Euro 2020. Białoński: Klucz do szwedzkiego zamka
Serce, charakter, ambicja, waleczność – dzięki tym cechom Biało-Czerwoni zdobyli przyczółek, z którego mogą zaatakować cel numer jeden – awans do 1/8 finału Euro 2020. W odróżnieniu od Euro 2012 i MŚ 2018 w ostatnim meczu grają nie tylko o honor i – co najważniejsze – wszystko spoczywa w ich rękach. Nie znaczy to, że mogą osiadać na laurach, tym bardziej, że Szwecję po raz ostatni o punkty pokonaliśmy 47 lat temu – pisze dyrektor Sport.Interia.pl Michał Białoński.
Mało kto dawał nam szansę na punkt w meczu z Hiszpanią. Praca Paulo Sousy, a przede wszystkim serce do walki, jakie szczególnie w II połowie pokazali jego podopieczni zaprocentowały.
Polska najlepsza na ME w pressingu przed bramką rywala
Sousa wpaja swym podopiecznym atak wysokim pressingiem w tercji najbliższej bramki rywala. Pod tym względem jesteśmy najlepsi na turnieju, zanotowaliśmy aż 120 takich prób, podczas gdy będące tuż za nami w tej klasyfikacji Holandia i Włochy nie dobiły do 100 po dwóch kolejkach ME. To polowanie na błędy przeciwnika dało nam bramkę na Wembley i o mały włos nie skończyło się trafieniem Karola Świderskiego w spotkaniu z Hiszpanią.
ZOBACZ TAKŻE: Który ekspert Polsatu Sport poprawnie wytypował wynik meczu z Hiszpanią?
Sousa sam sobie podał rękę, bo skończył z eksperymentami i wystawił wreszcie przewidywalny także dla piłkarzy, najmocniejszy skład. Dobrym posunięciem było wysłanie na lewe wahadło Tymoteusza Puchacza, który nie miał żadnych kompleksów, a przede wszystkim żadnego strachu, podejmując pojedynki z rywalami z renomowanych klubów.
Modera, Jóźwiaka i Kozłowskiego powiew młodości
Powiew młodości na środku, gdzie wykartkowanego Grzegorza Krychowiaka zastąpił Jakub Moder też dał dobry impuls drużynie. Zamiast spowalniania gry, było dziarskie przenoszenie jej do przodu. To Kuba, bezczelnym wbiegnięciem między dwóch Hiszpanów, zainicjował akcję, która przyniosła nam wyrównanie.
Krytycy zarzucają mu, że spóźnioną interwencją spowodował rzut karny, ale młodości Modera sprzyja też fortuna, wszak „jedenastka” nie została wykorzystana.
Życiowe zawody w kadrze zagrał Kami Jóźwiak, Robert Lewandowski potwierdził, dlaczego jest najlepszym piłkarzem świata, a Kamil Glik wypluwał płuca, czasem klął jak szewc – najważniejsze, że nie odpuszczał i zespół czuł, że przed bramką stoi skała, której siły rywala nie rozłupią.
Odrabianie strat po Słowacji nie jest zakończone
Pamiętajmy jednak, że to dopiero początek odrabiania strat po porażce ze Słowacją, a deficyt punktowy pozostaje. Po dwóch meczach nawet podczas Euro 2012 mieliśmy więcej dwa, a nie jeden punkt. Zamykamy stawkę i w środę zmierzymy się z liderem grupy – „Trzema Koronami”.
W narodzie słyszę hurraoptymizm, spowodowany pewnie rankingiem FIFA, w którym Hiszpania jest szósta, a Szwecja dopiero 18. – o trzy pozycje przed Polską. Paradoksalnie ze Szwedami będzie się grało jeszcze ciężej niż z „La Roja”. Główna przyczyna jest prosta: podopieczni Janne Anderssona nie zostawią nam tyle wolnej przestrzeni na własnej połowie, ile dawali ofensywnie nastawieni Hiszpanie. Tymczasem atak pozycyjny nigdy nie był naszą mocną stroną.
Na dodatek Szwedom do awansu potrzebny jest remis, więc będą ostrożni, a zagrażać naszej bramce spróbują choćby po rzutach rożnych.
Kolejny powód, dla którego pokonanie Skandynawów będzie niesamowicie ciężkie, to kwestia mentalna. W boju z Hiszpanami nasi piłkarze chcieli odkupić winy po kompromitacji w meczu ze Słowakami, po której zarówno kibice, jak i eksperci nie zostawili na nich suchej nitki. Teraz trudniej naszej ekipie będzie wykrzesać złość sportować – wszak remis z Sewilli został przyjęty jak zbawienie.
Ponadto Szwedzi nie popełnią prostego błędu. W przedmeczowych zapowiedziach nie rozsierdzą Roberta Lewandowskiego hasłem o pożeraniu go przez stoperów. Postarają się zrobić swoje na boisku.
Uniknąć mentalnej matni
Grunt, żebyśmy znowu nie wpadli do pułapki mentalnej, w jakiej znaleźliśmy się przed bitwą ze Słowakami i w efekcie odstawaliśmy pod względem waleczności. Jeśli się z tej matni nie wydostaniemy, to grozi nam powtórka scenariusza z Euro 2012. Wówczas pokonanie Czechów w ostatnim meczu grupowym również miało być formalnością i dawało nam awans. Wszyscy dobrze pamiętamy, jak to się skończyło. Tymczasem Szwedzi nam jeszcze bardziej nie leżą niż Czesi, których potrafiliśmy pokonać w eliminacjach MŚ, za kadencji Leo Beenhakkera.
Paulo Sousa i jego ludzie muszą użyć wszelkich metod, aby utrzymać zespół w stanie podwyższonej gotowości bojowej. I to w każdym względzie: wolicjonalnym, taktycznym i strategicznym. Bez tego zostanie nam tylko rozpamiętywanie utraconych szans na imprezie czterolecia.
Przejdź na Polsatsport.pl