klarował, że markery zmęczeniowe u piłkarzy wymusiły taki krok, by zwiększyć szansę na torowanie drogi do pucharów w nowym sezonie. Jak się to skończyło? Sromotną porażką w Lizbonie, przegraną z Glasgow Rangers w Poznaniu. A jak z realizacją krajowych celów? Zdobycie Pucharu Polski w ćwierćfinale lechitom wybili z głowy piłkarze Rakowa. W PKO Ekstraklasie idzie również jak po grudzie. Oszczędzanie sił w prestiżowych meczach Ligi Europy niewiele dało: od początku grudnia Lech rozegrał 14 spotkań ligowych, w których uciułał ledwie 17 pkt. To siódmy dorobek w Ekstraklasie. Lepiej w tym okresie punktowały nie tylko Warta, ale też Wisła Kraków.
Decyzja o odprawieniu trenera Dariusza Żurawia i jednoczesne uczynienie z niego kozła ofiarnego, to nadmierne uproszczenie sprawy. Nie sądzę, aby Żuraw w pojedynkę decydował, że na dany mecz wystawiamy podstawowy skład, a w Lizbonie oszczędzimy liderów. To nie wina Żurawia, że zimą z Poznania do Anglii wyprowadził się dostarczający ekipie energii w środku pola Jakub Moder, a Mikael Ishak doznał kontuzji, podobnie jak Lubomir Szatka, który wrócił do składu dopiero we wczorajszym meczu z Legią.
Jak ktoś się już uparł zluzować Żurawia, to moim zdaniem lepszym momentem było odpadnięcie z Pucharu Polski, do czego doszło na własnych śmieciach. Jeśli już tę porażkę Żuraw przetrwał, można go było pozostawić do końca sezonu. Maciej Skorża zaczynałby swój rozdział wraz z rozgrywkami 2021/2022. Odstrzelenia szkoleniowca na wiwat nie licuje z pragmatyzmem, cierpliwością, jakim kierują się przy Bułgarskiej.
Trener Skorża to ścisły top polskich trenerów, natomiast czy jest to właściwa osoba akurat dla „Kolejorza”. Z jednej strony on jako ostatni zdobył „majstra” z Lechem, ale z drugiej – cztery miesiące później został odprawiony wobec faktu, że ekipa ugrzęzła na ostatnim miejscu, a przegrywała z takimi tuzami jak Podbeskidzie (u siebie), Brukt Bet Termalica (1-3). W ostatniej etiudzie Lech Skorży został rozgromiony przez Cracovię 2-5. Tę samą Cracovię, z którą tuż przed zwolnieniem Żuraw przegrał dość pechowo 1-2.
Z przymrużeniem oka Maciej Skorża ma nie tylko jeden atut, ale w myśleniu klubowych prezesów czasem on bywa przełomowy: ostatni mecz przegrał w styczniu 2020 r., gdy w ćwierćfinale mistrzostw Azji do lat 23 jego Zjednoczone Emiraty Arabskie uległy 1-5 Uzbekistanowi.
Przygoda innego topowego krajowego trenera Adama Nawałki przy Bułgarskiej zakończyła się po zaledwie po czterech miesiąca, choć kontrakt dostał dwuipółletni. Teraz pora na powrót do Ekstraklasy Macieja Skorży. Poprzedni mecz prowadził w niej 27 października 2017 r., gdy zamykająca tabelę jego Pogoń Szczecin uległa we Wrocławiu Śląskowi 0-3.
Żałuję, że Skorża nie wskoczył na głęboką wodę i nie objął drużyny już w meczu z Legią. Peter Hyballa nie bał się wejść do szatni pogrążonej w kłopotach Wisły przed tryptykiem: derby z Cracovią, starcia z Legią i Lechem, mało tego, wyszedł z niego obronną ręką.
Przejdź na Polsatsport.pl