Roman Kołtoń: Piłkarze PSG są rozbici po porażce z Manchesterem City
- Wydaje mi się, że Manchester City to bardzo wyraźny faworyt rewanżowego meczu półfinałowego Ligi Mistrzów - przez wynik pierwszego spotkania, sposób gry, doświadczenie Guardioli i szerokość kadry, którą ma Manchester City. Jestem przekonany, że paryżanie są po tym pierwszym spotkaniu rozbici - przekonuje w rozmowie z Polsatem Sport Roman Kołtoń, tworzący kanał "Prawda Futbolu".
Igor Marczak: Przed nami półfinałowe mecze w Lidze Mistrzów. Zacznijmy od meczu Manchester City - PSG. W pierwszym meczu paryżanie przeważali, ale koniec końców to ekipa Pepa Guardioli wygrała. W rewanżu może być bardzo ciekawie.
Roman Kołtoń: Muszę powiedzieć, że Manchester City ma kapitalny wynik. W Paryżu nie grał kapitalnie, ale wynik, jaki uzyskał, jest fantastyczny, ponieważ paryżanie - chcąc awansować do finału - musieliby na wyjeździe wygrać 2:0. Żeby awansować, muszą strzelić dwa gole, a grając przeciw "maszynie" Guardioli, jest to prawie niemożliwe. W pierwszej części spotkania na Parc des Princes drużyna Manchesteru City była zaskoczona agresywną postawą paryżan. To była bardzo duża intensywność gry i bardzo duża agresja, które przyniosły efekt w postaci gola Marquinhosa. Piłkarze Manchesteru City mieli cierpliwość charakterystyczną dla zespołu Guardioli. Ta cierpliwość zaprocentowała bramkami, które nie musiały paść. Bo ani bramka Kevina de Bruyne, ani bramka Mahreza, nie musiały paść. Pierwszy gol to był tak naprawdę "centrostrzał". Keylor Navas popełnił przy nim błąd. Z kolei druga bramka - z rzutu wolnego - Mahreza, to piłka, przechodząca przez mur. Wydaje mi się, że Manchester City to bardzo wyraźny faworyt rewanżu - przez wynik pierwszego meczu, sposób gry, doświadczenie Guardioli i szerokość kadry, którą ma Manchester City. Jestem przekonany, że paryżanie są po tym pierwszym
spotkaniu rozbici.
Gdzie w drugiej parze szukać faworyta? Pragmatyczny Real z okrojoną kadrą czy młody skład Thomasa Tuchela w Chelsea?
Tuchel nie dał tego po sobie poznać, ale wydaje mi się, że po pierwszym spotkaniu był rozczarowany. Starał się uspokajać, mówić, że uzyskał fajny wynik po dobrym meczu. W trakcie spotkania widzieliśmy jednak zbliżenia na Tuchela, który w szalony sposób reagował na niewykorzystane sytuacje albo choćby możliwości sytuacji czyli źle zagrane piłki. Oni mogli rozstrzygnąć ten mecz w dużo bardziej klarowny sposób. Mogli wrócić do Londynu ze zwycięstwem z Madrytu, choć trzeba powiedzieć, że 1:1 to z punktu widzenia Chelsea bardzo korzystny wynik. W tej chwili bezbramkowy remis w rewanżu daje im awans. Pozwala to kontrolować mecz, bazując na defensywie. Chelsea to lubi. Ich szanse na awans są bardzo duże. Natomiast jeśli dostrzegam szansę Realu, to widzę je w doświadczeniu Zidane'a i tej ekipy. To nieprawdopodobne doświadczenie z trzech edycji Ligi Mistrzów. Ta drużyna dojrzała w trudnych bojach i pojedzie do Londynu, żeby wygrać spotkanie. Ma na to szansę, bo siłą Realu jest siła kapitalnych indywidualności. Choć oczywiście dzisiaj patrzy się na młodość, możliwości i cwaniactwo Tuchela. Pokazał to w PSG, awansując z tym zespołem rok temu do finału Ligi Mistrzów. Tu jednak ma wielkie wyzwanie, jeżeli chodzi o rewanż.
ZOBACZ TAKŻE: Liga Mistrzów: Pechowa porażka PSG. Manchester City coraz bliżej finału
Może być tak, że w finale Ligi Mistrzów zagra Chelsea z Manchesterem City, a w finale Ligi Europy zagra Manchester United z Arsenalem. Jak postrzega pan szanse obu drużyn? Choć wiadomo "Czerwone Diabły" jedną nogą już są w tym finale. Co powie pan o prestiżu, jaki dla Gdańska przyniesie finał dużej imprezy europejskiej?
Widzieliśmy, że nazwa Gdańsk była już eksponowana na bannerach. To duże wydarzenie dla miasta, ale i dla Polski. Nie zapominajmy, że okres pandemii uderza w branżę turystyczną. Gdańsk to jedno z miast w Europie, które żyje z turystyki. To jedno z tych miast, które nieprzypadkowo starało się o finał Ligi Europy. Miał być tam organizowany już w zeszłym roku, ale pandemia spowodowała, że UEFA zdecydowała się na turniej finałowy. Zbigniew Boniek świadomie wycofał się, jeżeli chodzi o Gdańsk w 2020 roku, bo liczył na finał z kibicami. I to się chyba spełni, bo decyzja rządu jest taka, żeby od 15 maja na trybunach była przynajmniej 1/4 publiczności. Może będzie decyzja nadzwyczajna? Zobaczymy. Tak czy inaczej - będzie to finał Ligi Europy z publicznością na polskim stadionie. A Manchester United? Ja bym powiedział, że są w finale już nie jedną, ale praktycznie dwiema nogami. Trudno sobie wyobrazić cud w Rzymie. Wydaje mi się, że rywalizacja w tej parze jest już rozstrzygnięta. A co do drugiego spotkania - to moje osobiste spojrzenie, że chciałbym finał między angielską i hiszpańską drużyną. Liczę na to, że sen Villarreal się ziści, a jego piłkarze jednak będą umieli obronić się w Londynie. Mają zaliczkę, wygrali 2:1, a Unai Emery to cwany trener, który pokazał niesamowitą drogę w Lidze Europy, wygrywając to trofeum z Sevillą trzy razy. Chciałbym, żeby to było starcie giganta - Manchesteru United - z "żółtą łodzią podwodną" czyli klubem, który kilka razy już zaistniał w Europie. Taki finał w Gdańsku byłby świetny, ale nie obrażę się, jeśli będzie to Manchester United - Arsenal.
Przejdź na Polsatsport.pl