Iwańczyk: Polska. Kraj piłkarskich histeryków

Piłka nożna
Iwańczyk: Polska. Kraj piłkarskich histeryków
Fot. Cyfrasport
Iwańczyk: We wszystkich internetowych sondach, jakie widziałem, zdecydowana większość kibiców uważa, że Sousa powinien kontynuować swoją pracę. Komentarze pod tym zawarte wskazują racjonalnie, że choć Portugalczyk zawiódł, trudno ocenić, jakim jest trenerem, bo pracował zbyt krótko, a wchodził za stery w mocno krytycznym momencie.

Gdybyśmy wystartowali w mistrzostwach na najbardziej histeryczne reakcje futbolowe, nie tylko wychodzilibyśmy z grupy, ale bylibyśmy regularnymi mistrzami. Nie umiemy w piłkę nożną. Nawet nie chodzi o to, że nie umiemy grać, ale mijają dekady i wciąż nie dochodzi do nas, że to materia, która wymaga planu i cierpliwości. Trudno rozmawia się w Polsce o piłce nożnej, trudno podsumowuje się nieudane turnieje, zewsząd wybrzmiewa chęć rewolucji i partykularny interes.

Porozmawiałem z Holendrem i Włochem, którzy od lat żyją w Polsce i zdążyli już poznać nasz mentalny rys. Co ważne, obaj wywodzą się z krajów ukształtowanych piłkarsko, żeby nie powiedzieć z cywilizacji piłkarskich totalnie nam obcych, choć wcale nie naznaczonych samymi sukcesami. Holendrzy poza Euro 88 zmagają się przecież z piętnem nadzwyczajnych generacji, którym brakuje czegoś, by postawić kropkę na „i”.

 

Włosi z kolei, choć to jedna z najbardziej utytułowanych nacji globu, także przeżywali swoje traumy. Obaj rozmówcy – zresztą goście naszych polsatowych magazynów piłkarskich - zgodnie twierdzą, że trener Paulo Sousa powinien kontynuować swoją misję. Że kilka miesięcy, jakie dostał, to zbyt krótki czas, by wprowadzić swoją myśl, tchnąć autorską koncepcję, wykorzystać potencjał ludzi, którzy przecież w Europie wiele znaczą.

 

ZOBACZ TAKŻE: Kto czarnym koniem Euro 2020?

 

Są kibicami, którzy doskonale znają się na futbolu, nie są wprawdzie fachowcami z branży, ale wiedzą dostatecznie wiele, by uznać, że misja trenera nie powinna kończyć się na ośmiu meczach. Wyznają także jakże obcą nam zasadę czekania na efekty. Są takie dziedziny życia, wśród nich piłka nożna, sport w ogóle, które oparte są na powtarzalności i wymagają cierpliwości.

 

U nas tymczasem - pisząc u nas mam na myśli rodzime środowisko piłkarskie - odbywa się kolejny chocholi taniec, że jak kadra narodowa, to powinien być polski trener. I choć trudno doliczyć się na palcach jednej ręki sensownych kandydatów znad Wisły, to i tak powinien być to Polak, bo polski trener – cytując klasyka - jest bardziej mojszy niż twojszy. Ani pół refleksji, ani pół wniosku, zmieniamy, bo znów wyszło na nasze, że obcy wcale nie znaczy lepszy. I tak od sześciu wielkich imprez w XXI wieku, bajka się ciągle powtarza według schematu: awans na turniej, wielkie nadzieje, totalna klapa i palenie na stosie.

 

Futbol nie tylko podlega ewolucji, to pędząca w rozwoju dziedzina życia, w której spóźnieni nie mają racji. Jak i w technologiach, tak i tu możemy postawić wyraźną cezurę (i stawiałbym na przełom wieków), kiedy sport poszedł w kierunku nauki, totalnego profesjonalizmu, właściwie wyścigu zbrojeń. Wszystko to wymaga opisanej na lata strategii, doktryny, która stanie się fundamentem.

 

Aż sześciu trenerów w XXI wieku przegrywało wielkie imprezy. Zaczął Jerzy Engel, dalej był Paweł Janas, Leo Beenhakker, Franciszek Smuda, także Adam Nawałka i teraz Sousa. Nie wspominam już tych, którzy ani na Euro, ani na mundial nie zdołali się zakwalifikować, ale w sumie od 1997 roku mieliśmy 11 (!) selekcjonerów, którzy pracowali średnio 2,1 roku. Szwecja, z którą przegraliśmy awans do kolejnej rundy, dokonała w tym czasie czterech zmian, a Tomas Soderberg i Lars Lagerback pracowali w sumie 11 lat w rozmaitych konfiguracjach.

 

Krótko mówiąc siedem razy wyłożyliśmy się boleśnie, nie wyciągnęliśmy z tego żadnych wniosków, potykamy się o te same przeszkody, ale nie szukamy sposobu, by je ominąć. Jesteśmy mistrzami w szukaniu i wskazywaniu winnych, urządzania publicznych egzekucji. Zmieniamy dla zmiany, istotą jest u nas, kto prowadzi samochód, a nie czy jest w ogóle zdolny do jazdy. Żyjemy w ułudzie, że skoro przejechał bez usterek jeden etap (Euro we Francji przed pięcioma laty), to mamy bolid, który powinien prowadzić się sam i zawsze docierać do celu pierwszy ze wszystkich.

 

Moi wspomniani na początku tekstu rozmówcy, kiedy zapytałem ich, czy można nas nazwać futbolowymi histerykami, zgodnie odpowiedzieli, że tak. Nie umiemy właściwie oceniać stanu posiadania, budujemy wzniosłe cele niepoparte żadną racjonalną przesłanką. Kiedy inni pracują, co najwyżej nanoszą delikatną korektę, my co kilka lat wywracamy wszystko do góry nogami i zaczynamy od nowa.

 

Najgorsze, że od lat nie ma nadziei, płynące z innych środowisk wzorce (np. świata polityki) nie są niczym godnym naśladowania. Trudno rozmawia się w Polsce o piłce nożnej, trudno podsumowuje się nieudane turnieje, zewsząd wybrzmiewają emocje, chęć rewolucji i partykularny interes.

 

Nadzieję dają jednak kibice. We wszystkich internetowych sondach, jakie widziałem, zdecydowana większość kibiców uważa, że Sousa powinien kontynuować swoją pracę. Komentarze pod tym zawarte wskazują racjonalnie, że choć Portugalczyk zawiódł, trudno ocenić, jakim jest trenerem, bo pracował zbyt krótko, a wchodził za stery w mocno krytycznym momencie. Może to dobry znak. Może przestaniemy wreszcie działać histerycznie, a zaczniemy logicznie. Jeśli nie, za dwa lata po mundialu, o ile w ogóle na niego pojedziemy, czeka nas to samo: awans na turniej, wielkie nadzieje, totalna klapa i palenie na stosie.

Przemysław Iwańczyk, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie