Polskie mecze ze Sborną. Cieślik, Smolarek i zadyma w Warszawie
Dawniej mecze ze Związkiem Radzieckim miały nie tylko sportowy wymiar. Słynna wygrana 2:1 w 1957 roku na Stadionie Śląskim była, o czym pisze portal łaczynaspilka.pl, rewanżem za 17 września, Katyń, Jałtę i stalinizm. W 1982 roku, na mundialu w Hiszpanii, mściliśmy się za stan wojenny. Jednak, choć komunizm upadł, a od 30 lat już nie jesteśmy z Rosją w żadnym politycznie podległym związku, to ten rywal wciąż wzbudza wielkie emocje.
Mówisz Rosja, a piłkarski kibic myśli: Gerard Cieślik, Stadion Śląski, Lew Jaszyn, Związek Radziecki na kolanach. Od tego meczu minęły 64 lata, a kolejne pokolenia doskonale wiedzą, co się wtedy stało. A stało się to, że 100 tysięcy kibiców na Stadionie Śląskim i miliony przed odbiornikami zwariowało ze szczęścia po ograniu „wielkiego brata” ze wschodu.
Rzuciliśmy ich na kolana na oczach radzieckich generałów
Po zakończeniu meczu z trybun zebrano 50 tysięcy flaszek, bo każdy kibic mógł wnieść, co chciał. Spotkanie oglądali na żywo radzieccy generałowie, którzy akurat przebywali w Polsce, bo trzeba było podjąć strategiczną decyzję dotyczącą stacjonowania ich wojsk w naszym kraju. Ludzie ściskali generałów po bramkach Cieślika, nie wiedząc, z kim mają do czynienia, bo panowie byli po cywilnemu.
Tamto zwycięstwo nic nam nie dało, bo przegraliśmy z ZSRR dodatkowe spotkanie barażowe decydujące o awansie do finałów mistrzostw świata w 1958 roku. Nie zmienia to faktu, że ten mecz wciąż wiele dla polskiego kibica znaczy. Wtedy pierwszy raz pokonaliśmy Związek Radziecki, a w głównej roli wystąpił piłkarz, który w ogóle miał nie grać w tamtym spotkaniu. O tym, że zagra, usłyszał w radio. Jadł obiad, kiedy odwiedził go trener Ewald Cebula i potwierdził nominację.
ZOBACZ TAKŻE: Co z występem Milika na Euro. "Mamy plan"
Cieślik musiał dostać zwolnienie z pracy. Był mistrzem tokarskim, brygada w hucie go potrzebowała. Szef kibic dał mu jednak dzień urlopu. Wygraliśmy 2:1 po dwóch golach Cieślika, który później opowiadał, że spoglądając na bramkę rywali, celował w zegar. Po meczu koledzy z zespołu bili się o to, kto ma go znieść na rękach. Potem kibice martwili się, czy aby Cieślik przez dwie strzelone bramki nie został zesłany na Sybir. Jeden z sąsiadów odwiedził go, żeby sprawdzić, czy nie został ukarany, czy nadal jest w domu.
Polacy opychali się jedzeniem w szatni
Po barażu w Lipsku Rosjanie zlali nas w Moskwie (7:1 w meczu towarzyskim), przegrali z nami w 1961 roku w Warszawie (1:0, też towarzysko, po golu Ernesta Pohla), a potem dołożyli nam dwa razy w eliminacjach do igrzysk olimpijskich (1:0 i 2:1).
Redaktor Stefan Szczepłek opowiadał w rozmowie z dzieje.pl w barwny sposób o tamtych meczach z ZSRR. – Kraśnicki kopnął Szymkowiaka, a ten stracił przytomność. Wjechała karetka, ludzie wznosili antyradzieckie okrzyki i zaczęli rzucać butelkami. Pierwszy raz po wojnie tak otwarcie demonstrowano niechęć do Związku Radzieckiego – mówił Szczepłek o wygranym 1:0 meczu w Warszawie. Pohl skopiował wtedy wyczyn Cieślika pokonując Jaszyna.
W trakcie meczów w Moskwie gospodarze mieli wystawiać w szatniach stoły pełne jedzenia. – I to takiego, którego myśmy na oczy nie widzieli, jak owoce południowe. Polscy zawodnicy nie wytrzymywali i opychali się przed meczem. Gościnność była jednak obliczona na taki właśnie efekt – dodaje Szczepłek.
