Takiej drużyny Czesi nie mieli od czasów Brucknera. Wygrana z Holandią meczem założycielskim?
Na Euro 2004 Czesi byli drużyną, która grała najpiękniejszy futbol, a ich mecz z Holandią, gdzie ze stanu 1:2 wyszli na 3:2, był jednym z najlepszych, jaki rozegrała tamta, prowadzona przez Karela Brucknera drużyna. Teraz Czesi znów ograli Holendrów, zaskakując piłkarski świat, bo przed Euro 2021 mówiono, że już sam awans jest sukcesem. W końcu, od czasów Bruckera, reprezentacja naszych południowych sąsiadów pikuje ostro w dół.
Reprezentacja Czech narodziła się w 1994 roku po rozpadzie Czechosłowacji. Można jednak potraktować Czechów, jako spadkobierców tamtej reprezentacji. A jeśli tak, to można ich też nazwać jedną z lepszych turniejowych ekip w Europie.
Czeska uliczka i karny à la Panenka
Prezes PZPN Zbigniew Boniek po wygranej Czechów z Holandią w 1/8 Euro 2020 (2:0) napisał na Twitterze, że włączył im się tryb Polska z 2016 roku. Brzmi fajnie, ale trudno się z tym zgodzić. Czesi w światowym futbolu osiągnęli zdecydowanie więcej niż my. Do historii przeszły określenia o podaniu w "czeską uliczkę" czy karnym "à la Panenka". Za tymi stwierdzeniami szły też konkretne sukcesy.
Antoni Panenka w finale mistrzostw Europy w 1976 roku, w serii rzutów karnych, pokonał Seppa Maiera w dość niecodzienny sposób. Wziął długi rozbieg, popatrzył na to, co zrobi Maier i kiedy ten zrobił ruch w jedną stronę Panenka strzelił lekko w środek bramki. Po tym golu Czechosłowacja cieszyła się z jedynego w historii tytułu mistrza Europy, a sam Panenka co jakiś czas znajduje naśladowców.
Jeśli chodzi o podanie w "czeską uliczkę" (teraz to po prostu prostopadłe podanie), to dało ono naszym sąsiadom dwa srebrne medale w mistrzostwach świata. Pierwszy przed wojną, w 1934 roku. Zresztą czeski napastnik Oldrich Nejedly został królem strzelców turnieju. Sukces Czechosłowacy powtórzyli w 1962 roku, a największą gwiazdą tamtej ekipy był Josef Masopoust. Był mistrzem prostopadłych zagrań, strzelił też w finale gola, który dał jego drużynie prowadzenie w meczu z Brazylią. Przeciwnik odpowiedział jednak trzema i Czechosłowacja wróciła z Chile ze srebrem.
Na Euro grają zawsze
Po rozpadzie Czechosłowacji reprezentacja Czech nie ma szczęścia do mundialu, zagrała na nim raz, w 2006 roku, i skończyła na fazie grupowej. Za to na Euro Czesi grają nieprzerwanie od 1996 roku. Zaczęli od wicemistrzostwa. W 2004 było 3-4 miejsce po pechowej porażce z Grekami (0:1) w półfinale. Turniej w 2012 Czesi skończyli na ćwierćfinale, w pozostałych (2000, 2008, 2016) nie wychodzili z grupy.
To właśnie ten kiepski trend na Euro sprawiał, że Czesi zaczęli tęsknić za drużyną Karela Brucknera, czyli najlepszą reprezentacją od czasów tej, która w 1996 roku zdobyła srebrny medal na mistrzostwach Europy. Warto jednak przypomnieć, że kiedy jeszcze Bruckner był za sterami, to w miarę trwania kadencji był coraz bardziej krytykowany. Po Euro 2004 pojechał z kadrą na dwie duże imprezy (mundial, Euro), ale obie przegrał. Kibice zaczęli gwizdać na zawodników. Bramkarz Petr Cech słysząc to, powiedział nawet kiedyś: "jeszcze za nami zatęsknicie". Ta przepowiednia się spełniła, bo po Brucknerze było już tylko gorzej.
