Euro 2020. Marian Kmita: Nadzieja umiera ostatnia
W sobotę na Euro 2020 gramy z Hiszpanią. No i znowu, jak uczy historia ostatnich dwóch dekad losów polskiej reprezentacji na wielkich turniejach jest to drugi mecz klasycznego tryptyku: Otwarcie – O wszystko – O honor. Co tu dużo mówić, pomimo chlubnego wyjątku występu drużyny Adama Nawałki we Francji AD 2016 wszyscy tak się do tego przyzwyczailiśmy, że już nawet nie zżymamy się za podłe wyniki naszych Orłów, ale wciąż gniecie nas i uwiera styl przegranych meczów.
Czy tym razem będzie inaczej? Na papierze wszystko jest przeciwko nam. Jakiekolwiek obiektywne kryterium zastosujemy do porównania szans obu reprezentacji, na koniec wychodzi nam mniej lub bardziej spektakularna klęska naszej drużyny. Na szczęście to nie siatkówka, koszykówka czy piłka ręczna. Tam, w dziewięciu na dziesięć przypadków wygrywa ten teoretycznie silniejszy. W futbolu – na szczęście dla nas – nie jest to już tak oczywiste. No, ale ten słabszy, chcąc dać sobie jakiekolwiek szanse w starciu z gigantem musi spełnić kilka podstawowych warunków. Po pierwsze musi ograniczyć swoje słabe punkty. W naszym przypadku mecz ze Słowacją w Sankt Petersburgu dostarczył długa listę słabości naszej drużyny. Od taktyki i przygotowania fizycznego począwszy a na indywidualnych błędach skończywszy. Co zatem może zrobić trener Paulo Sousa? Jego samego nie możemy tak a vista zmienić, a ostatnia deklaracja Prezesa Zbigniewa, że nawet nieudane Euro nie pozbawi go posady utwierdza nas w przekonaniu, że jedyna nadzieja to to, że mamy do czynienia z odważnym i mądrym człowiekiem. Na razie nie widać ani jednego, ani drugiego. No, ale dajmy mu szansę.
ZOBACZ TAKŻE: Kto za Krychowiaka w meczu z Hiszpanią?
Jeśli jest mądry i odważny to nie wystawi dzisiaj w bramce Wojciecha Szczęsnego, który jest klasycznym Jonaszem naszej reprezentacji. Dowodów na to dostarczył nie tylko puszczając szmatę w meczu ze Słowacją, ale też swoimi wcześniejszymi popisami na Euro 2012 z Grecją i na MŚ w 2018 z Senegalem. No i trudno uwierzyć, że gdyby nie jego kontuzja w pierwszym meczu na Euro 2016 i zastępstwo Łukasza Fabiańskiego, to drużyna Nawałki dotarłaby do ćwierćfinału imprezy. W ważnym meczu nigdy nie pomógł, a jak ktoś miał coś sknocić, to można było na nie go zawsze liczyć.
Jeśli Sousa jest mądry i odważny to zrezygnuje z Grzegorza Krychowiaka nie tylko, co oczywiste, w dzisiejszym meczu z Hiszpanią, ale także w kolejnym meczu ze Szwecją. Pan Grzegorz, choć zapewniał na konferencji prasowej po meczu ze Słowakami, że nie jest clownem, to jednak robi wszystko aby nim być. Jego krańcowo nieodpowiedzialne zachowanie na boisku w Petersburgu definitywnie dyskwalifikuje go na reprezentacyjną przyszłość. Taki błąd mógłby się przydarzyć umownemu Kacprowi Kozłowskiemu, który ma siedemnaście lat i pół reprezentacyjnego występu na koncie, ale nie doświadczonemu i utytułowanemu Krychowiakowi. A jego konferencyjny występ to już była żałosna groteska utwierdzająca tylko samego piłkarza w przekonaniu, że nic się nie stało, bo po prostu to jest taki job.
Jeśli Sousa jest odważny i mądry to najpierw dotrze do głowy Roberta Lewandowskiego a później zabroni mu biegania po całym boisku w poszukiwaniu wolnej piłki. Może nawet będzie tak odważny, że ustawi naszego Asa na boisku, na pozycji nr „10”, a nie „9”, do czego Pan Robert ma duże inklinacje i pewnie sprawdziłby się znakomicie grając dalej od bramki przeciwnika. O zamieszaniu w szeregach obronnych rywali już nie wspomnę, bo przecież rutynowo dwóch z nich ma całomeczowy dyżur przy naszym napastniku i z automatu pójdą za nim nawet pod naszą bramkę, uwalniając swoje pole karne od ścisku i systemowych zapór.
ZOBACZ TAKŻE: Zmiana selekcjonera? Tak, ale nie w tym momencie
No, ale przestawienie myślenia Pan Roberta o jego roli w reprezentacji to jest zadanie dość trudne. Łatwiejsze będzie powrócenie do bezpiecznego systemu z czterema obrońcami i wprowadzenie do gry młodych i zdrowych, takich choćby jak wspomniany wyżej zawodnik Kozłowski. Pojęcie „młody i zdrowy” jest oczywiście umowne. W meczu ze Słowacją bardzo dobrze wypadł Tymoteusz Puchacz, bo jemu nie tylko chciało się grać, ale jeszcze miał do tego elementarne predyspozycje fizyczne czyli możliwości.
Życząc więc Panu Sousie mądrości i odwagi, chciałem na koniec go pokrzepić. Jestem pewien, że cokolwiek śmiałego i zaskakującego uczyni, to aż tak dużo nie ryzykuje. Naród polski w obszarze futbolu jest zawsze do końca pełen irracjonalnej nadziei i zawsze ktoś z nas zaśpiewa nie tylko nieco zużyte „ Polacy nic się nie stało”, ale i bardziej ofensywne „ Już za cztery lata, Polska będzie…”. Zatem trenerze - odwagi!