Charlo - Montiel bez KO, ale w Houston była ringowa wojna!
Sędziowie byli potrzebni, po obu stronach leciały bomby, ale nikt nie był na deskach, walka trwała pełne dwanaście rund. Nie znaczy to, że kibice się nudzili - wprost przeciwnie. Ciągłe ataki, serie mocnych ciosów mistrza świata WBC Jermalla Charlo (32-0, 22 KO), głowa z kamienia Juana Maciasa Montiela (22-3, 22 KO), która wytrzymywała wszystko i Meksykanin, który do ostatniej rundy potrafił bardzo mocno oddawać faworytowi. W tej walce było wszystko, co kochają fani!
WALKA WIECZORU: Jermall Charlo/USA (32-0, 22 KO) pokonał jednogłośnie na punkty Juana Maciasa Montiela/Meksyk (22-3, 22 KO) broniąc pasa WBC wagi średniej
Czy może być dwunastorundowy pojedynek w którym jeden pięściarz wygrywa wszystkie rundy, ale walka jest zacięta, są mocne ciosy i wszystko może się zdarzyć nawet w ostatnich minutach? Bardzo, bardzo rzadko, ale może - taki był w Houston pojedynek Jermalla “Przyszłości Boksu” z mało znanym Meksykaninem Montielem. Patrząc tylko na statystyki, to była pełna dominacja obrońcy pasa mistrza świata WBC: 258 do 127 w trafionych ciosach, 57-7 w lewych prostych i wreszcie 201 (rekord Jermalla) -120 w ciosach mocnych (power punches). Ktoś, kto nie oglądałby pojedynku w Houston mógłby pomyśleć, że Macias po prostu ma betonową głowę, a Charlo wcale tak mocno nie bije, ale to nie była prawda. W każdym razie nie do końca, bo Montiel ma głowę z kamienia, ale wcale nie ograniczał się tylko przyjmowania. Kiedy w siódmej i ósmej rundzie, po namowach trenerach Ronniego Shieldsa by zaczął bić kombinacjami, Jermall zaczął to robić, wyglądało, że koniec Meksykanina w którego narożniku stała cała rodzina (trzech wujków i dziadek) jest już blisko. Dwie rundy później to Charlo miał już rozbite oko, Montiel trafiał i ekipa sprawozdawców zaczęła się zastanawiać, czy nie będziemy świadkami dramatu. Nie byliśmy bo Charlo to pięściarz kompletny: kontrolował mocnymi ciosami walkę do ostatniej chwili, ale Meksykanin i tak próbował atakować i trafić ten jeden, rozstrzygający cios. Nie tym razem - jednogłośne, zdecydowane zwycięstwo na punkty Jermalla Charlo, który od razu powiedział, kogo chce zobaczyć jako rywala ringu. “Nie zmieniam kategorii wagowej, zostaję w średniej, Chcę wszystkich pasów, więc chcę też walki z Gołowkinem” - zapowiedział Teksańczyk.
Zobacz także: Grupa Polsat Boxing Promotions nawiązała współpracę z innymi promotorami i wybrała bazę
Isaac Cruz/Meksyk (22-1, 15 KO) - Francisco Vargas/Meksyk (27-3, 19 KO): Cruz jednogłośnie na punkty
Na pewno było krwawo, szczególnie w ostatnich minutach, kiedy po wielokrotnych - z obu stron zresztą - zderzeniach głowami twarz Vargasa zalała się krwią. Cruz ma przydomek “Pitbull”, wygrywał walkę, ale co podkreślali komentatorzy amerykańskiego “Showtime”, zawsze dodawał coś ekstra - i to niekoniecznie zgodnego z przepisami. Vargas to były mistrz świata, ale były champion WBC był w ringu z trzynaście lat młodszym rywalem - i to było widać. Vargas miał w tej walce doświadczenie, ale to ciosy Cruza “ważyły” znacznie więcej, Przed walką Cruz zapowiadał nokaut, ale na pewno i tak był zadowolony ze zwycięstwa nad byłym czempionem, największego na jego liście pokonanych. Czy dostanie teraz walki jeśli nie o pas, to zbliżające go do najlepszych, bo jak zapowiadał przed pojedynkiem, o to mu tylko chodziło? Przekonamy się wkrótce, a oglądać Pitbulla zawsze będzie warto.
Angelo Leo/USA (21-1, 9 KO) - Aaron Alameda/Meksyk (25-2, 13 KO): Leo wygrywa dwa do remisu
Gdyby sędziowie punktowi ogłosili remis, nikt - łącznie z zawodnikami - by się nie pogniewał. Ostateczny zwycięzca zawdzięcza pozytywną decyzję sędziów umiejętności wygrywania rund, kiedy punktowi najbardziej zwracają uwagę i pamiętają, co się dzieje na ringu - w ostatniej minucie. Walczący dla “Mayweather Promotions” Leo, który przegrał pięć miesięcy temu pojedynek o tytuł mistrza świata WBO z Fultonem, zdawał sobie sprawę, że kolejna porażka na pewno wyeliminuje go z grona bijących się o pas. Podobnie musiał myśleć jego rywal: Alameda przegrał do walki w Houston tylko raz i też z wtedy mistrzem świata, Luisem Nery. W “Toyota Center” zobaczyliśmy dwa zupełnie inne style: Alameda zadowalał się w tym pojedynku głównie biciem z kontry, jego przeciwnik stawiał na więcej zadawanych - ale niekoniecznie celnych - ciosów. Tym razem nie było ich aż tak dużo więcej dla Leo - tylko dwadzieścia (211 do 191 dla Leo) - ale tylko jeden z sędziów zdecydował się dać remis. Szkoda, bo byłby to werdykt, który chyba najbardziej odpowiadał temu, co działo się na ringu.
Przejdź na Polsatsport.pl