Legendarny Julio Cesar Chavez dla Polsatu Sport: Liczy się tylko miłość kibica, reszta nieważna!
37 walk o tytuł mistrza świata. 115 zawodowych pojedynków. - Nigdy nie będzie takiego drugiego jak Julio Cesar Chavez, nigdy - mówi rodak legendy Canelo Alvarez, dziś najlepszy pięściarz świata bez podziału na kategorie wagowe. Jak się okazało podczas rozmowy, Julio "El Gran Campeon Mexicano" Cesar Chavez (107-6, 85 KO) nic się nie zmienił. Ciągle brutalnie szczery, ciągle mocno bije. Zapraszam.
Ubrany w koszulkę upamiętniającą rekordowe 89 zwycięstw i żadnej porażki Julio Cesara Chaveza, legendy boksu nie tylko meksykańskiego ale światowego czułem się mocno. Z dziś 58-letnim Chavezem rozmawiałem kilka razy, ale to było raczej zdawkowe, "co słychać, jak ci się podoba gala", niż możliwość porozmawiania trochę dłużej. Mistrz nie zawodził na ringu, nie zawiódł przed kamerą i mikrofonem.
Przemysław Garczarczyk: Kiedy ostatni raz rozmawialiśmy, było to przed montrealską walką Andrzeja Fonfary z twoim synem, Julio Juniorem. Powiedziałeś wtedy, że oglądanie w akcji syna to więcej stresu niż kiedy sam walczył na ringu. Ciągle tak jest?
Julio Cesar Chavez: Dzieciaki jak dorastają, to nie słuchają rodziców, bo myślą, że zjedli wszystkie rozumy. Kiedy bił się z Fonfarą, był zbyt ciężki, miał złą wagę. Teraz jest to samo kiedy bije się z Andersonem Silvą, znowu jest waga, która mu nie pasuje, ale tak już jest, tego nie zmienimy. Odpowiadając na pytanie - ciągle się denerwuję!
ZOBACZ TAKŻE: Dwukrotna mistrzyni olimpijska w boksie zadebiutowała w MMA. Jak jej poszło?
Jest mnóstwo rzeczy, które można powiedzieć o twojej karierze: te 115 stoczonych walk zawodowych, niesamowitych pojedynków, dla mnie najbardziej niezwykły jest rekord 37 pojedynków o pas mistrza świata. Jak udało ci się być mentalnie przygotowywanym, przez tak wiele lat, do takich wyzwań?
Julio Cesar Chavez: Na początku to było bardzo łatwe - dyscyplina. Kiedy było już 85 walk bez porażki, zacząłem się czuć jak ktoś, kto już wszystko zrobił, niczego więcej nie musi. Przestałem być głodny i się zaczęło. Wszyscy wiedzą o moich problemach z alkoholem, narkotykami - wtedy zaczęły przychodzić porażki. Do dziś jestem przekonany, że gdybym utrzymał wcześniejsze nastawienie psychiczne, dyscyplinę to spokojnie dotrwałbym do 100 walk bez porażki. Z łatwością. Zabrakło tego głodu zwycięstwa, bo gdyby nie to, byłbym nie tylko wielkim meksykańskim championem, ale największym pięściarzem w światowej historii boksu.
Myślę, że ciągle jesteś jednym z nich, tych największych w historii. Byłem w Dallas, kiedy Canelo bił się z BJ Saundersem. Widziałem, kim jesteś dla fanów. I słowa Canelo, że już nigdy nie będzie drugiego takiego jak Julio Cesar Chavez - co to dla Ciebie oznacza?
Julio Cesar Chavez: Wszystko zawdzięczam Bogu, nawet to, że udało się wygrać z uzależnieniem. Od tego momentu, wszystko jest błogosławieństwem. Wydaje mi się, że moja ostatnia wygrana, z narkotykami i alkoholem spowodowała, że fani kochają mnie bardziej niż kiedykolwiek. Są pieniądze, mistrzostwa świata, niezliczone pasy ale te jednego dnia są, drugiego już ich nie ma. Miłość fanów nigdy nie przemija.
Koledzy, wiedząc, że będziemy rozmawiać prosili mnie o zadanie takiego pytania: która z twoich dziesiątków niesamowitych walk najbardziej zapadła ci w pamięci? Kiedy byłeś najlepszy? Dla mnie taką walką jest pojedynek z Edwinem Rosario, ale jest może taka, której kibice nie doceniają?
Julio Cesar Chavez: Z całym szacunkiem dla wszystkich rywali, ale kiedy biłem się z Rosario czułem się nietykalny, niemożliwy do pokonania. To była dobra, twarda walka, ale tak, jak mówię - byłem pewny siebie, wiedziałem, że wygram. Moja najlepsza to pojedynek z Hectorem "Macho" Camacho. Pod każdym względem czułem się znakomicie: fizycznym, mentalnym, znałem jej znaczenie dla fanów boksu. To wydarzenie sparaliżowało Meksyk: zamknięte sklepy, pełen stadion. To była moja największa walka, mój największy sukces. Dlatego zaakceptowałem pojedynek z Camacho jr, kiedy pojawiła się taka oferta. Z respektu dla ojca, bo po walce staliśmy się przyjaciółmi. To też walka dla fanów: zobaczycie mnie po raz ostatni w ringu, to podziękowanie za waszą miłość.
Walka z Camacho Juniorem jest zapisana jako pojedynek pokazowy, ale czy ktoś taki jak ty, zawsze idący na całość, będzie o tym pamiętał?
Julio Cesar Chavez: To miał być show, pokazanie kibicom choć części tego, co ze mnie boksersko zostało, ale Camacho Junior zaczyna opowiadać jakieś głupoty, że to ma być zemsta za ojca i takie inne bzdury. Na początku to było zabawne, ale teraz? Opowiada, że się na mnie rzuci, że mnie znokautuje, bo tyle lat czekał na taką okazję. OK, w takim razie ja też wychodzę na ring bez litości, a Camacho junior dostanie taki sam łomot jak jego ojciec. Takie gadanie o zemście, co to ma znaczyć? Wiem, że nie jestem takim pięściarzem jak kiedyś, nie mam tej szybkości co kiedyś, ale ciągle mogę pobić i Juniora i kilku innych co ciągle walczą. Dlatego zdejmę w ostatniej rundzie kask ochronny - albo on mnie znokautuje, albo ja jego. Dostanie takie lanie, że nie pocieszą go ani pieniądze, ani nie pomoże żadna pielęgniarka. To ostatnia runda, bez kasku - to dla fanów na całym świecie. Dziękuję Wam!
Przejdź na Polsatsport.pl