- Już sam awans na Euro 2021 uznano za wielki sukces - mówi Grzegorz Rudynek, dziennikarz "Przeglądu Sportowego", specjalista od czeskiej piłki. - Jeszcze za kadencji Karela Jarolima, poprzednika obecnego selekcjonera, ta drużyna miała bardzo słabe wyniki. Zdarzały jej się porażki, jak 1:5 z Rosją. Jaroslav Silhavy objął kadrę w 2018 roku i wlał trochę nadziei. Poprawił atmosferę, w eliminacjach do Euro Czesi wygrali 2:1 z Anglikami, po którym mówiono, że taki mecz założycielski, coś jak nasza wygrana z Niemcami na PGE Narodowym za kadencji Adama Nawałki. Nie zmienia to faktu, że po tych mistrzostwach wiele sobie Czesi nie obiecywali.
Przed turniejem byli wolni i ślamazarni
Brak oczekiwań był związany z tym, że w ostatnim poważnym sprawdzianie przed Euro Czechy przegrały 0:4 z Włochami. Piłkarze Silhavego byli wolni, ślamazarni, grali bez ikry. Tamten zespół trudno było podejrzewać o to, że jest w stanie osiągnąć jakiś spektakularny wynik. Zresztą w grupie Czesi nie dokonali niczego spektakularnego. Wygrali 2:0 ze Szkotami, zremisowali z Chorwacją (1:1) i przegrali z Anglią (0:1), zajmując trzecie miejsce. Dopiero mecz z Holandią był przełomem. - To była perfekcja, Holendrzy nie oddali żadnego groźnego strzału - zauważa Rudynek.
Czesi z Holandią pokazali wszystko to, z czego słynęli na udanych dla siebie turniejach. Przede wszystkim znakomitą organizację gry i perfekcję w obronie. I jeśli ta machina jeszcze bardziej się rozpędzi, to właśnie ten mecz, a nie eliminacyjną wygraną z Anglikami, będzie można uznać za mecz założycielski.
Drużyna podobna do tej, która zdobyła w 1996 roku srebro
Gdyby snuć jakieś porównania, to Czesi mają podobny zespół do tego z 1996 roku. Podobny w tym znaczeniu, że nie ma w nim gwiazd europejskiego formatu. Wtedy, w 1996 roku srebro wywalczyli zawodnicy w znacznej mierze anonimowi. Dopiero na mistrzostwach Pavel Nedved, Karel Poborsky czy Vladimir Smicer uzyskali status gwiazd i przenieśli się do klasowych drużyn. Z zespołem Silhavego jest podobnie. Jedyna różnica polega na tym, ze wtedy o sile stanowili zawodnicy Sparty, a teraz Slavii Praga.
- Slavia zdominowała czeską piłkę, Silhavy był jej trenerem, więc nic dziwnego, że reprezentacja jest odbiciem tej drużyny - komentuje Rudynek. - Nie ma się jednak czego wstydzić, bo Slavia w ostatnim czasie dwukrotnie grała w ćwierćfinale Ligi Europy. Ostatnio dopiero Arsenal wyrzucił ją za burtę.
Schick, czyli czeski Lewandowski
Reprezentacja może przekroczyć poziom, który osiągnęła Slavia. Już jest w ćwierćfinale i zdecydowanie stać ją na to, by pójść krok dalej. Ma argumenty, ma Patrika Schicka, który 5 lat temu przeszedł ze Sparty Praga do włoskiej Sampdorii za 4 miliony euro, dwa lata później zamienił Sampdorię na Romę za 42 miliony euro, ale nie rozwinął się tak, jak tego oczekiwano. Na tym Euro ma coś do udowodnienia i na razie świetnie mu to wychodzi.
Schick to może być wkrótce taki czeski odpowiednik naszego Roberta Lewandowskiego. Już mówi się o nim, jako o jednej z gwiazd turnieju. Zdecydowanie służy mu klimat Bundesligi, gdzie gra obecnie. Na Euro zwyczajnie zachwyca. Otworzył wynik wygranego meczu ze Szkocją, a na dokładkę zdobył też drugiego gola strzałem z połowy boiska. Z Chorwatami wywalczył i wykorzystał karnego. Jedenastkę strzelał z krwawiącym nosem, bo oberwał we wcześniejszym starciu. Holandii też strzelił. Może zostać najlepszym snajperem, bo choć ma mniej goli niż Cristiano Ronaldo, Karim Benzema i Emil Forsberg, to ma nad nimi tę przewagę, że wciąż gra. Drużyny konkurentów do korony króla już odpadły.