Szczęście uśmiechnęło się do Górskiego
Po serii czterech spotkań, z których trzy przegraliśmy, zaczęło się mówić, że Rosjanie to jest przeciwnik, którego styl nam nie leży. I właśnie ten rywal stanął na drodze Orłów Górskiego na igrzyskach w Monachium w 1972 roku.
Mecz w Augsburgu miał zadecydować o tym, czy zagramy o złoto. Bardzo długo nam się to spotkanie nie układało. Broniliśmy się, wyglądaliśmy słabo. Uratował nas przypadek. To wtedy miała miejsce słynna sprzeczka trenera Kazimierza Górskiego z Andrzejem Jarosikiem, po której ten stracił miejsce w kadrze. – Andrzej, wchodzisz – rzucił Górski. To była końcówka drugiej połowy, Rosjanie prowadzili 1:0, a Jarosik miał odwrócić losy spotkania. Miał, ale tego nie zrobił. Odmówił trenerowi. Obraził się, stwierdził, że na kilka minut nie będzie wchodził. Górski błyskawicznie wyznaczył do zmiany Zygfryda Szołtysika i to był strzał w dziesiątkę. Szołtysik rozmontował obronę przeciwnika do spółki z Włodzimierzem Lubańskim. Potem był mecz z Węgrami, złoto i początek wielkiej ery Górskiego.
Solidarność wygrała 1:0
Ten mecz dał nam awans do strefy medalowej na mundialu w Hiszpanii w 1982 roku. To był jeden z dwóch zwycięskich remisów za kadencji trenera Antoniego Piechniczka (drugim będzie 0:0 z Belgią w eliminacjach do mundialu w Meksyku). Spotkanie zapamiętamy z racji rekordów, jakie Włodzimierz Smolarek bił, gdy idzie o trzymanie piłki w narożniku boiska. Boniek wystąpił po meczu w telewizji w koszulce reprezentanta ZSRR. Spotkanie było jednak nie tylko spektaklem sportowym, ale i politycznym. Telewizja robiła, co mogła, żeby w trakcie meczu nie pokazać transparentów Solidarności.
Tamten mecz był rozgrywany w cieniu stanu wojennego. Ledwie kilka miesięcy przed mundialem na ulicach polskich miast jeździły czołgi, w więzieniach siedzieli działacze Solidarności. Piłkarze Piechniczka dali nam trochę radości w tych trudnych chwilach. Władzę te sukcesy też cieszyły. Reprezentacja Polski działała kojąco na nastroje. Kiedy jednak rozpoczął się mecz z ZSRR, to władza miała w głowie przede wszystkim to, jak nie pokazać w telewizji, w obrazie na żywo, transparentów Solidarności, które kibice wnieśli na Camp Nou. Realizator robił nawet przebitki z innych meczów, żeby jakoś je ominąć, ale i tak się nie udało. Następnego dnia zachodnia pokazała zdjęcie reprezentacji ZSRR na tle transparentu z napisem: Polska – Rosja 0:0, Solidarność – ZSRR 1:0.
Wojna na moście
Ostatnim spotkaniem z Rosją, jakie wywołało gigantyczne emocje, było to na Euro 2012. Szykowaliśmy się na nie w atmosferze wojny. Przed meczem doszło do zamieszek z udziałem chuliganów. W trakcie bójki na moście Poniatowskiego rzucano czym popadnie. W ruch poszły butelki, kamienie i petardy. Kilkanaście osób zostało rannych, setkę zatrzymała policja.
Mecz miał rekordową oglądalność. W szczytowym momencie zmagania piłkarzy śledziło 16 milionów widzów. Dobrego wyniku jednak nie osiągnęliśmy. To był nasz drugi mecz w grupie i drugi zakończony remisem. Tymczasem apetyty mieliśmy wyostrzone do maksimum. Liczyliśmy, że po 1:1 z Grecją włączymy drugi bieg. Nic takiego jednak się nie stało, a trener Franciszek Smuda tłumaczył, że choć mamy młody, zdolny zespół, to nigdy nie będziemy grali jak Brazylia.
Na Euro nie wyszliśmy z grupy, drzwi zamknęli nam ostatecznie Czesi, pokonując nas we Wrocławiu, ale przez chwilę, dzięki remisowi z Rosją, żyliśmy nadzieją.
Przejdź na Polsatsport.pl