Piotr Gruszka: Rotacja składem była wielkim atutem Jastrzębskiego. ZAKSA musi odpocząć przed finałem Ligi Mistrzów
- Warto zwrócić uwagę na liczbę zawodników, która brała udział w tych meczach. Pierwsze szóstki nigdy nie kończyły meczu w takim samym zestawieniu. Możliwość rotacji u trenera Gardniego była jego wielkim atutem, czego przykładem świetna postawa Buckiego. Cieszę się, że ZAKSA ma finał Ligi Mistrzów i że jest on dopiero 1 maja, bo jest czas na regenerację - powiedział Piotr Gruszka.
Krystian Natoński: Jastrzębski Węgiel wygrywa z Grupą Azoty ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle i czyni to w sposób kontrolowany. Tutaj nie było mowy o przypadku.
Piotr Gruszka: Na pewno to była niespodzianka. Nie rozpatrywałbym tego jako sensacja. Widzieliśmy jak piękną siatkówkę w całym sezonie grała ZAKSA. Po stronie jastrzębian było widać wielką wiarę w zwycięstwo, bo faworytami nie byli. To, co pokazali na boisku, jak pracowali, żeby wygrać ten dwumecz, sprawiło, że zasłużyli na zwycięstwo. Skrócona forma play-off nie do końca jest odzwierciedleniem, tego co robiło się przez cały sezon. Jastrzębski zmusił ZAKSĘ do popełniania błędów, których praktycznie wcześniej nie popełniała.
Uważa pan, że Jastrzębski Węgiel to drużyna trochę niedoceniana? Przed finałem mówiło się, że dla tego zespołu sukcesem jest już awans do finału PlusLigi.
Z perspektywy całego sezonu Jastrzębski cały czas był w czubie tabeli. Zmienili w trakcie rozgrywek trenera, więc można było tak pomyśleć, tym bardziej, że ZAKSA grała kapitalnie i gra nadal piękną siatkówkę. To nie jest tak, że Jastrzębie było niedoceniane. Faworytem była ZAKSA, która grała "kosmos" - jak np. w Lidze Mistrzów. Przed pierwszym meczem finałowym powiedziałem sobie, że jak Jastrzębie ich ugryzie na wyjeździe, to wszystko jest możliwe. Potem przed drugim meczem pomyślałem sobie jednak, że ZAKSA gra na takim poziomie, że zdoła odwrócić losy rywalizacji, co pokazał pierwszy set. Warto zwrócić uwagę na liczbę zawodników, która brała udział w tych meczach. Pierwsze szóstki nigdy nie kończyły meczu w takim samym zestawieniu. Możliwość rotacji u trenera Gardniego była jego wielkim atutem, czego przykładem świetna postawa Buckiego.
Warto powiedzieć kilka zdań o Jakubie Buckim, który był niewątpliwie odkryciem finałowego meczu.
Na pewno zrobił różnicę, ponieważ nigdy nie był podstawowym zawodnikiem w dorosłej siatkówce. Ale to nie jest tak, że ten zawodnik nigdy nie grał i nie ratował drużyny. Pokazał to chociażby w meczach z VERVĄ czy Kazaniem. To siatkarz, który był na to gotowy. Był bardzo widoczny, pomocny i Jastrzębie dużo mu zawdzięcza. Jastrzębie jednak świetnie zagrało zespołowo. To był ten klucz. Nawet jak ktoś miał słabszy moment, to wchodził następny. Dzięki temu jakość zespołu nie spadała.
Zobacz także: PlusLiga 2020/21: Końcowa klasyfikacja
Za pana czasów Jastrzębski Węgiel miał trochę pecha w walce o złoty medal. Najpierw nie mieli szczęścia w decydujących meczach do AZS-u Częstochowa, potem do Skry Bełchatów. To utytułowany klub, ale mieli na koncie jedno mistrzostwo w 2004 roku.
Pamiętam to mistrzostwo, które zdobyli w 2004 roku, ale nie spodziewałem się, że już tyle lat minęło. Zawsze ten klub budował drużynę z chęcią walki o najważniejsze trofea i trochę tych medali zdobyli. Ten czas szybko płynie i faktycznie radość musi być ogromna, bo wygrać mistrzostwo Polski po tylu latach, z takim rywalem jak ZAKSA, z młodymi siatkarzami, to musi cieszyć. To smakuje dobrze, niech się cieszą, zasłużyli na to.
Siła mentalna to w tym momencie kluczowy aspekt w kontekście ZAKSY, która przecież była murowanym faworytem do złota, świetnie grali w rundzie zasadniczej, a tymczasem zajęli drugie miejsce, co dla klubu jest porażką. Grał pan w takich klubach jak AZS Częstochowa czy PGE Skra Bełchatów, gdzie presja na sukcesy też była olbrzymia, a w razie niepowodzenia był smutek, złość, rozczarowanie oraz krytyka.
Na pewno to nie jest łatwe dla chłopaków i klubu, bo dominacja w rundzie zasadniczej była bardzo duża. Przegranie dwóch najważniejszych meczów w PlusLidze zawsze boli. Ja cieszę się, że mają ten finał Ligi Mistrzów i że jest on dopiero 1 maja, bo jest czas na regenerację. Mają jeszcze o co grać. Często po przegranych meczach ta złość sprawia, że człowiek chce już grać na kolejny dzień. Wiemy jak ważny to jest mecz dla klubu, dla polskiej siatkówki. Wszyscy będziemy im kibicować. Ten czas pozwoli im złapać trochę oddechu i przygotować się jak najlepiej. Nie mogę doczekać się tego spotkania. Jeżeli ZAKSA i Trentino zagrają na miarę swojego potencjału, to będzie niezapomniany mecz. Jeszcze raz powtórzę, że dobrze, że ten mecz finałowy nie jest w tym samym tygodniu, co finał PlusLigi.
Hipotetycznie, ponieważ wszyscy kibicujemy ZAKS-ie, ale gdyby jednak przegrała finał Ligi Mistrzów, to uważa pan, że będzie to sezon przegrany dla tego klubu? Czy może jednak niekoniecznie, bo jakby nie patrzeć dotarli do finału Champions League.
Nie rozpatrywałbym tego z perspektywy, że to może być przegrany sezon. Nie chcę zakładać, że przegrają. To jest sport i tak jak finał PlusLigi - przegrali go sportowo. Na pewno zrobią wszystko, żeby ten finał wygrać. Grają przeciwko bardzo dobrej drużynie, która co ciekawe nawet nie weszła do finału ligi włoskiej. Mają bardzo dobrych środkowych. Według mnie to będzie twardy mecz. ZAKSA pokazała całemu światu, że są bardzo mocnym zespołem i ludzie to szanują. Medale i puchary to nagroda, ale ZAKSA zdążyła już pokazać jak widowiskowo potrafi grać.
Cała rozmowa w załączonym materiale wideo.
Przejdź na Polsatsport.pl